wtorek, 20 lutego 2018

Nie zabierajcie go…


opowiada Ania
W tekście o rudej Julce napisałam, że właśnie (2018.02.08) zadzwoniła pani z  prośbą o pomoc kotu biednej sąsiadki - panie mieszkają na Rogach, w okolicy lasu, koty są wychodzące - to domki - i coś poszarpało kocią łapkę - „szukam pomocy, kot od kilku dni ma mocno pokaleczoną łapkę, nie staje na niej, płacze, sąsiadka nie ma pieniędzy na weterynarza, pytała, powiedzieli jej 250zł za chirurgiczne oczyszczenie…. Dzwonię wszędzie, ŁTOnZ nie pomoże, dali kilka numerów, nikt nie odbiera, co można jeszcze zrobić? można pomóc? Sąsiadka boi się, że jej kota odbiorą i nie oddadzą, to biedna rodzina…”

Trafiony zatopiony, kot cierpi, lecę z pomocą. Odebrać go nie odbiorę, co solennie przyrzekam, nie pierwszy raz zresztą w tej historii. Telefon do lecznicy, proszę o ulgowe potraktowanie, pani z sąsiadką i kotem jadą.
Czyszczenie łapy, potężny ropień, nieładnie to wygląda, lekarka sugeruje rtg - czyli kot musi zostanie w lecznicy do wieczora, wieczorem zawiozę do takiej z aparatem. Znów muszę opiekunkom przyrzec, że oddam.

Wieczorem leci mi z nosa, trzepie mnie nieco, ale pełznę do lecznicy, obiecałam. Lekarka podejrzewa złamanie, może już zrastające się, ale ten rtg jednak chciałaby zobaczyć. Ranę oczyściła, kot bardzo grzeczny, wyraźnie mu ulżyło, zaczął opierać się ostrożnie na łapce - poprzednio ją podkulał. Jajeczny, nie wykastrowała, bo może po rtg będzie coś robione pod narkozą, to od razu się ciachnie, żeby go dwa razy nie usypiać. Z uwagi na samopoczucie kota i moje ustalamy plan - kot na razie zostaje w lecznicy, w sobotę - bo p.Dr ma akurat dyżur w lecznicy całodobowej z rtg - podrzucę go tam i zostawię na to rtg i ew gipsowanie - zwyczajnie nie mam możliwości ani siły wcześniej, on z tą łapką chodził ponad tydzień, więc jeśli była złamana, zrost już jest, jeśli krzywy, to niewiele da się naprawić. I kastracja.
Sobota, zabieram kota bez opatrunku - łapka spuchła, trzeba było zdjąć i ubrać kota w abażurek. Łapka bez opatrunku wygląda całkiem ładnie, dobrze oczyszczona rana potraktowana antybiotykami przysycha, kot właściwie się nią nie interesuje.
Podrzucam na rtg - tak się umówiłam, lecę do swoich zajęć i czekam na informacje. Opiekunki dzwonią, dopytują się o stan ulubieńca, mówię co i jak, o zwrot zwierzaka już nie pytają - chyba w końcu wierzą, że oddam.
Na rtg coś widać - prawdopodobnie stan zapalny kości, zrośnięte złamanie raczej nie, kot chodził z ropiejąca raną ponad tydzień, może dwa, „zapaliły” tkanki miękkie i  poszło na kość. Kastracja, wieczorem odbiór.
Wielkie podziękowania dla lekarzy - za zrozumienie, za pomoc, za elastyczność i  wiele innych rzeczy. Po prostu - dziękuję. Bez Was pomoc byłaby prawie niemożliwa. A przynajmniej zdecydowanie trudniejsza.

Odebrałam z lecznicy, odwiozłam w abażurku do domu, od lecznicy zastrzyki na 10 dni, ode mnie spray avilin i trochę karmy. Po antybiotyku kontrola, potem prawdopodobnie też sprawdzający rtg.
W domu czekała stęskniona rodzina i wysterylizowana domowa kotka, na powitanie został wygłaskany przy ludzi, osyczany i wytłuczony po abażurku przez kotkę. Boi się jej panicznie, bo dama regularnie go gania i bije - to informacja dla tych, którzy są przekonani, że koty po kastracji / sterylizacji spadają w hierarchii i stają się ofiarami tych nieco „bogatszych”. Nie jest tak - w stadku na ogół rządzi kotka, niezależnie od tego, czy wycięta, czy nie. A kocurek po kastracji przestaje być dla innych konkurencją - więc nawet jeśli go trzepną, to ot tak, od niechcenia.
I coś, co mnie mocno poruszyło, bo w końcu przy herbatce spokojnie porozmawiałyśmy z panią opiekunką kotów - pani bała się szukać dla niego pomocy w fundacjach i stowarzyszeniach - bała się, że jej odbiorą pupila - bo jest biedna… Smutne to…
Odwiedzę ich pewnie za kilka dni, bardzo zapraszali. I łapkę obejrzę. I może kotka przestanie prześladować wykastrowanego kocurka?
Rozliczenie - za czyszczenie rany opiekunka kota zapłaciła sama - 45zł. Za rtg i  kastrację mam rachunek na 172zł - sąsiadka, która szukała pomocy dołożyła się kwotą 50zł. 200zł przekazała p.Łucja. Czyli tym razem nie będę Was prosić o pieniądze. A czemu opisuję tę historię? Bo to w ostatnich dniach kolejny potrzebujący pomocy zwierzak, który do nas trafił za pośrednictwem ŁTOnZ, poprzednia była kotka z zatorem, za próbę ratowania i niestety uśpienie - 162zł. Jeszcze był pies z guzami, z  bólem odmówiłam… Wiem, że to zwierzęta właścicielskie, że nie mamy w statucie pomocy w finansowaniu leczenia ubogim właścicielom zwierząt, ale…
Mamy serca… Nimi nie zapłacimy… Oto rachunki za miękkie serce:

Dziś dzwoniła kolejna pani z prośbą o pomoc / zaopiekowanie się kotką po zmarłej osobie - odmówiłam, „dzięki” sterylkowej polityce UMŁ - w 2017 sterylki miejskie ruszyły w kwietniu, było ich prawie po połowę mniej niż w 2016, w 2018 tej pory nie ruszyły, jeszcze nawet przetarg nie ogłoszony - jest 20 luty - a zima była lekka i kotki już są w ciąży - i my, i pozostałe fundacje zapchani jesteśmy ubiegłorocznymi kociakami, które kociakami już nie są, są trudnymi adopcyjnie dorosłymi kotami…

Sobota 2018.02.17
Odwiedziłam Tygryska - czuje się i wygląda zdecydowanie lepiej, jeszcze w  poniedziałek - wtorek kontrola i przedłużenie antybiotyku. Rana ładnie się goi, prawie nie boli - kotek pozwala dotykać łapki.

Przez pierwsze dni woniał podobno okropnie i kocurzo. Na szczęście jest już po kastracji stary zapaszek znika, a nowego kotek nie produkuje. A sam kotek? Chodzi sobie w abażurku porządnie zamontowanym, bo nie na samej obróżce, a na szeleczkach. Karmiony jest ręcznie mięskiem do pyszczka, bo nie umie - albo udaje, że nie umie - jeść w tym ustrojstwie, wyleguje się w ciepełku przed kominkiem i  nawet nie za mocno wybiera się na dwór. Z kuwetką tez świetnie sobie radzi.

Przyszedł do mnie na pogłaskanie, sprawdził zawartość torebki i informacje przyniesiona na ubraniu, nie wszedł na kanapę - nie wolno! Wygląda na jegomościa całkiem zadowolonego z życia.
Domowa wychodząca Lusia przestała go tłuc, czasem syknie od niechcenia. Skorzystała na jego obecności w domu - zamiast mrozić ogonek w ogródku, korzysta z Tygrysiowej kuwetki.
I chyba koniec historyjki?
Mam nadzieję

1 komentarz:

  1. Pełny szacunek za pomoc zwierzętom. Niestety bezdomność, złe warunki i zły stan zdrowia to prawdziwa plaga wśród polskich zwierzaków. Dzięki takim osobom jak Pani powoli się to zmienia i poprawia się wiedza ludzi na ten temat. To wspaniałe, że Pani to robi.

    OdpowiedzUsuń