wtorek, 22 grudnia 2015

Kociak mrożony

Dzień pierwszy - świt
15 grudnia 2015, godz.5.46 - sms „Dzień dobry, pani Aniu. Mam gorąca prośbę - przy Szkole Baletowej znalazłam malutkiego wyziębionego bardzo chudego kociaka. Czy może mi pani pomóc? Ala.”
O tej porze jeszcze śpię, smsy przychodzą mi bezgłośnie - więc śpię dalej.


6.15 - telefon. Pani Aniu, przepraszam, ze tak wcześnie, Ale co z tym maluszkiem zrobić? Ja nie mogę…. Chudy, wyziębiony, biegunka - zielona, aż strzela….
Pani Ala z Wrocławskiej - wiem, że nie może. Stado kotów w domu, część przewlekle chorych, finansowo beznadziejnie… A mały ma biegunkę - wszystko może być…
Pani Alu, proszę do lecznicy całodobowej, zadzwonię, poproszę, by został ile trzeba, w międzyczasie jakieś miejsce znajdę.
Lecznica - mówię, że przyjdzie pani z kociakiem, że na nasz rachunek, żeby troszkę został. Uczciwie mówią, że mają w szpitaliku kociaka z chorobą zakaźną, że jeśli nie musi zostawać, to niech nie zostaje…
Pani Ala koty ma dorosłe, w razie czego odporniejsze - pani Alu, w lecznicy podadzą co trzeba, zostać nie może, proszę go zamknąć w kontenerku w łazience, dogrzewać, myć ręce, niech nie ma kontaktu z Pani kotami, po pracy go zabiorę.
Po godzinie wiadomość z lecznicy - temperatura 35,5, skrajnie odwodniony, szkielecik, nie dało się założyć wenflonu, dostał glukozę 0 co się dało podskórnie, antybiotyk osłonowo. Szanse minimalne, ale są, trzeba grzać, karmić, nawadniać i  czekać.
Dzień pierwszy - popołudnie i wieczór
17.30 - podjeżdżam pod dom p.Ali, dostaję zawiniątko z kociakiem i pakiecik z  lekami, kociak prawie się nie rusza. Cały dzień grzany, zjadł pół puszeczki paszteciku, zrobił jedną kupkę - zielona, rzadka, ale już bez strzelania. Po drodze jeszcze jadę do lecznicy - może tym razem uda się wenflon założyć?



Lekarka wzdycha na widok kociaka, kręci głową, jedna łapka, druga - z wenflonu nici. Kroplówka podskórnie, mam dawać często a mało, grzać, grzać, grzać - co prawda ma już 37,5, ale to ciągle mało, nie wiadomo, ile „jego” a ile z podgrzewania. Oczka zamknięte, żadnych reakcji obronnych, taki bezwładny… Czy chory na coś? Na razie nie wiadomo. Mam pokazać następnego dnia.
W domu stawiam maluszkowi miseczkę, troszkę je, malutko. Wg mnie za malutko - dopycham go convalescence, małymi porcjami co 1,5godz do wieczora, układam przy kaloryferze - ciepełko się spodobało, mały chętnie leży na kocyku.
Późno, już w nocy ostrożniutko schodzi z kanapy, powolutku, trzy kroczki i chwila odpoczynku, cztery kroczki i posiedzieć, idzie do kocich misek - kilka chrupek, kilka łyków wody. Powolutku wraca do kanapy, próbuje się wspiąć - nie daje rady, pomagam, układam przy grzejniku.
Dzień drugi - 16 grudnia 2015
Rano - śpi tam, gdzie położyłam go wieczorem, ale musiał w nocy chodzić, obok kuwetki malutka kupka, kolor prawie normalny, prawie uformowana. Śladów wymiotów nie widzę. Spał na kanapie - czyli udało mu się na nią wejść. Lepiej? Oby… Chętnie zjada trochę paszteciku, malutko - więc znów convalescence.



Kroplówka pod skórę - trochę boli, pewnie szczypie, bo z dodatkami, maluch popłakuje, ale nie wyrywa się.
Potem powolutku drepcze do kocich misek - chrupki, popić. Wraca znów krok po kroku, przysiadając, słabiutki.
Układam go przy grzejniku - ręką czuję, że kociak ciągle chłodny…
I pędzę do pracy,
Późne popołudnie - lekarz. Kolejna próba wenflonu - nic. Dobrze, że je, że nie ucieka od ciepła, że nie ma wymiotów, że kupka ustalona. Ale nadal cieniutki. Zalecenia nadal te same. Kontrola za dwa dni.
Wieczór - kociak śpi przy grzejniku, je po odrobince, powolutku drepcze do misek i  kuwety, ale nie jest w stanie do kuwety wejść - załatwia się obok.
Dzień trzeci - 17 grudnia 2015
Właściwie bez zmian, oprócz tego, że wdrapuje się na kaloryfer i tam śpi, pewnie tam cieplej niż na kanapie. To dobrze - zawsze się boję najgorszego, kiedy koty uciekają do ciepła.



Zaczyna odrobinę interesować się otoczeniem - otwiera oczka, obserwuje. Kupka w kuwecie - czyli znalazł siłę, by przejść przez krawędź. Widziałam też, że spał na fotelu przytulony do dużego kota - czyli nabiera sił, bo na fotel jakoś wdrapać się musiał. Je też coraz więcej, reaguje na dźwięk otwieranej puszki - schodzi z  kaloryfera, czaka na kanapie na podstawianą pod nosek miseczkę.
Dzień czwarty - 18 grudnia 2015
Nadal bez większych zmian. Chociaż - po śniadanku mył buzię, wieczorem też próbował się myć. Więcej chodzi po mieszkaniu - nadal trzy wolne kroczki i  odpoczynek, ale nie spędza całego czasu śpiąc.
Kontrola lekarska - już nie jest taki „suchy”, temperatura 38, dalej te same zalecenia. W weekend lecznica nieczynna, jakby coś się działo - pędź do całodobówki. Mały nadal mało stabilny.
Dzień piąty - 19 grudnia 2015
Chyba lepiej - rano nie czekał na jedzenie na kanapie, przydreptał - prawie bez odpoczynków - do wspólnej miski. Trochę zwiedza mieszkanie. Widziałam, jak kilka kroczków prawie podbiegł - ale to jeszcze za duży wysiłek, długo potem siedział w jednym miejscu.
Za to już nie muszę ciągle dokarmiać - wcina chrupki. Po kilka, ale często podchodzi do miski. Wdrapał się na parapet, posiedział w doniczce.
Dzień piąty - 20 grudnia 2015
Spał na grzejniku - ułożył się na boczku. Wygląda też lepiej - futerko mniej zjeżone.



Ładnie je, wyraźnie buntuje się przeciwko kroplówkom i zastrzykom. Dużą część dnia spędził aktywnie - oglądał, obwąchiwał, towarzyszył mi w łazience. Przez chwilę nawet się bawił - prowokował zabawę. Wskakiwał do koszyka, znalazł tam punkt obserwacyjny - niezbyt wysoko, ale wskoczyć trzeba.
No i ucieka przede mną - dość skutecznie.
Przed świętami jeszcze wizyta kontrolna.
Chyba jesteśmy na prostej?
Na imię ma Frozzy - to chłopczyk, 2-2,5miesiąca.
Nikt go nie szuka….
Ratowanie tego malca raczej nie będzie drogie - nawet krwi na badanie nie udało się pobrać… Dwie bańki płynów, wenflony, antybiotyk, trochę convalescence - potem odrobaczenie i szczepienie - myślę, że zamknie się kwotą rzędu 300zł.
Gdyby ktoś chciał mu po pomóc - to dla Frozzy’ego na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 
Domu będziemy szukać po świętach - jak go porządnie utuczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz