środa, 23 października 2013

Nos dla tabakiery - czyli jak miasto kotom pomaga

opowiada ansk
Nos dla tabakiery - czy ktoś jeszcze pamięta? Więc przybliżę - miejski program bezpłatnych sterylizacji kotów wolno żyjących w wybranych lecznicach ma być dla kotów wolno żyjących i karmicieli, czy dla lecznic? 
A dokładniej? A proszę bardzo. 
Rzadko sama robię łapanki - przeważnie tam, gdzie karmiciele z jakichś powodów sami nie dadzą sobie rady - starsi, niesprawni. Pracuję - mogę łapać tylko w dni wolne od pracy, bo po pracy, czyli po 17tej, do czasu zamknięcia lecznic talonowych, czyli do 19-20tej, za mało czasu, ludzie wracają za pracy, na podwórkach ruch, więc generalnie - nic się nie złapie.

No i korki w mieście - nie ma szans w normalnym czasie dojechać z takich np. północnych Bałut, gdzie pracuję, na Nawrot, gdzie właśnie łapałam. A potem zdążyć do lecznicy przez jej zamknięciem. Pozostają sobotnie poranki (dla mnie) - ludzie albo śpią, albo na wyjazdach weekendowych, na podwórkach względny spokój, i ulice przejezdne.
Dziś sobota (19.11.2013) - kilka dni temu dzwoniła starsza pani z prośbą o pomoc, rok temu były dwie kotki, jedna się okociła, i zabił ją samochód, kocięta  jakaś fundacja zabrała, w tym roku okociła się druga kotka, podrostki mają już po 8-9 miesięcy, w sumie jest siedem kotów, za moment te młode zaczną się mnożyć…. Jednym słowem RATUNKU!!!
Akurat sobota zrobiła mi się wolna, deszcz nie pada, w miarę ciepło, pogoda do łapania jak znalazł, jadę. Łapka, pięć kontenerów - więcej nie mam. Oczywiście bez nadziei na złapanie całej siódemki, ale od czegoś trzeba zacząć. Spotykamy się z karmicielką parę minut przed 11tą, koty głodne, ulubiona puszka przygotowana, o 11.23 pięć kotów mam w kontenerach, szóstego w klatce-łapce, na siódmego, który też pewnie dałby się złapać, nie mam już pojemnika…
Niby mogłam nie łapać aż tylu, ale tak się prosiły…. Poza tym naprawdę najlepiej wyłapać za jednym zamachem jak najwięcej, każde kolejne podejście jest trudniejsze - koty się uczą, wiedzą, że klatka-łapka to nic dobrego, a po wypuszczeniu pierwszej partii wręcz mam wrażenie że plotkują między sobą i wzajemnie się ostrzegają. No i moje „koszty” też się liczą - ani czasu za dużo nie mam, żeby jeździć z każdym kotem oddzielnie, ani mój samochód za darmo się nie tankuje…. No grunt, że jestem - wskutek doświadczenia i kalkulacji - zwolennikiem łapania jak największej ilości zwierzaków na raz.
Jest 11.23 - zapamiętajcie tę godzinę, to ważne. 

No więc jest 11.23, w samochodzie mam 6 dzikich kotów, mocno lamentujących, jadę do lecznicy Rosomak przy Chabrowej - lecznica do tej pory zawsze przyjmowała moje „hurtowe” połowy. Wnoszę dwa kontenerki do poczekalni, mówię, że w sumie sześć. Lekarz w gabinecie zajęty jakimś problematycznym pacjentem, pani przy biurku kręci głową - sześć - nie, nie damy rady, lekarz niedawno był w szpitalu, nie wrócił jeszcze do pełni sił… Ale proszę zaczekać, zapytamy, Może choć dwa? 
Czekam, w końcu dowiaduję się że nie, żadnego, że powinnam się wcześniej umówić. Wychodzę podłamana, 6 kotów, można do płatnej lecznicy, w najlepszym razie pół na pół chłopaki i dziewczyny, tak czy owak kilkaset zł, zwyczajnie nie mam. Dzwonię do koleżanki spokojnej i opanowanej o radę. 
Radzi mi jechać na Pomorską, do lecznicy Wierzbowej. Fajnie, ale tam tylko kocury, kotki trzeba umawiać na wtorki i czwartki, co mam zrobić z babami? Pociesza mnie, że może wszystkie kocury, a w każdym razie ilość problematycznych kotów mi się zmniejszy. Telefonuję do lecznicy - mam przywieźć pod warunkiem, że przechowam u siebie, bo lecznica od poniedziałku zamknięta na tydzień, i mam przywieźć tylko kocury, kotek bez asysty lekarz nie zrobi, a asystę ma tylko we wtorki i czwartki.
Skąd mam wiedzieć, co siedzi w kontenerach? Karmicielka nie wiedziała, młode są, po zapaszku się nie rozpozna, po „twarzy” nie umiem. 
Lecznica Wierzbowa - pierwsze przepchane do klatkościsku, lekarz przymierza się do narkozy - gwałtownie protestuję, a jeśli to kotka, to co? Dziś jedna narkoza, za kilka dni druga - przecież to kompletnie rozwali nerki, koty mają nerki wrażliwe, może lepiej od razu podać morbital, nie będzie chociaż cierpiał - dwa lata temu łapałam na Wałbrzyskiej, same czarne koty, sterylizowałam w lecznicy Dog - kategorycznie odmawiali nacinania uszu, więc jeden podrostek złapał się drugi raz, dostał druga narkozę - i po kilku dniach karmicielka przyniosła do lecznicy lejący się przez ręce flaczek - wyniki nerkowe księżycowe. 
Nie uratowaliśmy… Karmicielka nie zgodziła się na łapanie kolejnych kotów - bo sterylizacja i kastracja zabija… Utrwaliła się legenda….. 
No więc krótka dyskusja przy kocie w klatkościsku, doktor tłumaczy, że nie może mieć pogryzionych i spuchniętych rąk, bo nimi operuje, rozumiem to, ale ja z kolei nie mogę narażać kotów na podwójną narkozę, bo chcę im polepszyć życie, a nie zabić. Przyciskamy kota, wsadzam przez pręty palec, usiłuję coś wyczuć pod ogonem - nie jestem wetem, u dorosłego kocura pompony widzę, tu wydaje mi się że coś wyczuwam, czyli kocur, dostaje znieczulenie, ląduje - z braku innego „pomieszczenia” z powrotem w klatce łapce. 
Sprawdzamy kolejne stworki - tym razem doktor zagląda pod ogony, jeszcze dwa kocury, dopakowujemy na razie do klatki-łapki. Robię zdjęcia, bo oczywiście w czasie łapanki nie zfociłam wszystkich kotów, pstrykam też trzy śpiące kocurki czekające na zabieg w klatce łapce. 
Pan doktor prosi o pokazanie fotek, daję mu aparat, przegląda, ja wynoszę kontenery do samochodu. W domu widzę, że tych ostatnich fotek - trzech kotów śpiących w klatce łapce - nie ma. Dlaczego wyciął je Pan, Panie Doktorze? 
Nieładnie….. 
W międzyczasie owa przytomna koleżanka wisi na telefonie - bo jeszcze trzy kocice gdzieś trzeba zawieźć. 
Dodzwoniła się do Straży Miejskiej - chętnie pomogliby, skierowaliby awaryjnie do lecznicy na Gdańskiej 85, z którą miasto ma - a właściwie miało - umowę na udzielanie pomocy medycznej zwierzętom z nagłych wypadków w godzinach 16-8, kiedy nie ma lekarza w schronisku, ale umowa została zakończona, może będzie aneks. 
Więc Straż Miejska radzi dzwonić do Schroniska. 
Koleżanka dzwoni, lekarz wynosi nieprzytomnie zwierzątko i mówi „kotka, dam jej antysedan, wybudzi się”. To ta pierwsza, widać źle rozpoznana. 
Jak to wybudzi się, przecież ją trzeba wysterylizować, a nie wybudzać, a potem dawać drugą narkozę!!! 
Łapię śpiącego kota i pędzę do lecznicy w Tesco, w nadziei, że jak szybko dojadę, uda się małą wyciąć jeszcze w czasie działania narkozy.. W międzyczasie dzwonię do lekarek, by je na ten mój pomysł przygotować. 
Trzy pozostałe kotki nadal mam w kontenerach w samochodzie, mogłabym zostawić w Tesco, ale nie mam kasy na zapłacenie za sterylki, w końcu po coś ten miejski program jest… 
W lecznicy w Tesco trwa sterylka, udało się nie dodawać narkozy, a ja czekam na telefon od przytomnej koleżanki z radą, co z trzema kotkami. Przed 14tą muszę zabrać wycięte kocury z lecznicy Wierzbowej, i chciałabym już wrócić do domu do swoich spraw…. Koleżanka wisi na telefonie, w schronisku nikt nie odbiera. 
Jadę na Wierzbową, zabieram kocurki, nawet nie spytałam, czy uszy nacięte.. Przy wypuszczaniu okazało się, że nie… 
Trzy kocice w samochodzie. W zasadzie mogę pojechać z powrotem na ten Nawrot, wypuścić, tylko co? 
Powiedzieć starszej pani o lasce, że ma sobie sama łapać, najlepiej kocice we wtorki i czwartki, kocury w inne dni tygodnia? Jak ona dowiezie je tramwajem w klatce? 
Bo do kontenera nie przełoży, pewnie nawet łapki sama nie nastawi - z trudem się schyla. 
Trzymać te kotki do poniedziałku w kontenerach? Gdzie? Nie mam żadnego pomieszczenia, gdzie mogłabym je bezpiecznie przechować, poza tym ponad dwie doby w kontenerach to może ciut niehumanitarne… 
W schronisku nadal nikt nie odbiera telefonu, poddaję się - w tej chwili mam w samochodzie dwa kontenery z kocurami po kastracji, muszę je gdzieś przetrzymać te 48godz... 
Gdyby było lato, zostawiłabym w samochodzie, ale teraz za zimno…. 
I trzy kontenery z kocicami… 
14.00 - jadę znów do Tesco - zostawiam kocice na sterylki, nie wiem, z czego zapłacę, zostawiam kontenery ze śpiącymi kocurami - w poniedziałek odbiorę wszystkie razem i odwiozę na Nawrot. 14.30 - nareszcie jestem w domu. 
Po raz kolejny zastanawiając się, po co mi to wszystko. Czy nie dość mi tej walki z wiatrakami? Podsumowanie - złapałam 2 kocury i cztery kocice. 
Zajęło mi to niespełna godzinę - od 10tej z dużymi minutami do 11.23. 
Skorzystałam z miejskiego programu sterylizacji kotów wolno żyjących - kastracja dwóch kocurów, wartość pomocy - tak ze 100zł. Żeby skorzystać z tej pomocy (o wartości ca.100zł), straciłam kolejne 2,5godz i przejechałam 50km swoim prywatnym samochodem za swoje prywatne paliwko - i to wcale nie dlatego, że jeździłam sobie po całym mieście. 
Cztery kocice i tak musiały pojechać na sterylizację płatną - potrzeba około 500zł. 
Pytania i wnioski 
Dla kogo jest program miejskich sterylizacji? 
Czy dla sprawnych zmotoryzowanych młodych emerytów albo bezrobotnych, którzy kota właściwej płci złapią we właściwych godzinach w odpowiedni dzień (kotki - wtorki i czwartki, kocury - pozostałe dni tygodnia) i dowiozą do odległej lecznicy - w tej chwili sterylizuje tylko lecznica przy Chryzantem na Dołach i lecznica przy Pomorskiej. 
Uwaga - obsługa tramwaju czy autobusu ma prawo nie wpuścić pasażera z dzikim kotem w klatce. 
Gdzie mają sterylizować koty karmiciele, którzy pracują, i mogą łapać tylko w soboty i niedziele? 
