Jesień. Pełno liści, które psy do domu przynoszą, a my koty wąchamy. Ech, polecieć gdzieś po tych szeleszczących, kolorowych dywanach, poczuć zapach wolności. Łka kocia dusza za swobodą, ale zaraz sobie przypomina głód, zimno, mokrości, brak miejsca na drzemkę.Co z tego, że tej swobody było po kokardę, gdy życie w zagrożeniu wielkim upływało. Ciągle coś trąbiło, zgrzytało, świeciło światłami i jak kot miał pospać.
Nawet po czterdziestej piątej ucieczce przed psem, złym ktosiem, jeżdżącą maszyną nie mogłem odpocząć. Musiałem być czujny jak żołnierz na warcie w okopach. A teraz mruczę, nucę sobie na mięciutkim posłanku pieśń sytego miauczka. Sam decyduję kiedy podjeść , kiedy spać, kiedy się z Duśką poganiać. Tyle wolności mi wystarczy. Wszyscy mamy pewne ograniczenia wolnościowe. Kto myśli, że jest inaczej bardzo się myli. Nie martwię się za co komorne zapłacić, co do garnka włożyć, więc żyje sobie dobrze. To żyje rymuje mi się z tyję, ale co to to nie. Nie jestem gruby, ba nawet znajomi twierdzą, że schudłem. Fakt, brzuch mam mniejszy i sylwetkę smukłą. Halinka zamierzała udać się do znanej nam lecznicy i tam naukowo odnaleźć zagrożenia zdrowotne. Na szczęście dla mnie Waleria (jeż pigmejski) ze trzy dni nie hasała na kołowrotku, więc pierwszy śledczy całą uwagę skupił na kolczastym. Osobiście uważam, że iglasta panienka nie jest zachwycona czujnością człowieka. Jak opiekunka dyskretnie ( według ludzkich standartów dyskrecji) zagląda do klateczki zaraz słyszy syki i pomrukiwania i widzi igły postawione na baczność. Gdyby ta podejrzliwa kobieta nie przeżyła pełnych grozy dni w czasie, których Waleria zdecydowanie odmawiała kontaktu z kimkolwiek to kto wie czy stworzonko nie byłoby przebadane na różne sposoby. Nasi medyczni opiekunowie doskonale sobie poradzili z jeżową chorobą. Było dramatycznie. Zwierzątko schudło, oczy mu się schowały, pojawiły się rany na łapkach, nie jadło, nie piło. Tylko leżało jak jakaś ściereczka, no łachmanik niepotrzebny, a nie żywa istota. Wtedy do pracy przystąpili ratownicy. Były zastrzyki i kroplówki, dożywianie na siłę i Waleria wróciła do nas. Długo jednak nie mogła wybaczyć Halince medycznych tortur. No bo jak to tak, żeby ta co miała chronić i bronić sama igłą wielką delikatne ciało jeża kaleczyła. Mnie, Mamrotkowi trudno zaimponować, ale temu stworkowi udało się wzbudzić mój podziw konsekwencją postępowania. Dwa miesiące się gniewała ta kolczasta dama. Teraz opiekunka sto razy pomyśli zanim jeża wsadzi do torby i pogna z nim do lecznicy. Chciałbym być taki uparty, ale chyba zbyt uczuciowy jestem, serce na dłoni to ja. Jak się rozgniewam np. za obcinanie pazurów i schowam za kanapę to nie wysiedzę w tym kącie nawet paru minut. Lecę się przytulać i mruczeć pieśń szczęścia, że mi łap nie obcięła.
Mamrotku, pokaż jeżynkę! Zaprzyjaźnisz się z nią?
OdpowiedzUsuń