Napisała Ania
Gubię
różne rzeczy, ogólnie roztargniona jestem, ciągle czegoś szukam.
Ale żeby aż tak? Zawsze? Ostatnio „zaprzyjaźniłam” się z
dwoma termoforami, napełniam je gorącą wodą tak często jak mogę,
i zawsze, ale to zawsze, szukam korka od termofora. Wiem, że zaraz
zniknie, więc odkładam go w widoczne miejsce - tak, by nie ukrył
się między innymi przedmiotami, nie stoczył na podłogę, gdzie
trafiony kocią łapką przepadnie gdzieś do kolejnego remontu.
Odkładam, patrzę, zapamiętuję.
Napełniam
termofor wrzątkiem - ostrożnie, pluje powietrznym bąblem i
gorącymi kropelkami na palce, parzy. Parzy szyjka, ze którą
trzymam, para z czajnika, uchwyt czajnika - wiec w skupieniu,
ostrożnie nalewam, wyciskam powietrze - wyciągam rękę po korek.
Nie
ma. No przecież był. Tu, dokładnie TU.
Z
pełnym wrzątku otwartym termoforem, coraz bardziej zdenerwowana -
szukam. Nie ma, zwyczajnie nie ma. Diabeł ogonem nakrył.
Lokuję
termofor w zlewie, idę po drugi, przekładam korek, zanoszę pod
kota.
Ale
drugi też potrzebny - na drugi koci boczek. Więc znów szukam
korka - czas leci, pora zbierać się do pracy. Jest!!!
Napełniam
termofor, sięgam po korek….
Czasem
jest, częściej muszę go szukać, trzeciego termoforu nie mam…
Ten
termoforowo-korkowy kontredans z to powodu Aksamitki, która na
Aksamitkę od dawna nie wygląda, jest szkielecikiem obciągniętym
skórką z lichym futerkiem. Jest u mnie od 18 lutego
2018, długo niestety nie pobędzie…
Pamiętacie
tekst „Cud świąteczny”? Aksamitka to matka Puszka, poznałam ją
ładnych parę lat temu - akcja porządkowa przy Drukarskiej, link
w „Cudzie świątecznym” podałam. Puszek ma lat 16, Aksamitka
co najmniej rok więcej…
17
lutego (sobota) pani Puszka zadzwoniła, że w czwartek Aksamitka
wymknęła się z domu, szukają, ale bez skutku. Że jest w złej
formie, chudziutka, a akurat dość potężne mrozy… Panie szukały,
ktoś ją widział, dał jeść, ale pies przegonił…
Napisałam
na stronie schroniska i na FB - od razu odezwał się schroniskowy
wolontariusz - przywieziono ją tam.
W
niedzielę pojechałam odebrać te 1,60kg kota w zmierzwionym
futerku… I wyniki. Wyniki właściwie nienajgorsze, może
zaniedbana przez chorą opiekunkę?
Wracając
przeleciałam przez ulubioną lecznicę, temperatura 36,5, ogólnie
cieniutko. Dostałam kroplówkę, witaminki, sugestię zbadania
tarczycy za kilka dni - a na razie niech je.
Zębów
brak, tylne łapki oklejone mieszanką żwirku z czymś tam, futerko
na boczkach i ogonku posklejane w kłaki… Kąpać się bałam,
wyczesałam, wyskubałam.
No
więc je - podsuwam puszeczki, mięsko, sama trochę chrupek
dziubnie. Bardzo dużo pije. Kupy - rzadka breja z pojedynczymi
bobkami, Ale przestaje być apatyczna, zaczyna ją interesować
otoczenie, drepcze po mieszkaniu, ciągle wpada pod nogi. Już nie
chodzi wygięta w pałąk. Wygląda nieco lepiej, nie wiem, czy to
zasługa wyczesanego futerka, czy nieco lepszej kondycji. Od Kasi L.
dostała wielką pakę bardzo dobrego jedzonka (dziękuję) - musi
je wykorzystać.
Kolejna
wizyta w lecznicy - tarczyca - wyniki w normie, usg - jedna
nerka bardzo powiększona. Ale kot nie przybył ani grama. Powinien,
chociażby z tego pół litra kroplówki, bo odwodniona jest ciut
mniej. Czyli wody w kocie więcej, samego kota mniej - chudnie. Te
rzadkie kupska sugerują trzustkę. Ogólna kondycja - jakiś
nowotwór…
Wiem,
że długo jej nie zatrzymam, od początku wiedziałam. Ale próbuję.
Póki ona tego chce - póki je, drepce, zagaduje, przychodzi się
przytulić.
W
weekend (3-4 marca) tragedia - kupiłam sobie i kotom wątróbkę
indyczą, pyszna była, smakowała wszystkim. Kici też - cieszyłam
się, że wręcz ja pochłania… W nocy była niespokojna, chodziła,
nie dawała się utulić. Wstawałam szukać, znajdowałam leżącą,
podnosiłam, sama nie bardzo miała siłę wstać, układałam na
termoforze, wracała na zimną podłogę…
Byłam
po nocnych łapankach, półprzytomna ze zmęczenia i niewyspania,
nie miałam siły jechać do nocnej lecznicy. W końcu Micia
wyrzuciła z siebie całą zjedzoną wątróbkę - szło
obustronnie.. Zmęczona usnęła na podłodze, ostrożnie przełożyłam
na łóżko, obłożyłam termoforami.
I
od tego czasu biegam z termoforami. Rano - pierwsza czynność to
nastawienie czajnika, dwa termoforki, między nimi dobrowolnie lokuje
się kicia, czasem pozwala nakryć się lekką kołderką. Po
powrocie z pracy czajniki, wieczorkiem, czasem w nocy.
Wet
- kolejne kroplówki, wzmacniacze, antybiotyk, coś na trzustkę.
Podsuwanie pod nosek jedzonka - na początku tylko musów,
rozrobionych wodą - kicia słaba, nawet jedzenie to wysiłek.
Teraz już je drobniutko pokrojone mięsko, musy bez wody, nawet
trochę glutków z saszetki podziamie.
Huśtawka
- czy jej nie męczę? Czy już pora pożegnać? Przecież je,
przecież rzadka ciemnoszara kupka nieco zbrązowiała, znaczy żółć
weszła do akcji, to szare zabarwienie mogło być spowodowane
przytkaniem przewodów żółciowych.
Trochę
mniej zjadła, ale może suchego pochrupała w czasie mojej
nieobecności?
Powąchała,
nie chce - może tego akurat nie lubi? Bo chyba jest lepiej, kupka
kolorystycznie stosowna i w zasadzie uformowana.
Znów
rzadzizna, ale brązowa, nie szara. No i nie ucieka od ciepła,
chętnie siedzi na termoforkach, rozgląda się, drepce w kierunku
kuchni - do jedzenia, podjada dość energicznie, przychodzi spać
na poduszkę.
Dziś
po śniadanku próbowała się myć, przy kroplówce protestowała
bardzo energicznie. Może jeszcze chwilę pobędzie..
Trzymajcie
kciuki - za nią. Za to, bym pożegnała ją w tym właściwym
momencie…
Trzymamy!!!
OdpowiedzUsuńTeoretycznie wątróbka jest ok, ale... Wnioski z obserwacji własnych: ponieważ moje smyki za nią przepadają, nabyłam kiedyś wieprzową, że to niby delikatniejsza, no i miałam z Barneyem dokładnie to samo, co z Aksamitką - niepokój, wiercenie się po podłodze, "zrzut górny", ulga. Po wołowej tego nie mają, trawią bez problemów. No i trzeba podawać w małych porcjach, bo jedzą bez opamiętania ile by nie było. Może ta indycza Kici "nie podeszła"... BGF
Wczoraj - 2018.03.16 - pożegnałam Aksdamitkę....
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie dostała tydzień życia - kto wie, czy nie najlepszy, jaki miała... Żegnaj Aksamitko [']
UsuńŻegnaj Aksamitko..😢Aniu,dziękuję..
Usuń