poniedziałek, 6 marca 2017

Start - reaktywacja?


Dawno, dawno temu - a właściwie jeszcze dawniej, bo wczesnym latem 2012 - próbowałam posterylizować koty ze stadionu Start i giełdy na tym terenie.
Nie wspominam tych akcji miło - kto ciekawy, może poczytać:

Napiszę tylko, że bura kotka-trzyłapka nadal jest u mojej znajomej - nie nadaje się do adopcji, kategorycznie odmawia korzystania z kuwetki. Poza tym - jest przemiła.

Więc kiedy kilka dni dostałam telefon z prośba o pomoc dla kotki z tego miejsca, zjeżyłam się nieco. Zjeżenie przeszło - bo dzwoniła Pani Asia, która niedawno zaczęła tam pracę, a w 2014 adoptowała od nas dwa koty, takie raczej małoadopcyjne.
Kotka po Traczu - punkt handlowy w likwidacji, psa ktoś zabrał, kotka została, oswojona, ale lękliwa, nie integruje się z resztą kotów… Reszty nie należy łapać, bo posterylizowane.

W sobotę 2017.02.25 rano pojechałam jak zwykle wcześniej - nauczona doświadczeniem wolę być te pół godzinki przed karmicielami, tak na wszelki wypadek.
Zimno, jakoś wilgotno, ogólnie nieprzyjemnie. Na miejscu kota wolałabym spać w ciepłej budzie niż wlec się na śniadanie, ale zgodnie z umową pani Asia i jej koleżanki głodziły kotkę od czwartku, z głodu wyszła nawet zza ogrodzenia, zza którego nigdy nie wychodzi, więc… Rozstawiłam się z łapką, z rozmowy pamiętałam tylko, że kotka czarna, jedno niebieskawe niewidzące oczko, coś małego białego na pyszczku.



No i sami rozumiecie, że bardzo ucieszyłam się, kiedy przy klatce pojawił się kot - czarny. Małe białe na pyszczku z odległości i przy tej pogodzie trudno zobaczyć, więc pewnie to ten kot.
Za chwilę pojawił się drugi - czarny z białym podwoziem. Hmmm…. Jak się złapie, przepakuję do kontenerka, na szczęście mam, i będę czekać na tę czarną.

Siedzę w samochodzie, zimno. Od czasu do czasu otwieram okienko, pstrykając jakieś zdjęcie - czarnobiały akurat ładnie się ustawił.
Koty głodne, zawartość klatki interesująca - czyli szansa na złapanie jest. Byle szybko, bo zimno - albo ja, albo przynęta zamarznie.



Siedzę. Marznę. Koty kombinują. Tzn czarnobiałe zrezygnowało i poszło sobie, a  czarne wyjadło ścieżkę i łapką próbuje sięgnąć do miseczek za zapadką - szkoda tylko, że nie ze środka klatki… Ryzyk-fizyk, podeszłam do klatki, spłoszyłam trochę kota, ułożyłam kolejna ścieżkę - nie uciekło daleko, pewnie bardzo głodne, dobrze - może w końcu się złapie.


I się złapało - po kolejnych kilkunastu minutach mojego marznięcia Miałam pod kożuchem kamizelkę, naprawdę ciepłe buciory, a i tak po kilkudziesięciu minutach siedzenia w samochodzie zęby mi lekko dzwoniły…. Na szczęście czarne też pewnie miało dosyć. Za to w klatce wyraźnie mu się nie podobało.

Wstawiłam klatkę z kotem do samochodu, okryłam kocykiem - niech nie marznie. Dochodziła ósma, pani Asia powinna już dojeżdżać do pracy, poczekałam. Przy okazji poznamy się osobiście, bo często latami z kimś w kocich sprawach rozmawiamy, współdziałamy - a nie wiemy, jak wyglądamy bo wszystko odbywa się telefonicznie lub mailowo.


I całe szczęście - bo złapałam nie tę kotkę… Złapałam wysterylizowaną Lolę, a to czarnobiałe - to wykastrowany Lolek. Tworzą zgraną, prawie oswojoną parę karmioną pod budką razem z trzecim kotem - nieufnym chyba kocurem, sądząc z  ”twarzy”. Jak ruszą sterylki miejskie, trzeba będzie się nim zająć.

Pewnie trzeba będzie się zająć także kotami z drugiej części Startu - ale mało mam na to ochoty po doświadczeniach sprzed lat…

Czarną kotkę wypuściłyśmy, pojawiła się cała trójka stołowników, panie podały kotom śniadanko - sfociłam kocią stołówkę sekundę za późno - przed chwilą były tam trzy kocie łebki.

I z panią Asią poszłyśmy myśleć, jak złapać kotkę nie wychodzącą poza ogrodzony teren na terenie z zamkniętą na kłódkę bramą. Wymyśliłyśmy dziurę w płocie - weszłyśmy na ogrodzony teren, ustawiłyśmy tam łapkę - trochę ją widać na zdjęciu.


Poczekałam do 10tej - pożądana kotka nawet się nie pokazała… Pojechałam do pracy, panie czuwały.
No i w końcu zołza przyszła, tuż przed 14tą. Pani Asia z klatką zabrała ją do domu, odebrałam po pracy, odpchliłam, odrobaczyłam.
Siedzi pod biurkiem, daje się wyciągać - przez ręcznik, bo ze strachu może dziabnąć, sprawdziłam. A potem już się przytula,

Śliczna - taka kompaktowa - niewielka i okrąglutka. Kilkuletnia - ale nie stara.

A na imię będzie miała Saganka.



Wiadomości z dzisiejszego (2017.03.06 poranka - długo pod tym biurkiem nie siedziała, rezyduje na kanapie albo na szafie, Boi się aparatu - ale pozwoliła na kilka fotek. No i głaskać, przytulać - można do znudzenia.

Prawda, że piękna - zielonooka pingwineczka, moje ulubione ubarwienie kota. A do tego te pojedyncze białe włoski prawie na całym czarnym futerku - po prostu miodzio.
Że szuka domu i że liczę na Waszą pomoc przy ogłaszaniu - nie muszę pisać?


No i gdyby ktoś chciał coś podarować Sagance - to konto 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11 Listopada 4 - Saganka. 

2 komentarze:

  1. Koteczka ma dom - z miłym spokojnym kocurkiem - wierzę na słowo, jeszcze go nie poznałam - i z dwiema miłymi Paniami - sprawdziłam :).
    Wczoraj sycząc pojechała, wieczorem mruczała na kolankach.
    Kocur na razie obrażony :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, Saganka jest u nas od wczoraj, siedzi z nami na kanapie, śpi w łóżeczku. Oczywiście, gdy jej nie głaszczemy włazi od razu pod łóżko, musimy potem tam nurkować, żeby ją wyłowić. Niestety nadal nie chce jeść - jutro pojedziemy z nią do veta, bo się martwimy. Kocurek już trochę mniej obrażony, nawet śpią na jednej kanapie, ale nie rozmawiają ze sobą i udają, że się nie widzą. :)

    OdpowiedzUsuń