opowiedziała Ania
Wiem,
jak to odbierzecie moje kolejne opowiadanko z żalami - ale trudno.
Bo staram się pomagać, ile mogę, ale co innego prosić mnie o
wzięcie pod opiekę kota, bo wyprowadzili mieszkańców, wyburzają
kamienicę i stareńka kotka nie ma się gdzie podziać
- tak, jak
trafiła do mnie Tosia z rogu Sienkiewicza i Piłsudskiego, czy
o miejsce dla dzikiej trzyłapnej Tatry od karmicielki z ciężką
astmą, a co innego prosić o pomoc w złapaniu i
załatwieniu lekarza, a w rezultacie zostawiać mnie z kotem,
czasem oswojonym, czasem chorym, a czasem dzikim i chorym.
Wspomniałam
o Tosi, do uzupełnię informację - stara jak świat czarna
łagodna koteczka, ostatnia z podwórzowej trójki, karmiona przez
ludzi, których na czwartego kota już nie stać - mają starą
kotkę, naszego adoptusia i parkową znajdkę. Dla Tosi podrzucają
kurze ćwiartki - dziękuję.
Tosia
trafiła do nas z takim gilem, że oczu spod ropy i trzecich powiek
nie widać. Ząbków - nędzne resztki.
A
wracając do moich żalów - o kotach ze Rzgowskiej wiedziałam
wcześniej, ale ani kontaktu do karmicielki, ani dokładniejszych
informacji nie miałam, sygnalizowała problem pani Ewa, podobno
trzeba delikatnie, karmicielka oporna. Wiedziałam, że włączyła
się mieszkająca w tym rejonie pani J.
I
kilka dni temu taka rozmowa mailowa:
„Dzień
dobry, Pani Anno, piszę w spr ostatniego kota ze Rzgowskiej. To
jest pers - dziewczynka którego nie widziałam ale jest tak
skołtuniony że na pewno mu zimno. Jeden jedyny nie dał się
złapać. Pani J. była tam wielokrotnie ale ten jeden się nie dał.
Dzwoniłam do niej ale nie odbiera i nie oddzwoniła, Pani która
dokarmia kota mówiła że ma problemy osobiste. Moja znajoma -
p.Jadwiga, która też Panią zna miała kogoś kto by go przygarnął.
Trzeba go złapać i odwieźć do lekarza na sterylizację i chyba
ściąć mu sierść. Czy mogłaby Pani pomóc w złapaniu (wiem że
to może być tylko niedziela) i załatwieniu lekarza? Pozdrawiam,
Ewa.
„Pewnie
mogłabym, ale bez kontaktu z tą panią karmicielką chyba nie da
rady?
Do zamkniętego pomieszczenia nie da się zagonić?”
Do zamkniętego pomieszczenia nie da się zagonić?”
„Ale
tamte koty weszły do klatek. Jutro będę u tej pani i zapytam. Dam
znać.. Mamy jej tel. w razie potrzeby można się umówić.”
Umówiłam
się na sobotni wieczór, pani karmi o 8mej i 15tej, jak nie złapie
się w sobotę, spróbuję w niedzielę świtem.
Przeszłyśmy przy świetle latarek labirynt zrujnowanych komórek,
nastawiłyśmy klatki, karmicielka poszła do domu, zimno i nogi
bolą, ja do pobliskiego sklepu. Zrobiłam małe zakupy, zajrzałam
do klatek - idąc słyszałam charczenie i brzęki, chyba ta, bo
kudłata, ale do persa zupełne niepodobna! Dzwonię po karmicielkę
- to ta kotka.
No
to dzwonię do p.Jadwigi, która miała kogoś, kto przyganie.
Lecznica, przekazanie kota, koniec akcji. Nie odbiera, Wysyłam smsa,
nic.
No
to do sms p.Ewy - odpowiedź - „nie
mogłaby pani zawieść na Pojezierską, do lecznicy, a ona stamtąd
by odebrała?”
Mogłabym,
jeśli zdążę, jest 19.38, a ja na drugim końcu miasta. No i o ile
mają wolne miejsca, w co wątpię. Kiedy ta p.Jadwiga odbierze? I
kto za hospitalizację zapłaci? Bo doświadczenia mam takie sobie,
ktoś tam dziś nie może, jutro, pojutrze, a każdy dzień
w lecznicy to kilkadziesiąt złotych.
„A
fundacja jeszcze z jakąś inną lecznicą?”
Współpracuje, ale jw….
„Pani
Ewo, miałam kota złapać, a nie szukać mu miejsca…”
„Pani
Anno, nie ma mnie w Łodzi. Kota przecież zawsze trzeba zawieźć do
lekarza, zanim ktoś go zaadoptuje. P.Jadwiga widocznie nie może w
tej chwili odebrać.”
„Może.
Ale nie wiedziałam, że mam mu szukać miejsca. Nie uprzedziła mnie
Pani. A kot jest b.chory i raczej dziki.”
„To
nie wiem, co teraz. Wracam w środę. Nigdy go nie widziałam.”
Ja
właściwie też nie wiem. Kolejny chory kot, którego w żaden
sposób nie planowałam. Na którego nie mam ani miejsca, ani
pieniędzy. DZIKI kot - popis dał już w lecznicy, w domu kolejny
- nie tylko ucieka po ścianach klatki, ale atakuje - np. przy
wymianie kuwety czy miseczek. I poważnie chory - osłuchać się
nie udało, ale gil, ropa i rzężenie o czymś świadczą, na razie
linco w zastrzykach (ratunku!!! - pazurów przyciąć się nie
udało). Coś nieciekawego w po zewnętrznej stronie prawego oka.
Podejrzenie zapalenia płuc. Żeberka na wierzchu, brzuszek wzdęty,
może być biegunka - na razie nie widzę, bo prawie nie je. Takie
pchły i dredy to już drobiazg… Potem sterylka.
Obserwować
- nie problem.
Oprzątać
klatkę i karmić - uj…
Dawać
zastrzyki….
A
w niedzielę zadzwoniła p.Jadwiga, która miała kogoś, kto by kota
przygarnął, i która mnie zna… Otóż to miejsce ma
mieć znana Wam Ania H. - ma poszukać w fundacjach. Czy z
Anią H. o tym ktoś rozmawiał? Tak, w listopadzie - o błąkającym
się persie. P.Jadwiga dzwoniła wtedy do mnie w sprawie kota
widzianego przy Pstrągowej, skontaktowałam ją z Anią H - Ania
właśnie te koty łapała na sterylki i do adopcji. Stąd p.Jadwiga
mnie zna… I pewnie Anię. Z jednej rozmowy telefonicznej…
Słabą
mam nadzieję na to, że kot znajdzie miejsce w fundacjach - są
zapchane, podobnie jak my. Ale może???
W
tym wszystkim nie chodzi o to, że nie pomogłabym dzikiemu choremu
kotu - jasne, że zrobiłabym wszystko, co mogę, pewnie
skończyłoby się tak, jak teraz…
Ale
przygotowałabym się jakoś, organizacyjnie i psychicznie. Po raz
kolejny nie zmniejszyłabym i tak już małego zaufania do ludzi
proszących o pomoc….
Nie
czułabym się zrobiona w kota….
Wczoraj wieczorem (poniedziałek 2018.02.05) zajrzał kociolubny kolega, zaryzykowaliśmy - bo żal było patrzeń na te dredy i kocie poduszki brudne po kilku godzinach. Wyciągnęliśmy kicię przez ręcznik, odsłanialiśmy po kawałku i ciach-ciach, a potem trochę furminatorem. Jakoś się udało - po akcji zmęczona byłam jak górnik przodkowy, nerwy mnie zeżarły. Ale warto było - widać po poduszkach,. I kotu pewnie wygodniej, w wielu miejscach na skórze ma odparzenia po tymi filcami…
Wczoraj wieczorem (poniedziałek 2018.02.05) zajrzał kociolubny kolega, zaryzykowaliśmy - bo żal było patrzeń na te dredy i kocie poduszki brudne po kilku godzinach. Wyciągnęliśmy kicię przez ręcznik, odsłanialiśmy po kawałku i ciach-ciach, a potem trochę furminatorem. Jakoś się udało - po akcji zmęczona byłam jak górnik przodkowy, nerwy mnie zeżarły. Ale warto było - widać po poduszkach,. I kotu pewnie wygodniej, w wielu miejscach na skórze ma odparzenia po tymi filcami…
Dowód
- po nocy poduszka prawie czysta. Przynajmniej w porównaniu:
A
potem znów zaryzykowaliśmy - i policzyliśmy zęby…. Wile ich
nie ma, na dole jakiś samotny trzonowiec w głębi paszczy, na górze
więcej o kiełki.
No
i oczko kaprawe - nie mam pojęcia co to, w weekend wet obejrzy,
jutro na kontrolę nie lecę - zgodnie z zaleceniem, że jak po
linco będzie lepiej, to dawać do weekendu. Potem „kontrol”, a
potem sterylka. I pewnie badanie oczka przy okazji narkozy, bo na
żywca się nie da - zębów mało, ale pazury w komplecie.
Zaczęła
coś tam jeść - chrupki ładnie znikają. Więc kupka była -
malutka, ale prawidłowa. W ogóle koteczka jest malutka - ot, tak
drobna starowinka….
Jeśli
chcecie i możecie pomóc w leczeniu tej dzikiej bidy - prosimy na
konto:
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 - dopisek do wpłat - kudłata dzikunka.
71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 - dopisek do wpłat - kudłata dzikunka.
Fundacja
For Animals Oddział Łódź 0-384 Katowice, 11go Listopada 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz