piątek, 12 października 2018

Dalia


Dalię i jej siostrę bliźniaczkę złapałam na działkach w lipcu 2017 - szczegóły w  tekście „Letni poranek”. Dwie piękne złotawe burasie. Siostra znalazła swoich ludzi w lecznicy - od razu pojechała do domu.
Dalia została u mnie i nie za bardzo chciała się oswoić. Mogłam ją złapać, dać tabletki na robaki, obciąć pazurki - i tyle. Teoretycznie mogłam wypuścić na działki - ale tam nie życzono sobie kotów, te mnie zaradne „znikały”…
Kilka dni temu dała mi się pogłaskać, nie uciekła. Źle - ciepła była, prawie 40st. Zajęta planowaną rinoskopią Patryka, ciężko chorym Tutusiem Małgosi, resztą zasmarkanego stada i codziennymi obowiązkami - na szybko dałam coś na zbicie temperatury, antybiotyk - bo gila zobaczyłam, lekarza odłożyłam na kolejne dni.
Wczoraj (2018.10.11) wróciłam bardzo zmęczona - rinoskopia Patryka w  Konstantynowie, potem zabrać z lecznicy i odwieźć Tutusia po dobie kroplówek. Półprzytomnie oblatywałam kuwety i misko, obdzielałam koty należnymi lekami, Dalia wydała mi się zbyt zimna, i jakaś taka….
Do całodobowej. Odwodniona, lekko żółta, 34,6stopnia, Ciepła kroplówka, ciepła poduszka, badanie krwi - podwyższona bilirubina, niskie białe ciałka.. W nocy rtg - rozmyty obraz płuc i  jamy brzusznej, płyn - ale raczej gęsty, może ropa, może „zwykłe” zapalenie otrzewnej, może trzustka…
Dziś rano temperatura nadal bliska 35stopni, krew jedzie na badanie bialek, wyniki po południu. Są - poniżej 0,4. Punkcja - płyn to nie ropa…
Nie było sensu czekać…
Żegnaj, złota złotooka koteczko..



2 komentarze: