poniedziałek, 18 września 2017

Skąd ONE wiedzą?










napisała Ania
No właśnie, skąd? Skąd wiedzą, że zwalnia się miejsce w dt, że należy akurat w tej konkretnie chwili „wejść” w oczy?
Albo skąd wiedzą, że jest kot bardzo potrzebujący i  że pora odejść? Tak zrobił miejsce dla Tapeci persowaty nerkowy rudy, którego stan drastycznie pogorszył się w ciągu kilku dni, ale to temat na inne opowiadanko.
TEN potrzebuje pomocy tu i teraz, o NIM chcę napisać.
A ponieważ krótko i bez dygresji nie umie, to zacznę od 2017.07.31 - zobaczyłam wtedy na FB informacją o „wypuszczonym na wolność” rudym Oskarze. Zadzwoniłam dopytałam - i włosy stanęły mi dęba. Jedni sąsiedzi kota dokamiają, inni chcą się go pozbyć, dzieci pławią go w kałużach, rzucają nim - a domowa ciapa nawet uciec nie umie… Pojechałam, zabrałam, na talony wykastrowałam, ale przeleczenie, odpchlenie, odrobaczenie, szczepienie, no i karma plus żwirek - już na mojej głowie.
Kot przemiły, wyjątkowo łagodny, nieco wystraszony moim rozpanoszonymi rezydenatami żył sobie w kąciku, ale bezpiecznie, i powolutku szukał domu. Jakoś na początku września odwiedziła mnie rodzina z dwójką chłopców, Oskarek się spodobał (dziwiłabym się, gdyby było inaczej), i umówiliśmy się za tydzień - czyli w sobotę 2017.09.16 - dom trzeba przygotować. Na wszelki wypadek do takich umów podchodzę ostrożnie, rzadko dochodzi do ich realizacji, ale…. Wysłałam maila z listą potrzeb pilnych - kontener, kuweta, żwirek, jedzonko, siatka na balkon, i mniej pilnych - nożyczki do pazurków, furminator, i zostawiłam sprawy własnemu biegowi. Nieco się zdziwiłam, kiedy w czwartek Państwo zdzwonili, że chcieliby kota w piątek, bo chłopcy doczekać się nie mogą, mają już wszystko, łącznie z furminatorem (!!!), bo chłopcy zrobili kocie zakupy z własnych skarbonek (!!!). Ucieszyłam się, umówiliśmy na wieczór przekazanie zwierzaka. Żeby historię Oskarka zakonzyć dodam, że chłopcy zabawki dla nowego domownika - przezabawne myszki na wędce - zrobili własnoręcznie,. A kot, po którym oczekiwałam wstępnego chowania się po kątach - od razu poczuł się u siebie w domu, zwiedzał, pojadał, układał się do czesania - ku wielkiej radości chłopców.
A ja niebacznie w piątek na koniec pracy zerknęłam do FB - i zobaczyłam zdjęcie rudego szkielecika, Oswojonego. Niezainteresowanego jedzeniem. Znaczy bardzo źle.
Napisałam do autora postu - odpowiedział od razu. Skontaktowałam go ze znajomą kociarą ze Zgierza - podjechała we wskazane miejsce, popytała dzieci - pokazały krzaki, gdzie kot mil budkę, kawałek styropianu i miski.
I po godzinie kot był w lecznicy. Spotkałyśmy się tam - byłam w lecznicy z rudą Smarkatką, która może niektórzy jeszcze pamiętają - jest wiecznym tymczasem u mojej koleżanki, kotem bardzo specjalnej troski, nie nadaje się do adopcji…,
Kot bardzo młody - 6-7mcy, kompletnie oswojony, w poczekalni w kontenerze awanturował się trochę, na rękach przytulił się i zasnął. Chudy potwornie, określenie „czuć wszystkie kosteczki” to za mało… Skrajnie odwodniony. Niewykastrowany, no bo jeszcze nie bardzo jest co ciąć.


Został w lecznicy - 1,6kg, temperatura 35,3, biegunka, podłączony do kroplówki, miseczka z jedzeniem pod nos, krwi nie udało się pobrać. Przewidywane kroplówkowanie przez min.3 doby….
Sobota rano - badanie krwi, a ponieważ w nocy trochę polizał z miseczek, ale trudno to nazwać jedzeniem, podłączone dożywianie pozajelitowe - Multimel. Drogie to i chyba trudno dostępne, opakowanie ponad stówkę, ale akurat lecznica ma, to da. Jak zwykle robią wszystko, co możliwe.
Sobota południe - są wyniki krwi - nie mam niestety wydruku, ale czerwone, hemoglobina i coś tam jeszcze w dolnej granicy normy, leukocyty sześćdziesiąt parę tysięcy, mocznik 314, kreatynina 2,5, aspat 73.
Kot dalej nie je, temperatura niska, dalej dożywianie pozajelitowe.

[URL=
Niby każdy z tych wyników oddzielnie to nie tragedia, ale przy jego stanie wyczerpania - podejrzewane jest wszystko.
Niedziela - bez zmian. Uzgadniamy z lekarzem prowadzącym, że jeszcze trochę zostanie w szpitaliku, może ruszy…
Po dzisiejszej rozmowie - poniedziałek 2017.09.08 - kot dość aktyny, chce wyjść ze szpitalnego boksu, ale nadal nie je, ciut poliże, nadal biegunka, nerki pobrużdżone, mimo intensywnego nawadniania nadal odwodniony, oczy zapadnięte, hipotermia.
Jutro badanie krwi - te kosmiczne leukocyty i nerkowe powonny spaść po antybiotyki i nawadnianiu.
I dalsze decyzje. Kciuki bardzo potrzebne…
Jak na razie - koszty to ok.500zł - szpitalik, kroplówki, badanie krwi, ów preparat…

Więc tradycyjnie - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 - na rudy szkielecik.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz