zwierzyła się Karolina
Chyba niemal każdy z
nas, mniej lub bardziej zorientowany w internetowych legendach,
spotkał się kiedyś z żartobliwym schorzeniem zakwalifikowanym
jako od-pieluszkowe zapalenie mózgu. Dla niedoinformowanych szybka
lekcja.
Od-pieluszkowe
zapalenie mózgu
- choroba przewlekła i ciężka w leczeniu, spowodowana wirusem,
którym można zarazić się na porodówce. Odpowiednio wcześnie
zdiagnozowana może być mniej niebezpieczna w skutkach. Częściej
dotyczy kobiet niż mężczyzn, a główne objawy w wielkim skrócie
to przekonanie o tym, że na temat brzdąców wszystko wie się
najlepiej, a jednocześnie robi się przy ich wychowaniu najgorsze i
najgłupsze błędy.
Dziś będzie o innej
odmianie wirusa, a konkretniej tej dotyczącej zwierząt, jeszcze
konkretniej - kotów. Cierpi na nią znaczna część niedoszłych
właścicieli, a rozpoznanie dyskwalifikuje ich niemal natychmiast.
Nie od dziś
wiemy, że znalezienie domu dla zwierzaka to nie lada wyzwanie. Przez
moje M3 przewinęło się od października 2015 do dziś - maj 2016
- aż (albo dopiero) jakieś 18 sztuk kociego futra, więc nie
jestem jeszcze ekspertem, ale już na pewno nie laikiem. Wiem, jak
wygląda dom prawidłowy, jak względny, a jak wygląda taki
kompletnie nieodpowiedni. I choćbym naprawdę chciała napisać
kilka zdań o tym pierwszym, to niestety więcej emocji wywołuje
ostatni, o którym informować trzeba.
Więc lecimy po
kolei.
KOLEKCJONERZY
"Bo ja chcę
takiego burego. Burego chłopczyka koniecznie. Z białą łatką na
nosie, zielonymi oczkami, różowymi poduszeczkami i sześcioma
czarnymi włoskami na tyłku".
Znacie to skądś? Bo
ja aż za dobrze. Ja naprawdę rozumiem, że każdy ma swój "typ"
kota, niemal jak faceta. Wiecie, wysoki, opalony brunet. Tylko ze
zwierzakiem jest trochę jak z facetem, koniec końców i tak
kończysz z niskim, przysadzistym blondynem. I jak przymkniesz jedno
oko, a drugie przymrużysz, to niemal nie dostrzegasz różnicy, bo
urzeka Cię jego charakter. Nie mówię by od razu wciskać komuś
czarnego jak węgiel kocura, jeśli wyraźnie chciał białą kotkę,
ale taka skrajna upartość w swoich przekonaniach razi mnie na
kilometry, zupełnie jakby kot inny niż ten wymarzony był gorszy.
Odnosi się wrażenie, że ktoś szuka ozdoby, a nie przyjaciela na
pół życia. Aż chce się doradzić, by poszukał pluszowego...
Moje ulubione pytanie, które przejdzie do historii, to sms o 3 w
nocy od jednej Pani, a jego treść to: "Czy kot ma buzię
okrągłą czy raczej jak szczupak?". Jak łopata, proszę Pani.
PRZEWOŹNICY
Ludzie nie
odróżniający kota od dziecka czy nawet psa, sądzący, że
przecież czworonoga można przewieźć na drugi koniec Łodzi pod
pachą i nic wielkiego się nie stanie.
Nauczona
doświadczeniami za każdym razem powtarzam jak mantrę, że przy
odebraniu kota konieczny jest kontenerek, klatka, na litość boską
- chociaż porządne pudełko. Na szczęście 99% ludzi dziwi się,
że wspominam o czymś tak oczywistym, ale wyżej wspomniana Pani od
szczupaka kota chciała zabierać pod połami kurtki. Skórzana
jest, ciepła jest, na podszewce, to mu tam będzie dobrze przez te
40 minut jazdy tramwajem. Ucieknie? Gdzie ucieknie? Od takiej fajnej
pańci, z kurtki takiej skórzanej? Nie ucieknie na pewno, przecież
3 miesięczne kocię w ogóle nie wystraszy się huku dochodzącego z
dudniącego życiem miasta.
I sytuacja z dziś,
która doprowadziła mnie na skraj nerwów i ostatecznie była
impulsem do tego tekstu o bezkresnej głupocie. Jadę sobie
tramwajem, od babci wracam, wiadomo - załadowana żarciem, jakbym
miała szykować się do wojny światowej, albo przynajmniej
organizowała wesele. No więc ociężała stoję, trzymając się
dosłownie jednym palcem barierki, usypiając niemal na stojąco,
kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk znany aż za dobrze. Miauk.
Najpierw pomyślałam, że całkiem mi odbiło, trzeba te obecne koty
wydać i zrobić sobie przerwę, skoro słyszę je nawet w tramwaju.
Jeden przystanek, drugi. Kolejny miauk. Marszczę brwi, po chwili
jednak unosząc je po samą linię włosów, bo kątem mojego ślepego
oka dostrzegam jednak coś futerkowatego jakby, czarno białego,
małego i drącego się już okrutnie. Spojrzałam raz, drugi, trzeci
i doszłam do wniosku, że oczy mnie nie mylą, jakkolwiek chore by
nie były. Młoda dziewczyna stojąca pod oknem, przewoziła około
5-6 miesięcznego kociaka na rękach, nieudolnie owiniętego w...
kawałek jakiegoś worka, jakby torby. Kocię wyrywało się,
płakało, drapało i tylko czekałam, aż będę rzucać babcine
słoiki w pogoni za uciekającym zwierzakiem, nie posiadającym nawet
kawałka smyczy czy szelek, bo gdyby takowe miało, nawet bym się
nie odezwała. Ale, że nie dostrzegłam dosłownie ŻADNEGO
zabezpieczenia w obrębie 5 metrów, to włączył mi się solidny
alarm i zebrałam się w sobie, doczołgałam te kilka kroków, by
Pani delikatnie zwrócić uwagę, czy jest świadoma, że kota się w
ten sposób nie przewozi. Usłyszałam, że przecież chce dojechać
jak najszybciej do domu, bo nie robi tego, by mu uprzykrzyć życie.
Celowo może nie, ale on zachowywał się rozpaczliwie, więc dodałam
tylko, że nie trzeba być ekspertem, by widzieć, że jego
przerażenie wcale nie jest urocze i rozczulające, jak chyba sądziła
cała reszta pasażerów... I by pilnowała go, bo nawet nie zauważy,
jak ucieknie. Później usłyszałam już tylko zza pleców słowa
jakiejś starszej Pani, że "te z tych fundacji to się do
wszystkiego dopier**lą" i przytakiwanie Pani z kotem. Słów
brak, opada wszystko - od biustu, przez ręce, po reklamówki ze
słoikami.
A potem w internecie
i na plotach ogłoszenia, telefony do tych upierdliwych fundacji -
ratunku, zginął kot, z odnalezienie nagroda, pomóżcie szukać,
może trafił do Was, nie jem i nie śpię, martwię się.
Ale kolejnego wezmę
pod pachę i do tramwaju.
Albo nie będę
szukać, wezmę sobie „nowego”.
Dzięki Pani artykułowi od lipca nie oddałem nikomu kotków i pewnie już u mnie zostaną , bo mają dodatkową wadę ,są wysterylizowane a to takie nienaturalne i nie będzie się można nacieszyć kociakami . Oczywiście przed wystawieniem ich do parku w pudełku jak się znudzą .
OdpowiedzUsuńCóż.... gorzkie to.... ale te wystetylizowane też znajdują domy - poproszę o zdjecia i jakiś tekścik, ogłosimy na blogu.
OdpowiedzUsuń