14 kwietnia 2o16 godz. 18:oo, ul. Zachodnia nieopodal Manufki
mała, stara piętrowa kamieniczka
i koty, oczywiście
cynk do PaniKarmicielki dostałam od zaprzyjaźnionego kotologa - mieszka tam jego babcia
no to zadzwoniłam
od razu coś mi nie pasowała
te pytania o to, co zrobię z tymi kotami, mi nie pasowały
i opowieści, że karmią trzy osoby i one nie bardzo chcą sterylizować i kastrować, też mi nie pasowały
i to, że nie ma stałej godziny karmienia, też mi nie pasowało
ale to nic, koty są i trzeba je wyciąć
no to pojechałam
wcześniej umówiłam dwa koty w Perełce (do 19:oo czynna), jednego w Oazie (do 2o:oo czynna)
i te koty miał rozwieźć autkiem Robert
ja miałam zostać i dalej łapać
by potem je sobie ukryć w magazynku w szkole i zawieźć rano do Futrzaka
czyli, wszystko zapięte na ostatni guzik
nie wzięłam tylko pod uwagę PaniKarmicielki, jej siostrzeńca i kocura...
- 18:oo wysiadam z majdanem z autka i dzwonię domofonem
za ogrodzeniem widzę dwa koty
PaniKarmicielka przywitała mnie tekstem puszczonym z okna na pierwszym piętrze: - na pewno się nie złapią!
a na moje pytanie, o której karmi, usłyszałam
- no tak około 19:3o - 2o:oo
przekleństwo cichaczem mi się wymsknęło z ust zaciśniętych (*)
na szczęści do pierwszego piętra nie dotarło!
okno się zamknęło
- 18:o5 uzbrajam klatkę
- 18:1o łapie się pierwszy kot
- 18:2o łapie się drugi kot
- 18:3o łapie się trzeci kot
i ten trzeci kot za cholerę nie chce przejść do kontenera
dźgam do w doopę kijaszkiem
walę w klatkę kratką od kontenera
pukam ręką
i nic
jeno śmierdzieć kocurem zaczyna coraz mocniej
no to dzwonię do PaniKarmicielki z pytaniem o jakieś stare prześcieradło
- a skąd ja mam wziąć stare prześcieradło, ja mam wszystko nowe! - wykrzyczała mi do ucha
myślałby by kto, sobie pomyślałam
- 18:4o zaczynam się spieszyć już tak na poważnie
dzwonię po autko
podchodzi do minie siostrzeniec PaniKarmicielki i kategorycznie żąda kontaktu z moim kierownikiem
bo ja jestem nieprofesjonalnie przygotowana do pracy (w sensie braku tego prześcieradła, znaczy)
a w ogóle to - kto ja jestem, na czyje zlecenie i dlaczego przyjeżdżam i łapię ich koty!
i - kiedy one wrócą i czy aby na pewno te same!
nie podjęłam rzuconej mi rękawicy
i gdybym miała więcej czasu, to by mnie zatkało, ale nie miałam, więc zostawiłam sobie tę czynność na wieczór
(zawsze to przy piwie i fajeczce będzie sympatyczniej)
przyjechał Robert
śmierdziel wylądował (w części tylko) w torbie Ikełowej
reszta majdanu na tylnym siedzeniu
- 18:5o mkniemy
znaczy Robert mknie a ja się modlę co by się śmierdziel nie zlał mu się do bagażnika...
dzwonie do Perełki i obiecując złote góry proszę co by dr Ania zaczekała
- dobrze - słyszę w odpowiedzi
- 19:o5 wchodzimy do lecznicy
dr Ania pozwoliła mi zostawić trzy koty - Dzięki Wielkie!
potem, to już tylko do szkoły co by śmierdzącą klatkę wymyć
potem, zadzwoniłam do PaniKarmicielki i poprosiłam do telefonu siostrzeńca
- nie ma go - odpowiedziała
no to poprosiłam żeby wzięła kartkę i długopis
podałam imię i nazwisko, nazwę fundacji, adres do Wydziału Ochrony Środowiska, adres do lecznicy
i poprosiłam o telefon w niedzielę, jeśli zdecydują się wyciąć pozostałe dwa koty
potem, to już tylko do domu, co śmierdzące koopy wywalić
a potem pozwoliłam sobie na to obiecane zatkanie popijając piwo
(*) gdyby mi PaniKarmicielka od razu powiedziała o której karmi, inaczej bym sobie zaplanowała łapanie i transport
---
mała, stara piętrowa kamieniczka
i koty, oczywiście
cynk do PaniKarmicielki dostałam od zaprzyjaźnionego kotologa - mieszka tam jego babcia
no to zadzwoniłam
od razu coś mi nie pasowała
te pytania o to, co zrobię z tymi kotami, mi nie pasowały
i opowieści, że karmią trzy osoby i one nie bardzo chcą sterylizować i kastrować, też mi nie pasowały
i to, że nie ma stałej godziny karmienia, też mi nie pasowało
ale to nic, koty są i trzeba je wyciąć
no to pojechałam
wcześniej umówiłam dwa koty w Perełce (do 19:oo czynna), jednego w Oazie (do 2o:oo czynna)
i te koty miał rozwieźć autkiem Robert
ja miałam zostać i dalej łapać
by potem je sobie ukryć w magazynku w szkole i zawieźć rano do Futrzaka
czyli, wszystko zapięte na ostatni guzik
nie wzięłam tylko pod uwagę PaniKarmicielki, jej siostrzeńca i kocura...
- 18:oo wysiadam z majdanem z autka i dzwonię domofonem
za ogrodzeniem widzę dwa koty
PaniKarmicielka przywitała mnie tekstem puszczonym z okna na pierwszym piętrze: - na pewno się nie złapią!
a na moje pytanie, o której karmi, usłyszałam
- no tak około 19:3o - 2o:oo
przekleństwo cichaczem mi się wymsknęło z ust zaciśniętych (*)
na szczęści do pierwszego piętra nie dotarło!
okno się zamknęło
- 18:o5 uzbrajam klatkę
- 18:1o łapie się pierwszy kot
- 18:2o łapie się drugi kot
- 18:3o łapie się trzeci kot
i ten trzeci kot za cholerę nie chce przejść do kontenera
dźgam do w doopę kijaszkiem
walę w klatkę kratką od kontenera
pukam ręką
i nic
jeno śmierdzieć kocurem zaczyna coraz mocniej
no to dzwonię do PaniKarmicielki z pytaniem o jakieś stare prześcieradło
- a skąd ja mam wziąć stare prześcieradło, ja mam wszystko nowe! - wykrzyczała mi do ucha
myślałby by kto, sobie pomyślałam
- 18:4o zaczynam się spieszyć już tak na poważnie
dzwonię po autko
podchodzi do minie siostrzeniec PaniKarmicielki i kategorycznie żąda kontaktu z moim kierownikiem
bo ja jestem nieprofesjonalnie przygotowana do pracy (w sensie braku tego prześcieradła, znaczy)
a w ogóle to - kto ja jestem, na czyje zlecenie i dlaczego przyjeżdżam i łapię ich koty!
i - kiedy one wrócą i czy aby na pewno te same!
nie podjęłam rzuconej mi rękawicy
i gdybym miała więcej czasu, to by mnie zatkało, ale nie miałam, więc zostawiłam sobie tę czynność na wieczór
(zawsze to przy piwie i fajeczce będzie sympatyczniej)
przyjechał Robert
śmierdziel wylądował (w części tylko) w torbie Ikełowej
reszta majdanu na tylnym siedzeniu
- 18:5o mkniemy
znaczy Robert mknie a ja się modlę co by się śmierdziel nie zlał mu się do bagażnika...
dzwonie do Perełki i obiecując złote góry proszę co by dr Ania zaczekała
- dobrze - słyszę w odpowiedzi
- 19:o5 wchodzimy do lecznicy
dr Ania pozwoliła mi zostawić trzy koty - Dzięki Wielkie!
potem, to już tylko do szkoły co by śmierdzącą klatkę wymyć
potem, zadzwoniłam do PaniKarmicielki i poprosiłam do telefonu siostrzeńca
- nie ma go - odpowiedziała
no to poprosiłam żeby wzięła kartkę i długopis
podałam imię i nazwisko, nazwę fundacji, adres do Wydziału Ochrony Środowiska, adres do lecznicy
i poprosiłam o telefon w niedzielę, jeśli zdecydują się wyciąć pozostałe dwa koty
potem, to już tylko do domu, co śmierdzące koopy wywalić
a potem pozwoliłam sobie na to obiecane zatkanie popijając piwo
(*) gdyby mi PaniKarmicielka od razu powiedziała o której karmi, inaczej bym sobie zaplanowała łapanie i transport
---
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz