środa, 15 lutego 2017

Życie na kartkach, czyli zakupy

Piszę sobie kartki. 
A pewnie. 
Taka układna jestem i ogarnięta 
jeśli chodzi o dziecko i koty. 













Zeszyciki pozakładane zawsze były. Na dwie ręce prowadzone bo to po to by ewentualne wciepy lekarza/weta uchwycić. Nasza wet nawet się śmiała, że nic nie musi prowadzić bo u mnie wsio jest. Co prawda pisane z dużą fantazją, z odnośnikami i strzałkami, ale po pewnym namyśle i studiach, da radę dojść. Znaczy się, ja dojdę, bo inni to mają zagwozdkę.
Więc widząc jak doskonale sobie daję rade, zaczęłam pisać sobie kartki co mam zrobić i kupić. O co mam zapytać u lekarza, jakie leki prosić… Kupno jest szczególnie ważne. Mieszkam na 4 piętrze i schodzenie za byle drobiazgiem jest mocno obciążające czas, nogi i samopoczucie. Nic tak nie wqurwia jak zauważenie, że muszę raz jeszcze dygać. Przed jakąś tam uroczystością zrobiłam więc długą listę zakupów. Polazłam do sklepu . Zaopatrzyłam się w potężny karawan by wszystko wlazło. Zadowolona łażę między półkami i regałami biorąc tylko to co potrzebne. Wedle punktów. Taki spis ma i swoje zalety insze. Nie gapisz się na towar akuratnie nie potrzebny ale kuszący. A tak się kończy wycieczkowa wyprawa na zakupy. Gdzie wiesz co masz kupić, ale zabycie tej wiedzy jest przyczynkiem do wzięcia wsiego ale nie koniecznie tego.

Gapienie się na towar 
pamięci nie wraca. 
Niestety. 
Wiec łażę. 
Zerkam na spis treści. 








A dwie strony były. Zadowolona ze swej bystrości trafiłam wreszcie do kasy. Z całą górą TYLKO potrzebnych rzeczy. Przy rachunku usteczka mi się wykrzywiły deczko, ale przełkłam dzielnie. Nie wydałam więcej niż musiałam. A mam wszystko. Trafiłam z pakunkami do domu. Zmilczę opis sapanek, dźwiganek i klnąć przy wnoszeniu tego dobra do się. Wzięłam się za rozpakowanie. To tam, to tutaj, to na już, bo gotować trzeba. To tam, to tutaj, a to na już. Cholera, tego na już nie ma w pełnym składzie. 

No jakże to? 
Jak to możliwe? 
Na liście nie było? 
Nie, no pisałam wszak, 
bo to ważne jest. 












Wyciągam zmiętoloną ściągę i przeglądam. No jest. No jakże to się stało? 
No szlag trafić może, bo muszę się odziać i znów wyjść. No płakać mi się chce. Tak miało być fajnie. Tak los i swój rozumek przechytrzyć chciałam. A nie ma jednak tak łatwo. Szlag mnie trafi zaraz i już. Bo wiem jak to się stało. No wiem. Mając wielką kartkę dzierżyłam ją w dłoni mocno. Obracałam w strony różne. Ale... kciukiem trzymającym świstek zasłoniłam sobie dwie pozycje. I tych akuratnie nie ma. Nie wpadłam na to by rączkę sobie przesunąć i pod paluszek zerknąć. Jak widać blondinka wszystko może spaprać. Nawet jest w stanie samą siebie wkopać.

ASK@, 15.o2.2o17

2 komentarze:

  1. Cudny tekst. Warto przeczytać na poprawę humoru.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mam takich problemów - zakupy zamawiam przez internet w TESCO, przywożą na miejsce, wnoszą, nawet rozpakowują w kuchni, żebym się nie musiała fatygować noszeniem z przedpokoju. I to wszystko za 7 - 9 zł (tyle kosztuje transport). Oczywiście są minusy - czasem dostarczają zamiennik zupełnie bezużyteczny (można nie wziąć, ale tego co chciałam i tak nie ma), a czasem w ogóle czegoś nie dostarczają bez zamiennika (i to całkiem bez sensu - np. ostatnio nie przywieźli chleba, bo nie było akurat tego, który zamówiłam). Ale ceny są jak w realnym TESCO, do tego często promocje. No i nie ma problemów z kupowaniem rzeczy niepotrzebnych, jeśli np. wchodzisz w listę poprzednich zakupów i w ogóle nie widzisz, czym cię sklep próbuje skusić. Aha, i zamówienie można zmienić do 23.00 dnia poprzedzającego dostawę, więc jak czegoś zapomnisz, to możesz domówić. A dostawa jest w wyznaczonym czasie (w przedziale 2 godzin, np. 16-18), chociaż czasem się spóźnia, ze dwa razy (w ciągu kilku lat korzystania) już mi się zdarzyło, że w ogóle nie dostarczyli z powodu awarii samochodu. Ogólnie - polecam takie zakupy, szczególnie dla starszych osób, dla których - jak dla mnie - problemem jest zarówno dotarcie do sklepu jak i przyniesienie zakupów do domu :-)

    OdpowiedzUsuń