Dalię
i jej siostrę bliźniaczkę złapałam na działkach w lipcu 2017 -
szczegóły w tekście „Letni poranek”. Dwie piękne
złotawe burasie. Siostra znalazła swoich ludzi w lecznicy - od
razu pojechała do domu.
Dalia została u mnie i nie za bardzo
chciała się oswoić. Mogłam ją złapać, dać tabletki na
robaki, obciąć pazurki - i tyle. Teoretycznie mogłam wypuścić
na działki - ale tam nie życzono sobie kotów, te mnie zaradne
„znikały”…
Kilka
dni temu dała mi się pogłaskać, nie uciekła. Źle - ciepła
była, prawie 40st. Zajęta planowaną rinoskopią Patryka, ciężko
chorym Tutusiem Małgosi, resztą zasmarkanego stada i codziennymi
obowiązkami - na szybko dałam coś na zbicie temperatury,
antybiotyk - bo gila zobaczyłam, lekarza odłożyłam na kolejne
dni.
Wczoraj
(2018.10.11) wróciłam bardzo zmęczona - rinoskopia Patryka
w Konstantynowie, potem zabrać z lecznicy i odwieźć
Tutusia po dobie kroplówek. Półprzytomnie oblatywałam kuwety i
misko, obdzielałam koty należnymi lekami, Dalia wydała mi się
zbyt zimna, i jakaś taka….
Do
całodobowej. Odwodniona, lekko żółta, 34,6stopnia, Ciepła
kroplówka, ciepła poduszka, badanie krwi - podwyższona
bilirubina, niskie białe ciałka.. W nocy rtg - rozmyty obraz płuc
i jamy brzusznej, płyn - ale raczej gęsty, może ropa,
może „zwykłe” zapalenie otrzewnej, może trzustka…
Dziś
rano temperatura nadal bliska 35stopni, krew jedzie na badanie
bialek, wyniki po południu. Są - poniżej 0,4. Punkcja - płyn
to nie ropa…
Nie
było sensu czekać…
Żegnaj,
złota złotooka koteczko..
tak strasznie smutno... piękna była taka ... :(
OdpowiedzUsuńBiedactwo...
OdpowiedzUsuń