piątek, 3 lutego 2017

Z dziwnych dziwów.

Z dziwnych dziwów #1.


Siedzę sobie pod gabinetem.

Przyszła pani. Elegancka. Z lekkimi pretensjami.
Bo ona już i teraz wejść powinna skoro ta godzina.
Tylko, że lekarska godzina jest insza niż ta ogólna.
Musi czekać. Więc czeka lekko usteczka ściupiając w dziubek.
Wreszcie jej kolej. Jakoś, będąc w środku, nie myślała o ekspresowym tempie. Wyszła dużo później niż numerkowe minuty przewidują.
Podeszła do wieszaczka, gdzie wdzianko zawieszone miała. Jam siedziała kole tego wieszaczka.
Starając się nie obkaszlać okolicy i paltocików śmiercionośnymi zarazkami.
Pani się ubiera.
Pieczołowicie nadziewa na się sweterek.
Potem szaliczek i beretek.
A ja siedzę sobie i gapię się. Pod czachą telepie mnie myśl, że coś nie pasi? 

Bo coś nie zgadza się.
Patrzę na spódniczkę ciemnawą gdzie nawet fałdka nie jest zagięta.
Zerkam na sweterek oblekany co ma jakiś smutnawy kolor.
Gapię się wreszcie na kurtkę. Ciemnozieloną, wdziewaną pracowicie.
I już wiem co jest dziwne w tej pani.
WIEM!
Na tym ciemnym stroju, tak uprasowanym i gładkim nie ma... deczka kłaka.

Koniec świata.













Z dziwnych dziwów #2.

Siedząc w kolejce gapiłam się na prawiczków zabiegowych. To znaczy tych co zaczynają swą przyjaźń dziwną z nfzetem. Dziarski krok, stanowczy głos, mina butna… idzie taki trzymając w dłoni skierowanie ku drzwiom. Omija wzrokiem smutasy pod ściana. On już wie co o nas myśleć. Nieudacznikach o bladych licach i zmarnowanej minie. Idzie i papierkiem szeleści. Wolną ręka sięga do klamki. Pełen zadowolenia, że zaraz po wszystkim będzie. Już jest w ogródku. Już prawie wita się z gąską - pracownikiem.
Już… już...
A kolejka już gardła i startery grzeje.
Wzroku nie spuszcza z dłoni.
Będzie rozrywka.
P
aluszek opada na klamkę.
Rozlega się ryk gardeł.
Eeee panie!
Gdzie się człowieku pchasz!
Do kolejki człowieku!
...
...
Zahuczało za dumnie wyprostowanym plecem.
Plec się zgarbił deczko. Nie jest już taki tyłek jędrny.
Głowa skryta w ramionach powoli odwraca się ku tylcowi swemu. Czyli ku nam. Smutasom pod ścianą. Wzrok pełen zdziwka i pytań zawisa na tłumku. Już nie tak sennym. Już z pewnym mordem w oczach.
My tu wszyscy czekamy – pada.
Lituje się ktoś i wyjaśnia plecykom.
Oczy plecyków omiotły korytarz.
Wszyscy?
Acha!!
Kto ostatni?
Niedbałym machnięciem wiele rąk wskazały koniec trotuaru. Stał tam taki sam jak ten obecny plecyk. Co mu się karczek deczko także rozluźnił. Poszedł biedak w jego kierunku. Krokiem już mniej dziarskim. Łapki także nie machają się tak energicznie. Stanął opierając tors o malunek ścienny. Życzliwy szept, okraszony życzliwym smutkiem i współczuciem przeszedł.
Ehh biedak. Jeszcze nie wie jak jest.
Ale już wie. Dostał pierwszą lekcję. 
Koniec świata.

ask@ o3.o2.2o17

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz