Jesienią 2016 Paweł i Gosia z Warszawy adoptowali ode mnie Kalinkę - kocie nieszczęście, rzucane m.in. o ścianę. Pisałam o niej w tekście „Dwie szylkretki”. Kalinka przeżyła z nimi dwa szczęśliwe lata - odeszła na PNN. Kontakt został.
Po niej pojawiła się Malinka - nie ode mnie, też pewnie po przejściach. 2020.09.18 telefon - Malinka zaginęła… Podobno wiem, jak szukać kota, może coś doradzę. Wiem - to za dużo powiedziane, ale czasem rozmowa pozwala uporządkować myśli i pomysły. No więc w czasie poszukiwań trochę rozmawialiśmy.
Kotka złapała się w sobotę 2020.10.10 - poprosiłam, by Gosia i Paweł opisali poszukiwania - bo mogą być rodzajem instrukcji. I dawać nadzieję.
Oto ich opis:
Nasza historia, mimo że zapowiadała się dość beznadziejnie zakończyła się dobrze. Z pozytywnym przesłaniem poniżej krótki opis naszych poszukiwań wraz ze wskazówkami co robić, gdy zaginie kot.
Malinka, zwana Maliniakiem, wystraszona dźwiękiem motocykla wyrwała się na parkingu przy restauracji w drodze na Mazury, ponad 200 km od domu.
Oczywiście popełniliśmy sporo błędów już po samej ucieczce, ale człowiek chcąc chronić swojego zwierzaka tak działa, czasem głupio i bezmyślnie…
Trzy doby przeczesywaliśmy teren, nawoływaliśmy… rozwiesiliśmy ogłoszenia, chodziliśmy po domach i nic, kot zapadł się pod ziemię, wreszcie struci musieliśmy wrócić do domu… do pracy…
Następny weekend z powrotem na Mazury i następny… Temperatura coraz niższa, pogoda paskudna, dzień coraz krótszy, a kota nie ma. Jakby tego było mało blisko miejsca, gdzie ostatni raz widzieliśmy Malinkę mieszka kotka bardzo do niej podobna do niej, bura, białe łapki i krawat, z daleka zupełnie jak nasza, ale tyko z daleka, bo z bliska inny pyszczek i kolor oczu, łapki - sami się na początku nabraliśmy kilka razy.
Większość ludzi, z którymi rozmawialiśmy była życzliwa, chciała pomóc, nawet kilka osób mówiło, że widziało naszą kotkę, przesyłało zdjęcia.
Chodziliśmy, jeździliśmy, sprawdzaliśmy każdy sygnał, ale okazywało się że owszem to podobny kot, ale znowu nie nasz.
Wreszcie, po dwóch tygodniach, Malinka nagrała się na fotopułapkę w lasku niedaleko miejsca, gdzie widzieliśmy ją ostatni raz jak uciekała. I to wcale nie o świcie, nie o zmroku kiedy koty są teoretycznie najbardziej aktywne, ale w środku dnia, mniej więcej w porze obiadowej w naszym domu. W tym miejscu od chwili ucieczki zostawialiśmy jej ulubione chrupki i położyliśmy jej drapak - wracała w miejsce ucieczki, pewnie dzięki tym chrupkom nie odeszła dalej. Teren jest przecięty dwoma ruchliwymi drogami, ale wracała tam jeść i dzięki nagraniu wiedzieliśmy, że żyje.
Rozstawiliśmy klatkę łapkę, ale Maliniak podszedł, powąchał i prysnął. Znów trzeba było wracać do pracy… bez kota. Nie mieliśmy nikogo zaufanego na miejscu, bo hasło „nagroda” w ogłoszeniu zadziałało, ale także w negatywny sposób, różne typki się do nas odzywały, baliśmy się, żeby nie skończyło się pochodami połowy wsi do lasku i ganieniem kotki, bo ktoś się wygada i się rozniesie, a ona przestraszona nie wróci. Zadecydowaliśmy, że zachowamy tę informację dla siebie i przyjedziemy za trzy dni. Na szczęście Malinka jakoś wytrzymała. Wróciliśmy, dostawiliśmy drugą, większą klatkę łapkę. Pogoda kiepska, deszczu coraz więcej, nie przychodziła, karmę w nocy wyjadały myszy, nawet zamknęły jedną klatkę.
Chodziliśmy, obserwowaliśmy, zobaczyliśmy ją z daleka przy kompostowniku restauracji, skąd uciekła, świecące oczy w świetle latarki, wołaliśmy i nic... schowała się. Znów nie wiedzieliśmy co robić… czy zmienić miejsce klatek? przestawić z lasku na teren restauracji? ale przecież tam tyle kotów się kręci, tyle ludzi chodzi, zresztą jak sprawdzać np. w środku nocy, gdy wszystko zamknięte, a kot się złapie? A jeśli inny kot? i będzie tak tkwić do rana, może zrobi sobie krzywdę chcąc się uwolnić… Zdecydowaliśmy, że zostawimy większą z klatek w lasku, a z drugą zaryzykujemy w ciągu dnia w restauracji. Zostały dwa dni do powrotu…
Na szczęście nie musieliśmy ryzykować, bo Maliniak wszedł do klatki nocą!
Wreszcie po trzech tygodniach bezpieczny ale też bardzo przerażony. Dopiero w hotelu po wypuszczeniu z klatki i wytuleniu uspokoił się i zaczął zachowywać jak nasz kot. Od tego momentu minęły trzy dni. Nadał odsypia i ciągle domaga się głaskania po brzuszku:
Poniżej trochę informacji, które mogą się przydać w poszukiwaniach:
trzeba szukać, szukać i jeszcze raz szukać! Tam, gdzie już byliśmy też, możemy mijać naszego ukrytego kota wiele razy. Nawet jeśli słyszy się od ludzi e… już dwa tygodnie minęły… już się nie znajdzie… - trzeba szukać!
nie wolno myśleć, że szukamy martwego kota, inaczej, efektywniej się szuka wierząc, że kot żyje,
najważniejsze są podobno pierwsze godziny po zaginięciu, trzeba chodzić dosłownie w kółko, nawoływać spokojnym głosem (wiem, że to trudne), uderzać w puszkę z jedzeniem lub potrząsać opakowaniem z chrupkami (w zależności od upodobań kota), wszystko jest sprawą indywidualną np. nasz kot się ukrywał, nie reagował zupełnie, wręcz myślimy teraz, że wołanie mogło go odstraszać,
trzeba rozklejać i rozdawać ogłoszenia, pytać, rozmawiać z każdym kogo spotkamy, przełamać się, zaczepiać wszystkich, po kilku dniach znów chodzić i się przypominać,
umieścić ogłoszenia na lokalnych stronach internetowych, gazetkach ogłoszeniowych, gazetach, FB, radiu, zawiadomić kogo się da, wręcz siać zdjęciami kota i swoim telefonem,
ważne są ogłoszenia w sklepach, na stacjach benzynowych, słupach, tablicach ogłoszeniowych, przystankach, przy poczcie, kościele, sklepie zoologicznym, jeśli ktoś zrywa - trzeba je uparcie uzupełniać,
warto porozmawiać z listonoszem, rozdać ogłoszenia / ulotki w szkole, spacerowicze z psami, emeryci, panowie na ławeczkach - dużo widzą,
ogłoszenie przygotować w formie z kawałkami do oderwania na dole, to zwiększa szansę na kontakt,
w ogłoszeniu duże czytelne zdjęcie i mało treści dużymi literami - żeby czytać bez okularów. Zrywki - większe od biletu tramwajowego, żeby nie ginęły w kieszeni,
w ogłoszeniu warto wyznaczyć nagrodę, zainteresuje ludzi, którzy normalnie nie zwracają uwagi na koty. Zbyt wysokie nagrody są niewiarygodne - więc z umiarem,
warto wysłać mejle do okolicznych schronisk i lecznic weterynaryjnych,
warto rozmawiać z przedstawicielami fundacji, karmicielami kotów, wolontariuszami,
inaczej po ucieczce zachowuje się kot wychodzący i niewychodzący (u nas nie wiadomo, Maliniak był przygarnięty z działek, ale od ponad roku mieszkał w bloku i nie wychodził), ale kot z zasady wraca w okolicę, gdzie uciekł (wyjątkiem są sytuacje np. ucieczki przed innym zwierzęciem, wtedy odległość może wzrosnąć), kot raczej nie będzie szedł np. w stronę domu 200km, jak zdarzyło się nam usłyszeć,
kot będzie szukał schronienia, pierwsze godziny może się chować np. w zaroślach, później szuka bezpieczniejszej kryjówki, nie będzie chodził po polach, lesie - chyba że zmusi go do tego ucieczka, raczej będzie wracał w kierunku zabudowań,
po kilku dniach od zaginięcia kot będzie szukał jedzenia - zapleczy restauracji z odpadkami, kompostowników, misek innych zwierząt, żeby podkraść jedzenie, tam można go namierzyć, w miejscach gdzie są zwierzęta warto dowiedzieć się o jakich porach wystawiana jest karma - i dlatego warto samemu karmę wystawić, by kot nie odszedł za daleko poszukując jedzenia,
ukrywający się kot wychodzi w poszukiwaniu jedzenia gdy jest najciszej, może być aktywny o świcie, zmierzchu, ale i w stałych porach jego posiłków,
w trakcie deszczu można przeszukiwać potencjalne miejsca schronienia, przestrzenie pod samochodami, szopy, składziki, miejsca zadaszone,
jeśli kot sam nie podchodzi - nie wolno za nim biec, próbować łapać, trzeba rozstawić klatkę łapkę,
jeśli zlokalizujemy kota w danym miejscu, należy regularnie wystawiać tam jedzenie, jeśli nakarmimy przy okazji stadko innych kotów i inne dzikie zwierzęta - trudno,
jeśli kot boi się klatki łapki trzeba stawiać jedzenie obok klatki i stopniowo przybliżać do niej, wreszcie wstawiać do środka,
nastawioną klatkę łapkę sprawdzać co ok. 3 godziny (gdy nie ma mrozu),
do klatki wstawiać jedzenie nie najlepszej jakości, ale takie ze wzmacniaczami smaku, intensywnie pachnące - nam pomogła popularna karma na literę „W” z rybą, która zresztą nie smakowała myszom, dzięki czemu zostało coś dla kota,
można puszczać nagranie głosu swojego kota i rozkładać używane przedmioty z jego zapachem lub zapachem domu,
słyszeliśmy też o psach tropiących - nie sprawdziliśmy, ale pewnie gdyby Malinka się nie złapała - też spróbowalibyśmy,
przydatne sprzęty - lornetka, mocna latarka - kocie oczy po zmroku świecą nawet ze znaczniej odległości, fotopułapka, klatka łapka.
Oczywiście nie ma złotych rad i zasad bo każda sytuacja i każdy kot są inne, trzeba próbować wszystkiego!
Bardzo dziękujemy za wszystkie trzymane kciuki i wsparcie, to były straszne trzy tygodnie niepewności, mamy pół kilo kota mniej, ale najważniejsze że się udało!
Pozdrawiamy serdecznie,
Gosia i Paweł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz