"Zmieniłam
niedawno pracę - jej siedziba mieści się przy podwórzu, jakich
wiele w centrum Łodzi.
I
jak to w takich miejscach, szybko okazało się, że biegają koty -
nikt nie wie, czy czyjeś, czy ktoś się o nie troszczy - wiele
ludzi dokarmia, ale właścicieli brak. Dobiegały mnie informacje z
różnych stron - a to, że to mama i córka, dwie kocice.
Z drugiej - że wiele miotów już było. Z trzeciej - że
kocięta nie przetrwały nie bez powodu, i zdarzało się je odnaleźć
z odciętymi główkami...
Decyzja
więc zapadła szybko - kociaki trzeba wyłapać, mamy zawieźć na
sterylizację.
Niestety
nie było to łatwe zadanie - koty zaprawione w boju życia na
ulicy, niegłupie, dać się złapać nie chciały, a ja w łapaniu
kotów doświadczenie mam zerowe. Na szczęście z pomocą przyszła
grupa I KTO TU MRUCZY i fundacja For Animals. Po stosunkowo szybkim
złapaniu dwóch maluchów, przyszły długie godziny czekania -
kocice uciekły nie wiadomo gdzie, przerażone maluchy się pochowały
w niedostępnej dla nas komórce. Czas uciekał, aż przyszedł
moment na dramatyczne rozwiązania - wyłamanie drzwi i wyciąganie
kociaków z zawalonej, brudnej komórki, do której od lat nikt nie
zaglądał... Niestety przez widoki w komórce wiemy też, że dla
dwóch kociaków przybyłyśmy za późno...
Po
paru godzinach efekt: cztery maluchy złapane, mamy i jeden kociak
zostały. Małe śliczności - trikolorka i buraska oraz dwa
łaciate kocurki. Zważywszy na dramatyczne warunki, w jakich
mieszkały, nawet w niezłym stanie - już czekają na dobre domy.”
Tak
napisała Monika, biorąca udział w porannej sobotniej (4 czerwca
2016) akcji - zaczęliśmy o 6.30, skończyliśmy z lokowaniem
kociąt w bezpiecznym miejscu o 13tej. Potem jeszcze 6.30-8.00 i
21.30-0.30 w niedzielę. I będzie nocka w poniedziałek…. Oby
owocna…
Ale
ab ovo - po wiadomości od Moniki Basia przeprowadziła rekonesans
- w kwiatowej kępie na pewno malutka tri i małe czarne, na
pewno większa czarna - ich matka - już w nowej ciąży. Z
„wywiadu środowiskowego” - karmiąca chuda burasia i jakieś
malutkie, ale już wysuwające noski z komórki - co najmniej dwa,
bo bure i łaciate.
Podobno
nikt regularnie nie karmi, pracowi koledzy Moniki coś dadzą… i
te odcięte główki…
No
to nie tracimy czasu. Zaczynamy tak wcześnie, jak o możliwe -
barierą są bramy zamykane i otwierane o ściśle określonych
godzinach.
Wskutek
tego pośpiechu myśleć zaczęłyśmy już stojąc przy nastawionych
klatkach - przypomniałam sobie wiadomość do p.Sylwii - 23
kwietnia widziała przy pizzerii czekającą na resztki burą chudą
kotkę. Pizzeria jest - dwie bramy dalej. I przy tej pizzerii
niedawno bure coś i czarne intensywnie łapała taka p.Barbara, a
przynajmniej dużo o tym opowiadała. Bure podobno było karmiące,
ale czemu odpuściła łapanie czarnego? Nie wiem… Spotykała tam
dwie karmicielki, miała ich telefony, miała mi je podać, kilka
razy prosiłam - nie podała. Spytałam smsem o koty, nie
odpowiedziała. Czyli kontaktu do karmicieli nie mam, wiedzy o
kotach nie ma jak porównać… P.Sylwia zaalarmowała dwie kociary z
okolicy, znam obie - obie niemłode, obie z różnych
powodów nie są w stanie łapać, mogą najwyżej czasem podejść z
karmą..
No
nic, stawiamy klatki, stoimy, czekamy. I obserwujemy. Oprócz znanych
nam czarnej ciężarnej i jej dwóch maluszków, burasi i jej co
najmniej dwóch - mniejszych kociąt - jest jeszcze dymny albo
wyleniały kocur. No i utrapienie łapaczy - gołębie. Koty
przemieszczają się po dwóch podwórkach, na jedno - to, na
których stoimy - jest swobodne wejście w ciągu dnia, drugie to
ukwiecone podwórko prywatnej kamienicy, raczej niedostępne.
Ruch
przy klatkach słaby, koty albo bardzo ostrożne, albo najedzone. Ale
przecież nikt nie karmi? W końcu coś się dzieje - klatki stoją
tak, ze trudno je obserwować, taki układ podwórza, widzimy tylko,
że oprócz gołębi coś się tam rusza. Ku naszemu zaskoczeniu
dublecik - dwa mniejsze maluszki. Czyli są w komórce. Ile ich tam
zostało? Często udaje się złapać matkę „na maluchy” - ale
jeśli zgarnie się wszystkie, inaczej kotka będzie pilnować tych
niezłapanych. Trudno, próbujemy - maluszki do kontenerka,
kontenerek przy klatce. Czekamy.
Czekamy.
A
może spróbować wejść na to drugie podwórze? Udało się, ktoś
zapomniał zamknąć furtkę, przekładamy klatkę nad płotem,
czarne małe pryska spod kwiatów, chowa się pod samochody - i po
chwili zagląda da klatki. Niestety tylko zagląda..
A
mała tri biegnie - biegnie - biegnie przez podwórko, na chwilę
zatrzymuje się przy klatkach - i znika w komórce…
Czekamy…
Czekamy…
W
końcu rodzeństwo wychodzi, zaczyna interesować się zawartością
łapek, bada je starannie, nam serca walą, szumi w uszach, ciśnienie
rośnie (przynajmniej mnie, źle znoszę takie emocje), nie patrzę,
by sobie ich oszczędzić, słucham - jest, delikatne trzaśniecie
zamykającej się klatki!!
Gołąb…..
Wzrost
ciśnienia padł mi na mózg, pod moja presją podjęte zostały
działania siłowe - wejście do komórki w celu wyłapania
kociaków rękami.
Trochę
rys na skórze, dziur w odzieży, kolekcja pajęczyn, dwa kociaki
w kontenerze, jeden nieosiągalny - cud, że w tym
rumowisku dwa udało się znaleźć. I ciałko podrostka….
A
potem już tylko poszukiwania dt dla maluszków - niestety
bezskutecznie, sezon kociakowy w pełni…. Więc do lecznicy, które
zgodziła się je za umiarkowaną opłata kilka dni przetrzymać -
bardzo dziękujemy. Fachowy przegląd, konieczne zabiegu medyczne,
trochę fotek - więcej będzie w ogłoszeniach.
Pierwsza
parka - dublecik, łaciatek i buraska, jasny i tri wygrzebane z
komórki
A
potem do domu - sobotnie porządki.
W
niedziele rano pojechałam sama - postawiłam klatki..
Była
burasia, była czarna, przemknął dymny,. Małego czarnego nie
widziałam.
I
były gołębie. Po siódmym złapanym zabrałam klatki i udałam się
do sklepu, potem do dt z maluszkami po kotce zmarłej na pp, potem do
rudego Barneya i jego bardzo chorego pana - też kiedyś pewnie
napiszę - a potem do pracy.
[url=https://n
I
w końcu zaczęłam trochę myśleć - w rezultacie przemyśleń
odgrzebałam nr starszej pani, o której wiem, że karmi w okolicy
późnym wieczorem. Umówiłyśmy się, spotkałyśmy. W naiwności
swojej ustawiłam klatki we wskazanym przez starszą panią miejscu
- zgodnie z informacją, że tam karmi, mimo że miałam wrażenie,
że czekają na nią niezupełnie tam. Starsza pani odjechała, a
kotów nie było. Poszłam połazić - znalazłam miseczki z
jedzeniem… Przestawiłam klatki - złapał się burasia. Znów
poszłam połazić - i znalazłam świeżo wysypaną suchą karmę…
Z rezygnacją zwinęłam majdan - tylko jeden kot….
A
jeszcze jakieś łaciate krówkowate się kręciło.. .
Na
szczęście wiem, kto tę sucha daje - pani, z która dawno temu
łapałam koty przy Światowidzie. I to krówkowate pewnie stamtąd
- wysterylizowane. Pani dziś suchego nie da, Monika postara się
dopilnować, by na podwórku nie nakarmiono. A ja pojadę tak, by
spotkać karmicielkę - zanim ukradkiem nakarmi koty. I posiedzę
trochę. Trzymajcie kciuki - do złapania czarna ciężarna, dymny
i czarny malec.
A
jeśli chcecie pomóc kotom pod naszą opieką - to bardzo proszę,
ciągle potrzebne szczepienia, odrobaczenia, ciągle któreś choruje
- w końcu sporo ich mamy pod opieką - konto FFA Łódź 71 1020
2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja
For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz