Myślicie, że to koniec? Nie, jesteśmy dopiero 20 sierpnia, w środku weekendu. Bo dalszy ciąg weekendu to Parcelacyjna - sterylizowałam tam koty w 2011, taki domek-ostaniec wśród bloków, schodzą się tam okoliczne koty. No więc w 2011 z dziesięć ich wycięłam? Może więcej? I cisza była…. Co nie znaczy, że koci spokój, po prostu mieszkańcy krępowali się dzwonić… Kto inny zadzwonił, że multum kotów - pojechałam. Z tych sprzed lat są cztery, pozostałe wyadoptowane.
Dwie nowe burasie-mamy, z „kociaków” - obecnie podrostków - zostały trzy…. Z pomocą starszej Pani udało się zgarnąć tę trójeczkę i burą matkę. Druga bura nie dała się złapać.
Narobione to zostało kilka dni później, druga burasia jeszcze w lecznicy. Kręcą się tam jeszcze rudy i biały - nastawione klatki. Na razie dziś rankiem złapał się potężny srebrny pręgus. Klatki nadal czekają, trzymajcie kciuki.
Wczoraj odwiozłam dwie kotki, dwie zostają u nas do adopcji, jedna jeszcze w lecznicy. I odrobaczyłam wszystkie, te dawniej wycięte też - mają tasiemca… Oto radosne powitanie
I jeszcze Plantowa - działki Milenium, po telefonie starszej pani. To w piątek - 26 sierpnia. Pojechałam tylko poznać sytuację, ale tak jakoś wyszło, że szybko złapała się młoda biała koteczka, jej mama dała się zamknąć w altance, więc złapanie jej było kwestią lekkiej demolki i kilku ran drapano-gryzionych, a potem dwa czarne kociaki-podrostki grzecznie weszły i zamknęły drugą klatkę. Zdjęcia robione telefonem w lecznicy, aparatu nie miałam…
Grasują tam jeszcze dwa kocury, zostawiłam klatkę-łapkę, ale potwierdziło się pierwsze wrażenie - tradycyjnie - „te koty nie dadzą się złapać”… Małego czarnego kocurka wczoraj wypuściłam
I jeszcze wizyta u Mrauczura i jego nowej przyjaciółki - staruszka Rudzia odeszła, jej miejsce zajęła Kizia - zdominowała kocura kompletnie, najlepsze miejsca jej, najładniejsze zabawki jej, zabawa wtedy, kiedy ONA chce - a Mrauczur podobno szczęśliwy.
Potem adopcja Gawła z Pasażu Róży - do Czorta, którego pewnie pamiętacie http://domowepiwniczne.blogspot.com/2015/10/czym-skorupka.html http://domowepiwniczne.blogspot.com/2015/11/maego-czorta-oczywiscie-pamietacie-dzis.html
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2015/11/czort-smutek-po-rozstaniu.html
Kasia najpierw adoptowała burasię Lilou z kociaków z McDonald http://domowepiwniczne.blogspot.com/2015/05/tydzien-z-zycia-kociary-czwartek.html
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2015/05/tydzien-z-zycia-kociary-czwartek_28.html
potem Czorta, czyli Lucyfera, czyli Lucka. Niestety Lilou zabił nowotwór…. A Lucek sam popłakiwał…. Reakcja Kasi na Gawła - jaki on maleńki!!! Nic dziwnego, w porównaniu z 6kg Lucka, którego rozmiary jeszcze powiększa puchata sierść - w końcu pół-MCO - i który ciągle rośnie - smukły Gawłem może wydawać się niewielki. Lucek przyjął kolegę przyjaźnie - zagadywał, zachęcał do zabawy. Gaweł nieco syczał i warczał. Ale późnym wieczorem - wracając od Barneya - dostałyśmy sms, że chyba koty się dogadały. A tak w ogóle, Lucek jest przepiękny i przemiły. Nie wiem ile jeszcze urośnie - ale sądząc z wielkości łap - jeszcze sporo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz