Małego
Czorta oczywiście pamiętacie? Dziś pojechał do swojego własnego domu -
waży już dobrze ponad pół kilo - kiedy trafił do Oli, zaledwie 12
dni temu, ważył tylko 200g. Tego maila dostałam od Oli w środę - ale
nie chciałam wcześniej pokazywać go - żeby nie zapeszyć. Teraz już
mogę. I jeszcze jedna bardzo dobra wiadomość - straszliwie zaniedbana
matka małego, jak się okazało rasowa MCO z dobrej hodowli, jest już
bezpieczna i mamy nadzieję, że wyzdrowieje i wróci do doskonałej formy.
Pewnie będzie o niej i o jej dramatycznym ratowaniu opowiadanko. A na
razie wspomniany mail Oli - Bluś i Boryniu to jej dwa koty:
"Dziś podjęłam decyzję w sprawie adopcji Czorta, będzie to najtrudniejsza
adopcja w mojej "karierze adopcyjnej ". Czort pojedzie
najprawdopodobniej w niedzielę do p.Kasi, jako towarzysz do Twojej kotki. Przegadałam
godziny z masą potencjalnych domów, ten był najlepszy bo miał kota do
towarzystwa, pani Kasia mocno się o kota dowiadywała, jej TŻ wziął tygodniowy
urlop na czas adaptacji mojego Czorta, no i Czort ,awansował w hierarchii
piekielnej - będzie miał na imię Lucyfer, zdrobniale Lucek. Nie
przeraził p.Kasi świerzb, lekko zamglone oczko, nawet brak szczepienia (kociak
był na antybiotyku, więc szczepienie odroczone). Część chętnych dobrze
zapowiadających się przyszłych opiekunów kotów odesłałam do Ciebie. Może jakiś
inny kot potencjalnemu opiekunowi podpasuje...
Ale do rzeczy :
Otóż
od momentu podjęcia decyzji u nas w domu żałoba.. Nawet Jacek wymiział
kota, i stwierdził, że żal mu oddawać, bo kocurek świetny. Więc żałoba
w
domu, Justyna ma łzy w oczach, mnie wiele nie brakuje, Jacek bawi się z
kotem,
Andrzej dopytuje się, czy to fajni ludzie… Ot takie zbyt emocjonalne
podejście
do sytuacji. A tu do akcji wkracza Boryniu
- wylizał kociaka (mam nadzieję, że
sraczki po oridermylu nie dostanie, bo jęzor chyba do mózgu Czortowi
wsadzał),
wybawił kociaka, i podchodzi do każdego z domowników, i przytula się, i
liże i
udeptuje, do tej pory tylko ja miałam monopol na takie uczucia kota a tu
nagle
cała rodzina została obdarzona zaszczytem. Dosłownie wyglądało to tak
jak by kot
mówił -
nie smućcie się, macie jeszcze mnie. Po pocieszeniu całej familii
Boryniu polazł do łazienki obudził Bluśka (spał jak zwykle w brodziku),
pogadał
z nim i Bluś zrobił podobny obchód domowników. No jedyne co to Czorta
nie
wylizał, bo Bluś do takich czynności się nie zniża. Tyłek Bluśka czeszę
ja i ja
dbam o jego futro i to wcale nie dlatego, że Bluś za gruby, o nieee,
Bluś ma
od tego służbę - jak trzeba doope wyczesać, Bluś szczotkę
przynosi. Jak służba zastrajkuje, to kot świetnie sam sobie daje radę z
pielęgnacją zadka, ale szczotą rzuca co chwila. Ot widzisz, taki
smuteczek na
nas spadł…. Dobrze, że mamy pocieszycieli. A tak na serio - miałam
nadzieję, że żaden chętny na Czorta się nie zgłosi.
Także poniekąd dziś śpię spokojnie… Poniekąd bo już przeżywam Czorta…"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz