Znaku życia nie dajemy jakbyśmy nigdy o grzeczności i uprzejmości nie słyszeli, albo mimo milionów lat ewolucji z gałęzi nie zeskoczyli. Ba, z prazupy lub kałuży życia nie wyszli dzięki jakiejś rybie. Aż się przestraszyłem, że za wzór gbura będę robił. Ja, kot znany z taktu, miłośnik muzyki , kwiatów
( przyznam, że szczególnie odpowiada mi woda z wazonu , mająca dłuższy kontakt z łodygami, ale to taki szczególik najmniej istotny), wielbiciel rannej ciszy po nocy pełnej wrażeń i słonecznych dni mam pozostać w waszej pamięci jako osobnik ponury i zadzierający nosa. W życiu. Mimo zajęć rozlicznych będę pisał. Nikomu kot się z pracą nie kojarzy, no to od dzisiaj będzie. Od wielu lat żyję w drużynie psów, jeszcze jednego mruczka, jeża, ryb i Halinki, która to jak wiecie straciła Kogoś Ważnego, potrzebnego jej do życia bardziej nawet niż ja. Dobry czas jej zniknął, humor też, choć próbuje trwać jak dawniej. Mimo wielkiego szacunku dla opiekunki za te dni bez kochanego pańcia stawiam jej jedynkę. Przedwczoraj zapomniała, że ja nie przepadam za suchą karmą. Długo zmuszony byłem prosić o inne jedzonko. Masz co jeść, masz co jeść - gadała i dalej czytała smutne wiersze. Dopiero jak spakowałem walizki i usiadłem pod drzwiami gotów pomaszerować w siną dal dotarło do niej, że takie traktowanie mnie jest niedopuszczalne. Jej szczęście, że się opamiętała. Straciłaby jednego z pomocników w budowaniu nowego ładu "Bez". Tak, tak bez z dużej litery, bo to ono zrujnowało nam tamten znany, dobry świat. Dzień w dzień budujemy nowy dom i gdy już ciepły ogień pali się w piecu, a z komina dym leci i gorąca kawa na stole stygnie zamiast czasu rozmów, my rujnujemy ten z żalu i smutku zbudowany bezpieczny kąt. A potem mozolnie cegiełka po cegiełce próbujemy zbudować coś nowego, trwałego. Odmieniamy swoje zwyczaje. Dusia zmusza Halinkę do ciągłych zabaw. Ba, zjada paszteciki dwa razy dziennie. Na ochotnika to robi. Kiedyś za żadne skarby nie przełknęłaby takiej mielonki. Robimy dużo rzeczy, aby było inaczej, aby się nie kojarzyło. Zmieniamy miejsca spania, potrafię tak się umiejscowić, że mimo wielkości znaleźć mnie trudno, choć w tej dziedzinie mistrzynią jest kocica. Ta jak wciśnie się między szafkę, a ścianę znika, mówię wam znika. Niestety nie mogę jej oduczyć reagowania na ludzki głos. Jak tylko opiekunka ją zawoła stojąc w pobliżu kryjówki Dusia się odzywa. Po kociemu, ale szukająca doskonale owe miauknięcia rozumie. My, czterołapne próbujemy przekonać naszego człowieka, że jeszcze ma do kogo powiedzieć : dzień dobry i dobranoc. Inaczej się przecież śpi, gdy rano wita się dzień z kimś bliskim.
Te dość smutne refleksje są z powodu mgieł i humorków jesiennych. Gdy liście z drzew spadają trzeba się troszeczkę poddać nastrojom przemijania. Nie da się inaczej.
A teraz powracam do optymistycznej wersji życia. Żale wylane, czas na uśmiechy.
Myślałam o War przez ostatnie tygodnie - brakowało Was. Jak dobrze, że się odezwaliście - że coś napisałeś, Mamrotku. Nie umiem pocieszyć, nie wiem nawet jak - bo wiem, że ciężko. Ale bądźcie z nami często, jak najczęściej.
OdpowiedzUsuńMamrotku, tęskniłam, myślalam. Ucałuj Dusię, przytul Halinkę. Dobrze, że jesteście:*
OdpowiedzUsuńPrzytulamy cieplutko
OdpowiedzUsuń