poniedziałek, 5 lutego 2018

Zrobiona w …. kota

opowiedziała Ania
Wiem, jak to odbierzecie moje kolejne opowiadanko z żalami - ale trudno. Bo staram się pomagać, ile mogę, ale co innego prosić mnie o wzięcie pod opiekę kota, bo wyprowadzili mieszkańców, wyburzają kamienicę i stareńka kotka nie ma się gdzie podziać
- tak, jak trafiła do mnie Tosia z rogu Sienkiewicza i Piłsudskiego, czy o miejsce dla dzikiej trzyłapnej Tatry od karmicielki z ciężką astmą, a  co innego prosić o pomoc w złapaniu i załatwieniu lekarza, a w rezultacie zostawiać mnie z  kotem, czasem oswojonym, czasem chorym, a czasem dzikim i chorym.
Wspomniałam o Tosi, do uzupełnię informację - stara jak świat czarna łagodna koteczka, ostatnia z podwórzowej trójki, karmiona przez ludzi, których na czwartego kota już nie stać - mają starą kotkę, naszego adoptusia i parkową znajdkę. Dla Tosi podrzucają kurze ćwiartki - dziękuję.
Tosia trafiła do nas z takim gilem, że oczu spod ropy i trzecich powiek nie widać. Ząbków - nędzne resztki.

A wracając do moich żalów - o kotach ze Rzgowskiej wiedziałam wcześniej, ale ani kontaktu do karmicielki, ani dokładniejszych informacji nie miałam, sygnalizowała problem pani Ewa, podobno trzeba delikatnie, karmicielka oporna. Wiedziałam, że włączyła się mieszkająca w tym rejonie pani J.
I kilka dni temu taka rozmowa mailowa:
Dzień dobry, Pani Anno, piszę w spr ostatniego kota ze Rzgowskiej. To jest pers - dziewczynka którego nie widziałam ale jest tak skołtuniony że na pewno mu zimno. Jeden jedyny nie dał się złapać. Pani J. była tam wielokrotnie ale ten jeden się nie dał. Dzwoniłam do niej ale nie odbiera i nie oddzwoniła, Pani która dokarmia kota mówiła że ma problemy osobiste. Moja znajoma - p.Jadwiga, która też Panią zna miała kogoś kto by go przygarnął. Trzeba go złapać i odwieźć do lekarza na sterylizację i chyba ściąć mu sierść. Czy mogłaby Pani pomóc w złapaniu (wiem że to może być tylko niedziela) i załatwieniu lekarza? Pozdrawiam, Ewa.
Pewnie mogłabym, ale bez kontaktu z tą panią karmicielką chyba nie da rady?
Do zamkniętego pomieszczenia nie da się zagonić?”
Ale tamte koty weszły do klatek. Jutro będę u tej pani i zapytam. Dam znać.. Mamy jej tel. w razie potrzeby można się umówić.”
Umówiłam się na sobotni wieczór, pani karmi o 8mej i 15tej, jak nie złapie się w  sobotę, spróbuję w niedzielę świtem. Przeszłyśmy przy świetle latarek labirynt zrujnowanych komórek, nastawiłyśmy klatki, karmicielka poszła do domu, zimno i nogi bolą, ja do pobliskiego sklepu. Zrobiłam małe zakupy, zajrzałam do klatek - idąc słyszałam charczenie i brzęki, chyba ta, bo kudłata, ale do persa zupełne niepodobna! Dzwonię po karmicielkę - to ta kotka.
No to dzwonię do p.Jadwigi, która miała kogoś, kto przyganie. Lecznica, przekazanie kota, koniec akcji. Nie odbiera, Wysyłam smsa, nic.
No to do sms p.Ewy - odpowiedź - „nie mogłaby pani zawieść na Pojezierską, do lecznicy, a ona stamtąd by odebrała?”
Mogłabym, jeśli zdążę, jest 19.38, a ja na drugim końcu miasta. No i o ile mają wolne miejsca, w co wątpię. Kiedy ta p.Jadwiga odbierze? I kto za hospitalizację zapłaci? Bo doświadczenia mam takie sobie, ktoś tam dziś nie może, jutro, pojutrze, a  każdy dzień w lecznicy to kilkadziesiąt złotych.
A fundacja jeszcze z jakąś inną lecznicą?” Współpracuje, ale jw….
Pani Ewo, miałam kota złapać, a nie szukać mu miejsca…”
Pani Anno, nie ma mnie w Łodzi. Kota przecież zawsze trzeba zawieźć do lekarza, zanim ktoś go zaadoptuje. P.Jadwiga widocznie nie może w tej chwili odebrać.”
Może. Ale nie wiedziałam, że mam mu szukać miejsca. Nie uprzedziła mnie Pani. A kot jest b.chory i raczej dziki.”
To nie wiem, co teraz. Wracam w środę. Nigdy go nie widziałam.”

Ja właściwie też nie wiem. Kolejny chory kot, którego w żaden sposób nie planowałam. Na którego nie mam ani miejsca, ani pieniędzy. DZIKI kot - popis dał już w lecznicy, w domu kolejny - nie tylko ucieka po ścianach klatki, ale atakuje - np. przy wymianie kuwety czy miseczek. I poważnie chory - osłuchać się nie udało, ale gil, ropa i rzężenie o czymś świadczą, na razie linco w zastrzykach (ratunku!!! - pazurów przyciąć się nie udało). Coś nieciekawego w po zewnętrznej stronie prawego oka. Podejrzenie zapalenia płuc. Żeberka na wierzchu, brzuszek wzdęty, może być biegunka - na razie nie widzę, bo prawie nie je. Takie pchły i dredy to już drobiazg… Potem sterylka.
Obserwować - nie problem.
Oprzątać klatkę i karmić - uj…
Dawać zastrzyki….

A w niedzielę zadzwoniła p.Jadwiga, która miała kogoś, kto by kota przygarnął, i  która mnie zna… Otóż to miejsce ma mieć znana Wam Ania H. - ma poszukać w fundacjach. Czy z Anią H. o tym ktoś rozmawiał? Tak, w listopadzie - o błąkającym się persie. P.Jadwiga dzwoniła wtedy do mnie w sprawie kota widzianego przy Pstrągowej, skontaktowałam ją z Anią H - Ania właśnie te koty łapała na sterylki i do adopcji. Stąd p.Jadwiga mnie zna… I pewnie Anię. Z jednej rozmowy telefonicznej…
Słabą mam nadzieję na to, że kot znajdzie miejsce w fundacjach - są zapchane, podobnie jak my. Ale może???

W tym wszystkim nie chodzi o to, że nie pomogłabym dzikiemu choremu kotu - jasne, że zrobiłabym wszystko, co mogę, pewnie skończyłoby się tak, jak teraz…
Ale przygotowałabym się jakoś, organizacyjnie i psychicznie. Po raz kolejny nie zmniejszyłabym i tak już małego zaufania do ludzi proszących o pomoc….
Nie czułabym się zrobiona w kota….
Wczoraj wieczorem (poniedziałek 2018.02.05) zajrzał kociolubny kolega, zaryzykowaliśmy - bo żal było patrzeń na te dredy i kocie poduszki brudne po kilku godzinach. Wyciągnęliśmy kicię przez ręcznik, odsłanialiśmy po kawałku i ciach-ciach, a potem trochę furminatorem. Jakoś się udało - po akcji zmęczona byłam jak górnik przodkowy, nerwy mnie zeżarły. Ale warto było - widać po poduszkach,. I kotu pewnie wygodniej, w wielu miejscach na skórze ma odparzenia po tymi filcami…
Dowód - po nocy poduszka prawie czysta. Przynajmniej w porównaniu:

A potem znów zaryzykowaliśmy - i policzyliśmy zęby…. Wile ich nie ma, na dole jakiś samotny trzonowiec w głębi paszczy, na górze więcej o kiełki.

No i oczko kaprawe - nie mam pojęcia co to, w weekend wet obejrzy, jutro na kontrolę nie lecę - zgodnie z zaleceniem, że jak po linco będzie lepiej, to dawać do weekendu. Potem „kontrol”, a potem sterylka. I pewnie badanie oczka przy okazji narkozy, bo na żywca się nie da - zębów mało, ale pazury w komplecie.
Zaczęła coś tam jeść - chrupki ładnie znikają. Więc kupka była - malutka, ale prawidłowa. W ogóle koteczka jest malutka - ot, tak drobna starowinka….

Jeśli chcecie i możecie pomóc w leczeniu tej dzikiej bidy - prosimy na konto:
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 - dopisek do wpłat - kudłata dzikunka.
Fundacja For Animals Oddział Łódź 0-384 Katowice, 11go Listopada 4


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz