wtorek, 20 kwietnia 2021

Buraś-Drutek - pożegnanie…

 


Już o nim trochę pisałam na FB, ale należy się Wam nieco więcej informacji - a  jemu chociaż taka forma pamięci…

A więc - lipiec 2020, telefon, że kot podwórzowy źle wygląda. Mieszkańcy karmią, karmę dosyła dawny mieszkaniec i opiekun znad zachodniej granicy - tam teraz mieszka. Złapać kota i do weta nie ma kto…

Pojechałam raz i drugi, kota nie zastałam, klatka kilka nocy przy kociej stołówce, nic. Mieszkańcy pomagali szukać, w końcu ktoś powiedział, że kocisko lubi się wylegiwać na trawniku sąsiedniej posesji - zajmowanej przez instytucję. Poszłam, znają kota, podkarmiają, ale teraz go nie ma. Pozwolono postawić klatkę - też nic. Kolejnego dnia - kot jest. Na paluszkach, na czworakach, coby nie spłoszyć - MAM! Za kark, zawinąć w ręcznik, do samochodu, do kontenerka. W emocji tylko zakonotowałam, że trochę lekki….

Dalej przekopiuję z FB:

2020.07.28 - zgarnęłam dziś burego starego kota z centrum miasta - z drutem chirurgicznym w żuchwie. Żuchwa już zrośnięta. Kot ma jeden górny kieł i żałosne resztki zębów.

Czy ktoś go kojarzy? Taki drut wyjmuje się po zrośnięciu żuchwy, kot musiał uciec / zostać wypuszczony wcześniej….

Nie bardzo mógł przez ten drut jeść.... Nie wiem, jak długo.... Został w lecznicy, stan cienki, anemia, jutro po nawodnieniu może się uda pobrać krew na biochemię…



2020.07.29 g.23.00 - zabrałam z lecznicy. „Na wynos” ceftriaxon dożylnie 1x dziennie, dopyszcznie metronidazol 2x dziennie i amylan do każdego posiłku.

Krwi wystarczyło na morfologię - białe 26tys, czerwone 4,4mln, hemoglobina 6,7. Czyli jest źle, ale nie tragicznie…. Nerki ok, na wątrobę krwi nie wystarczyło. Podejrzenie, a raczej pewność chorej trzustki….



Główne zalecenie oprócz podawania leków - ma jeść. Dobre, odżywcze rzeczy. Na razie dostał animondę ferenstein z amylanem, kurczak się gotuje. Jutro może zdążę kupić jakąś wołowinkę i może coś z Doliny Noteci? Albo royala dla anorektyków?

Jak się wzmocni - będziemy wyrywać przeszkadzający mu kieł.

Jest bardzo łagodny i przerażony, ale je. Nie wiem, jak z kuwetą - w lecznicy po premedykacji wylewało się z niego rozwolnienie, potem siusiał na posłanko. W klatce ma podkład - kupiłam 30szt, kiedyś kosztowało to niecałe 40 zeta, dziś - 57 chyba.

Buzia mu się nie domyka, jęzorek wisi - żuchwa jest zdecydowanie dłuższa od szczęki, jeść mu trudno, musi mieć głęboką miseczkę, z płytkiej wygarnia na zewnątrz. Niby waży 3,45 kg, ale to duży kot, i 5-6 kg zmieściły bez otyłości. Kręgosłup i żebra na wierzchu, kręgosłup aż boli, jak się głaszcze…

I teraz czekamy kilka dni na reakcję organizmu…

No więc kot w domu w klatce, karmimy, sprzątamy kuwety, obserwujemy. Amylan, antybiotyki, dobre żarełko. Takie miniwecki z kurczaka robię, żeby nie gotować codziennie po kurzej nodze… Kupa zdecydowanie trzustkowa, kto raz miał do czynienia - nie zapomni. Badań tej trzustki - po uzgodnieniu z lekarzem - nie robiłam - widać, że nie działa. Jeśli zapalenie - po antybiotyku przejdzie. Jeśli po prostu nie działa - to badanie nic nie wniesie oprócz kosztów.



W międzyczasie poznaję historię Burasia - od pana znad zachodniej granicy - Buraś przybłąkał się kilkanaście lat temu, był wtedy młodym kotem - już z taką wysuniętą żuchwą, potem drugi wypadek i kolejne drutowanie - stąd drut. Nie był takim zupełnie dzikim kotem, udawało się podać mu coś na odrobaczenie, udawało się złapać, kiedy wymagał pomocy.

I wtedy dostałam takie wiadomości:



Nie, nie nabrałam nadziei, że ktoś zabierze ode mnie starego problematycznego kota po zmarłej matce czy przyjaciółce. Ale przyznacie, że gdyby to był Franek - to byłaby dość niesamowita historia. Nie miałam okazji sprawdzić - wspomniana córka nie odezwała się i temat upadł.

No i jest sobie - po kilku dniach klatkowania zamieszkał w kuchni na półce, teraz biega po całym mieszkaniu, ale półka to ciągle azyl. I dobrze, bo tam rano pakuję mu do paszczy pankreatynę. Bo Buraś kotkiem całkiem oswojonym i miłym nie chce być - syczy, głaskania i dotykania sobie nie życzy, a kapsułka w dziób to już zdecydowana obraza. Krzywda to również czesanie - a raz na jakiś tydzień trzeba poczesać.



Je w zasadzie wszystko, zrezygnowałam z diety, bo nie mogłam trafić na związek między tym, co wchodzi a tym, co wychodzi.

Wagę osiągnął już niezłą, ale jak to u  starego kota - kręgosłup się czuje. Chrupeczki, puszki, paćka z kurczaka - mogą być, tyko ze względu na trudność pobierania tą przedsiębierną paszczą mokre w połowie zostaje na ścianach miski, podobnie jak sklejone chrupeczki. Na szczęście reszta stada dokończy - w oddzielnej misce na pewno lepsze, chętni są.

Najsmaczniejsze jest mięsko - najlepiej w dość cienkich, ale sporych kawałkach - wtedy łatwiej do buzi wziąć. Gotowane, surowe - pyszne. Potrafi wtedy ze swojej półki podejść i kawałki spod noża wyciągać.

A mięsko wciąga: https://studio.youtube.com/video/KkAEXsza7qE/edit

Finansowo Buraś jest zabezpieczony - pan znad granicy przekazał 550 zł, p.Agnieszka z Łodzi - 100 zł, p.Elżbieta z Sopotu - 12 zł.

W lecznicy zapłaciłam 150 zł i nie pamiętam ile za kapsułki, potem przeszłam na Pangrol - 50 kapsułak za ca 35 zł. A żarełko to zwykle mój problem .

Ale tradycyjnie poproszę, bo ciągle coś się dzieje - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.


Tak pisałam w grudniu 2020. I miałam nadzieję, że Buraś Drutek pożyje sobie u mnie trochę. Tak jak staruszka Kulka, zgarnięta w strasznym stanie w lutym 2018 - vide „Zrobiona w kota” - obecnie okrągła i aktywna. Opanował całe mieszkanie, sypiał z  kotami na kanapie, na posiłki meldował się na półce - wiedział, że coś specjalnego dostanie. Przykładowa porcja śniadaniowa - banany dla porównania wielkości:



Kupsko jakoś się unormowało, za radą lekarza pangrol podawałam okresowo - kilka dni podawania, kilka dni przerwy.

W marcu przestał przychodzić na półkę - stawiałam miseczkę pod noskiem. Jadł, ale mniej. Futerko zbrzydło, schudł… Wet, badania krwi - w zasadzie w normie. Kroplówki, coś na apetyt niewiele pomagało. Było lepiej dzień - dwa, potem znów nie jadł. Karmienie strzykawką - walka, ale czułam, że jest coraz słabszy… Miałam nadzieję w kilka wolnych świątecznych dni trochę go odkarmić - nie zdążyłam…

Brakuje mi bardzo tego brzydala z wysuniętą szczęką, jego łapki wyciągającej się po kawałki krojonego mięska, niecierpliwego oczekiwania na poranną michę ze śniadaniem, groźnego syczenia i straszliwych spojrzeń miotanych przy podawaniu pangrolu…

Żegnaj, Burasiu…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz