piątek, 20 grudnia 2013

Koty warsztatowe

opowiada ansk
Mam samochód. Więc jeżdżę co jakiś czas do warsztatu samochodowego, właściwie stale tego samego. Kilka dni temu (19.12.2013) byłam tam bardzo rano, przed pracą, zostawić samochód na przegląd. Pod drzwiami mieszkania właścicieli siedziała czarna kotka w obróżce przeciwpchelnej, głośno i zdecydowanie domagając się otwarcia drzwi. Miała nacięte jedno uszko…. Przypomniało mi się, że kiedyś ją już spotkałam. Zajrzałam na kocie forum:
26.05.2011 - wczoraj pojechałam po samochód do warsztatu, za płotem kręciła się coś za gruba czarna kotka - podeszłam, nie uciekła, zwabiłam na puszkę, zapakowałam do kontenera. Do resztek puszki przyleciały trzy kociaki - jednego pogłaskałam delikatnie, wygiął grzbiecik, spojrzał na mnie, i prysnął. Kotka już w lecznicy, kociaki mają panowie dziś łapać”
Nie mam starych zdjęć kotki. Pamiętam, że trochę opiekowali się nią, tzn karmili, pracownicy warsztatu i pani z przyległej kawiarenki, ale generalnie była „tutejsza” - czyli wszystkich i niczyja. Gdzieś sypia - nie wiedzieli, czy te trzy kociaki to już wszystkie - też nie byli pewni. Za to pani strasznie lamentowała, że chcę skrzywdzić kotkę sterylizacją, ale na pytanie, czy zajmie się obecnymi kociakami i następnymi miotami - nie umiała albo nie chciała odpowiedzieć. Przeważyło zdanie właścicieli warsztatu.
Więc kotka pojechała na sterylizację, łapanie kociaków zadeklarowali pracownicy warsztatu - raczej ucieszeni rozrywką niż powodowani troską o maluchy. I znów cytat z forum:
27.05.2011 - wczoraj panowie warsztatowcy z poświęceniem - pokazywali pogryzione ręce, jakoś nic nie widziałam - złapali trójkę kociaków, dołożyli czekoladę. Przyjęła je nieoceniona i jak zwykle niezawodna CC”
Zdjęcia kociaków znalazłam tylko dwa - oto one:

Nie pamiętam w ogóle tych maluszków, trafiły do lecznicy i dzięki lekarce CC stamtąd się wyadoptowały dość szybko, z zapisków na forum wynika, że po kilkunastu dniach.
Wracam do dnia wczorajszego i kotki. Odbierając samochód zapytałam właściciela warsztatu dlaczego kot zimą spędza noce na dworze i płacze pod drzwiami. Uśmiechnął się - kotka mieszka w domu, rano życzy sobie wychodzić na spacer, potem wraca na śniadanko, opiekują się nią nadal wszyscy, ale jest ulubienicą mamy tego pana. Ma rezydencję na stole przy kaloryferze - w chłodne dni wyleguje się tam całymi dniami. Pokazał mi to kocie miejsce - budka, obok posłanko w poszewce, przykryte czystym ręcznikiem-prześcieradełkiem, widać, że często zmienianym, miseczki niedaleko. I kotka - mrucząca, okrąglutka, przyjazna. Z naciętym czubkiem uszka.
Po co to piszę? Nie mogę być pewna, ale myślę, że gdyby kotka tam rodziła kolejne kociaki, i ona, i jej dzieci były przeganiane, w najlepszym razie tolerowane. Może miałyby jakąś szopę w ogrodzie, ale na pewno kilka kotów nie spałoby na czystych prześcieradełkach przy kaloryferze i nie nosiłoby obróżek na pchły. Ot, jakieś tam anonimowe koty, którym każdy (prawie) rzuci coś do jedzenia, ale nie zainteresuje się miejscem na zimę czy zaropiałymi oczkami - zasłaniając się wygodnym hasłem „prawa natury”.
I jeszcze krótka relacja z pewnej rozmowy. Zadzwonił pan karmiący koty - administrator dużej kamienicy. Pan zadzwonił w związku z zimowym dokarmianiem kotów. Koty nie wszystkie sterylizowane, chciałam przekonywać, ale pan miał swoje racje - w kamienicy muszą być koty, w tej chwili jest ich za mało, pokazały się szczury. Koty mają ocieplane budki, w razie potrzeby są leczone. Są pełnoprawnymi mieszkańcami posesji, nikomu nie przeszkadza, że wylegują się na samochodach, że czasem coś oznaczą. Bo dla pana administratora i mieszkańców kamienicy jasne jest, że albo koty albo szczury, tertium non datur. I wolą koty. Chyba pierwszy administrator, który wie, że
koty są absolutnie niezbędne. Czyżby malutka iskierka nadziei na zmianę świadomości administratorów budynków?
To co? Może na osłodę smrodku dydaktycznego jeszcze jedno zdjęcie czarnej wysterylizowanej kotki - już domowej - nie wszystkich, czyli niczyjej. Na czystym posłanku. Z naciętym uszkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz