sobota, 8 lipca 2017

Pogoda.

Przez tę pogodę to mi się osobowość zmienia. Mało stabilna się robi. Nastawiam się na ciepło i słonce, zamierzam wytworzyć w ciałku sporą dawkę witaminy D, rozmarzam się na leżaczku, a tu jak nie zawieje, jak nie ostudzi chłodem przyjemnych myśli, a jako dodatek doda sporą dawkę mokrości i fiu zaraz ochota do bycia szczęśliwym znika. Humorzasty się robię, drażliwy i jakiś niedostosowany do rzeczywistości.
  Gdyby to tylko raz kapryśna aura tak zadziałała no to do wybaczenia, ale nie, ona ciągle tak działa.  Skąd taka złośliwość w letniej, wakacyjnej przecież pogodzie? Pojęcia nie mam. Mądry kot jestem, ale tej zagadki rozwiązać nie potrafię. Halinka coś tam o niejakim Szyszko mówi i jego czyny uznaje za przyczynę mało urokliwego lata. Nie znam człowieka, ale musiał mocno się zasłużyć opiekunce skoro na dźwięk jego nazwiska warczy i brzydkimi wyrazami rzuca. Zapominanie o byciu damą zwala radośnie na pana Szyszko i wraca do trosk codziennych. Obecnie martwi się, że pies jeden przez te burze może jakiej choroby od amoniaku dostać, albo mu się węch zepsuje od kuwetowych wyziewów. Chociaż utrata węchu nie jest w tym przypadku najgorsza. Kierownik myśliwski nie jest, polować nie musi, a nawet nie powinien mieszkając w domu wielu zwierząt, więc jeśli nos będzie miał dla urody to się nic nie stanie, ale czy tchawica lub oskrzela wytrzymają w zdrowiu te inhalacje to już nie jest pewne. Tylko co robić jak gruchnie piorunem, poprawi grzmotem a Inna  do łazienki gna, łeb kładzie w kuwecie i uznaje to miejsce za najbezpieczniejsze na świecie. Już tak się rozgościła w kocim azylu, że robi sobie drzemki , a nawet pojada przekąski. A Halinka, aby niwelować szkodliwe wyziewy sypie w dużych ilościach pochłaniacz zapachów i mamy perfumerię. Za to brak jakiejkolwiek prywatności. No to na zmianę z Dusią miauczymy żałośnie, niech wiedzą jakie ciężkie życie mamy. Początkowo lamenty pomagały, ludzie spieszyli z pomocą, ale teraz odczekują i zainteresowanie wykazują gdy zapada cisza. Bawić się chcą ze styranymi kotami. Obojętnie reagujemy na te grzeczności, ledwo unosząc zmęczone powieki. Odpoczywamy i potem zaraz robimy sobie przebieżkę po mieszkaniu kończąc ją na parapecie, na którym stoją doniczki z jakimiś roślinami. Dzięki tym badylkom możemy się bezpiecznie boksować. Walimy łapkami w listowie, a nie w siebie. Taa, ale raz to nam te donice spadły w sposób cudowny jakiś. Na podłodze się znalazły i żadna zieleń nie ucierpiała, nawet ziemia się nie rozsypała. Za to my z prędkością światła opuściliśmy miejsce walki. Ja myślałem, że Duśka taka mocna jest, że sporo ważące przedmioty jak piórko przenosi, a ona chyba mnie za mocarza wzięła. Wspomnienie spojrzenia pełnego uznania jakim mnie wtedy kocica  obdarzyła  cieszy do dziś. O tym myślę, gdy pies urzęduje w kuwecie, a za oknem szaro i jak na potrzeby kota zimno. To takie moje prywatne słoneczko.

2 komentarze:

  1. Taak, korniki na kilku tys. kilometrów kwadratowych wpływają na dynamikę pogodową w całej Europie.
    Ot, logika...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocia logika różni się trochę od tej oficjalnej.

    OdpowiedzUsuń