Co mają zrobić osoby starsze i niesprawne, które same nie są w stanie ani złapać, ani zawieźć kotów, i potrzebują pomocy wolontariuszy, który z kolei pracują i mogą łapać jw.? 
Co dzieje się teraz ze zwierzakiem z wypadku, znalezionym po 16tej? W schronisku o tej porze lekarza nie ma, umowy z żadną lecznicą miasto nie ma… 
Zwierzak cierpiący leży sobie do 8mej rano, aż przyjdzie lekarz schroniskowy? Połowa pewnie pomocy nie doczeka, dla miasta oszczędność będzie - tylko koszty utylizacji.. 
Czy jedynym kryterium wyboru lecznic do programu sterylizacji musi być najniższa, czasem absurdalnie niska cena? 
Czy nie można postawić na sprawność i dyspozycyjność lecznic? Na to, by zatrudniały np.min dwóch lekarzy, pracowały także w soboty i niedziele, i by były w stanie wysterylizować nie dwa, a dwanaście kotów dziennie? Niezależnie od płci tych kotów? 
Dziki kot to nie wielbiciel punktualnie przychodzący na randkę, raczej nie respektuje terminów umówionych w lecznicy. 
Takie lecznice naprawdę są. 
Wcale nie całodobowe. 
I wcale nie jest ich mało. 
Czy nie można do programu włączyć lecznic kilkunastu, w miarę równomiernie rozmieszczonych w całym mieście? 
A może takie utrudnienia do bezpłatnych sterylek to celowe działanie, pozorna oszczędność środków budżetowych? 
Bo zniechęci ludzi do korzystania z darmowych sterylek.. 
Bardzo możliwe, że zniechęci - ale oszczędność na dłuższą metę będzie mocno wątpliwa, bo kociaki trafią do schroniska - a chyba jedna sterylka jest znacznie tańsza od np. zaszczepienia i odrobaczenia miotu kociaków. 
Schronisko otrzymało dzięki naszemu głosowaniu dodatkowy 1mln zł - może za te pieniądze w schronisku także sterylizowano by koty wolno żyjące? 
Może nie tylko wolno żyjące, może także koty i psy, które mają właścicieli? Bo można ten milion przeznaczyć na nowe boksy i robienie nowych miejsc - na ciasnym terenie, na którym więcej miejsca już nie ma, a zwierząt jest podobno dwa razy więcej, niż schronisko może pomieścić - na przyjmowanie kolejnych bezdomnych zwierząt, ale czy nie rozsądniej walczyć z bezdomnością przez zmniejszanie ilości zwierząt niechcianych drogą ograniczania rozmnażania - czyli sterylizacji i kastracji - niż budowaniem coraz większych i większych schronisk? 
Przypomnę, że miejski program sterylizacji to tylko ok.150tys zł. 
Stan na dzień dzisiejszy 23.10.2013 - lecznica Rosomak wyczerpała umowę i skończyła zabiegi, lecznica Wierzbowa nieczynna do końca miesiąca - niech Was nie zmyli napis na kartce, dni 28-29.10.2013, kiedy lecznica ma być czynna, to sobota, niedziela i poniedziałek. 
Karmiciele dzwoniący do UMŁ odsyłani są z kwitkiem… Ciekawe, gdzie odsyłane są ranne zwierzęta po 16tej?
 

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w 200% - darmowe sterylki są dla sprawnych i zmotoryzowanych! Umawianie kotów na dany dzień i godzinę to zupełna paranoja, kot takiej "umowy"nie respektuje. A osobom pracującym najłatwiej zmobilizować się do łapanki kotów na sterylkę w piątek wieczorem lub w sobotę. Tylko że wtedy lecznice "darmowe" są nieczynne.
    Dopóki w przetargach na sterylki jedynym kryterium będzie cena, albo jakość lecznic podejmujących się takiej akcji nie zostanie opisana szczegółowo w specyfikacji - będziemy zmuszeni sterylizować za własne pieniądze w tych lecznicach, które są naprawdę dla zwierząt.

    OdpowiedzUsuń