Oto ja, moi rezydenci Kora (sunia, lat 10 ), Romek (kot około 8 miesięcy) i nasza historia jak to zostaliśmy DT.
Pomysł podsunęła mi moja przyjaciółka, no i zaczęło się: "a czy Romek zaakceptuje, a czy Kora nie zeżre?"
A niech tam ryzykujemy :)
16.11 Ania przywozi mi dwie czarne jak noc kulki :)
Superr o jakie słodkieee, o jakie cudnee i och i ach, milion pytań do Ani (cierpliwa i chwała jej za to :) )
No to zostaliśmy sami i co teraz ja się pytam????
No dobra jeść daj, dałam, pić daj, dałam, wyjmij z klatki, taaaaa ręka do klatki a tu wielkie pchhhh nie podchodż obcy człowieku!!!!
Kurde jak je wyciągnąć??
Aaaaa za kark, hmmmm łatwo powiedzić :P
Dobra Nina, bądź odważna, dasz radę, jest!!! udało się!!!
o ja dzielna!!! :)
I miziamy a cholerstwo kręci się i wierci i nie chce usiedzieć. Dobra wypuszczę Was pobiegajcie i z Romkiem się zapoznajcie. Najpierw ostrożne wąchanie a za chwilę...
Boszeee on je zeżreć chce, o matkooo co robić????
Gonię dziada ( Roman nie żryj kotów przecież miska pełna cholero jedna),
telefon: Ratunkuuuu Romek żre kotyy co robić???
Pytanie mej "kochanej" przyjaciółki, koty żyją?
no tak, eee to spoko, niech żre to taka zabawa, acha fajnie :P
I faktycznie nie zeżarł, kotki już w nowych domkach :)
Kora tylko biedna, na paznokciach chodzi, no nie chcą się z nią bawić potwory małe.
Potem z dnia na dzień coraz lepiej, pierwsza kupa w kuwecie, boszee jaka ja dumna byłam :)
Najgorzej zawsze było rano, człowiek wstaje, ledwo na oczy patrzy a tu jeść daj, kuwety posprzątaj, idę a te małe potworki już miauuuu i na ręce weź no matka bądź człowiek, żal cholera bo trzeba do roboty iść a one tak płaczą i paczą na człowieka ale nie, twarda jestem i biegiem bo jeszcze z Korą na dwór a ta jak zwykle wszystkie krzaki trzeba obwąchać, ok lecimy do klatki a tu .... no nie!!! narzeczony z bloku i znowu będą się całować, no nie wyrobię zaraz :P
Wpadam do domu, potworki miauczą :( klucze, torba i do roboty i cały dzień człowiek myśli i myśli o nich i tęskni :(
Po robocie biegiem do domu do kochanych maluchów i już cały człowiek happy :)
I jak tak patrzysz jak z dnia na dzień coraz ufniejsze i bardziej miziaste to aż serce rośnie, człowiek siedzi i patrzy na mini Animal Planet w swoim pokoju :)
I cud nad cudami Roman z zazdrości śpi ze mną bo wcześniej to w d... miał :P
Cieszę się bardzo że się zgodziłam :)
Uwierzcie warto te kociaki pokochać bo oddadzą nam tą miłość milion razy
Mam wielki szacunek dla osób, które zdecydowały się prowadzić DT. Robią kawał świetnej roboty w zamian za miłość tych bidulków, które przyjmują pod swój dach. Jednakże dla mnie problemem wielkim byłoby oddanie potem tego zwierzaka, a jak czytałam tu ostatnio, nie jestem z tym problemem osamotniona (vide: Ola i Mały Czort). Ja wszystko rozumiem, zwierzaki są na chwilę, żeby wyleczyć, odkarmić, oswoić, ale jak tu potem im powiedzieć, że od dziś mają innego "Sługę"? Rozum nie chce się pogodzić z sercem...
OdpowiedzUsuńP.S. Korzystając z poruszonego tematu DT chciałabym serdecznie podziękować DT (p. Eli), który zajmował się w 2009 r. "Spartanami", albowiem niedawno, w ramach "dokocenia" stałam się właścicielką (prawdę mówiąc - współwłaścicielką) Leonidasa, obecnie Pixelka:) i z tej to przyczyny zapoznałam się z jego historią. To, co zrobiła dla tych kotów ich Opiekunka, jest nie do przecenienia. Aniu i Pani Elu, ja chylę czoła, a Leoś-Pixi przesyła wielkie mrrrraaaauuuuu!.
Wiekie dzięki, Nina - z drugimi tymczasikami wpadłaś na nieco głębszą wodę, bo starsze, trudniejsze do oswojenia i na dokładkę jeden zachorował. Ale dajesz radę - jeszcze dawaj zdjęcia do ogłoszeń :))
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimie, czasem jest ciężko - ale wczoraj odwiozłam Brzoskwinka do nowego domu, od razu zaczął się przytulać do dzieci, mnie pozwalał się głaskać, nawet mruczał, ale żeby sam przyszedł - o nie nie. Rudy syczący na mnie i na pomocną koleżankę w tdt Hynek usnął na kolanach potencjalnej opiekunki - kiedy ją pierwszy raz zobaczył.
To pomaga :)
Takie wpisy jak ten o Pixelku - też :)
Dzięki :))