piątek, 22 listopada 2013

Szemrokowe koty

opowiada ansk
Był sobie malutki kotek Szemrok, mieszkał w piwnicy, bardzo zachorował, stracił oczko, ale miał szczęście - znalazł dobry dom. Teraz to piękny i dorodny kocur, a kiedyś tak wyglądał:
I kiedyś - a ściśle 10 maja 2012 - pod domem Szemroka leżało kociątko - maleńkie, płaczące....

Ludzie przechodzili, patrzyli, kociątko leżało i płakało... Zabrała je w końcu Szemrokowa Mama, zadzwoniła pod stary telefon - i kociątko pojechało rosnąć na smoczku - wyrosło na piękną Laylę. A Szemrokowa Mama zaczęła rozglądać się dokładnie wokół
- bo przecież na podwórku są na pewno inne koty, i któregoś słonecznego dnia zobaczyła trzy kociątka.
 Śliczne, prawda? Tak słodko się bawią. Podejdźcie bliżej, spójrzcie w ich oczka - gdzie te oczka? Niewidoczne, zaklejone wstrętną ropą kociego kataru…

Takie oczka miał Szemrok - miał, bo koci katar jedno zniszczył.
Trzeba ratować maluszki, póki jeszcze mają oczy… Szemrokowa Mama znów zadzwoniła, pomogła maluszki złapać. 12 maja 2012 trafiły do lecznicowego szpitalika - i tu dopiero okazało się, jak bardzo źle jest z kocimi oczkami… I z kociakami - nie tylko koci katar je zaatakował, nie tylko „standardowe” pchły i robaki - coś złego dzieje się w oskrzelach… Walczymy o kociaczki, walczymy o oczka.Cztery oczka da się uratować, pewnie pozostaną trochę mętne, ale te dwa w białym pysiu? Dwa tygodnie intensywnego leczenia, nieustannej opieki i troski w rękach doświadczonej lekarki - i prawie się udało - cztery oczka są, dwa najgorsze w białej buzi - ciągle mamy nadzieję na ich ocalenie - to zdjęcia z 24 maja 2012, zrobione przez tę lekarkę.

To nie koniec kociej historii. Szemrokowa Mama pomyślała też o kotach dorosłych. Postanowiła je posterylizować. Pożyczyła klatkę łapkę, umówiła się w lecznicy, z niewielką pomocą złapała 6 podwórkowych kotów - biało-burego kocurka, biało-bura kotkę - mamę Cudeniek, czarną koteczkę w ciąży, czarnego kocurka, kolejną czarnulkę w ciąży i biało-szarego kocurka. Zdjęć ostatniej czarnulki i biało-szarego brak.
Po drodze do klatki zapakował się potężny i miły burasek - domowy kot gościnnie na podwórku. Już był wykastrowany, więc wygłaskany poszedł sobie.
Koniec? Na razie tak. Ale mam nadzieję, że nie taki zupełny. Że - jeśli pojawi się nowy kot na podwórku - będzie szybko wysterylizowany. A koniec - niech będzie z chorymi kociętami.

A maluszki? Mają własne domy - i miejmy nadzieję, że będą w nich żyły długo i szczęśliwie - jak w bajce.

I najlepsza wiadomość - oczka w białym pysiu pięknie się wyleczyły - już w domu stałym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz