napisała Ania
Ledwo
uporaliśmy się z ratowaniem czarnej poranionej kotki z Obornickiej
- kotki, którą wzięłam w ręce, a której dwukrotnie nie złapał
wyspecjalizowany Animal Patrol - pisałam o niej w listopadzie
kilka tekstów na blogu - koteczka jest już zdrowa, ale zawsze
będzie mieć problemy z pyszczkiem nie do końca się otwierającym
i zamykającym, pod blok wrócić nie może, szukamy dla
niej domu.
No
więc ledwo uporaliśmy się z czarną gwiazdą, mamy kolejną -
tym razem białorudą domową kotkę, podobno wyrzucaną z dwóch
kolejnych domów…
Wiadomo było o niej w zasadzie od lata, ale nie
dawało się ustalić miejsc, w których pojawiałaby się
regularnie. No i mogła być kotką domową wychodzącą - sporo
takich na osiedlu. W każdym razie warto było ją złapać i
sprawdzić - kota domowego dość łatwo odróżnić od błąkającego
się, np. przeważnie ten domowy jest czysty, a błąkający się,
śpiący w komórkach, piwnicach i podobnych miejscach - raczej
nie. No i są jeszcze chipy - coraz powszechniejsze na szczęście.
Znów
zeszłam z tematu - przez ostatnich kilka dni pojawiało się
więcej sygnałów o tej kotce. Czyli niedobrze - jeśli od
lata była prawie niewidzialna, a teraz zaczyna pokazywać się
ludziom - pewnie szuka pomocy, jest coś z nią źle.
I
jest źle - wczoraj już bardzo mocno osłabiona dała się złapać.
Dzięki życzliwym ludziom trafiła do lecznicy, teraz jest w domu
tymczasowym.
Jest
wychudzona - waży 3,2kg - to spora panna, i 5kg nie byłoby dla
niej za dużo. Ma obniżona temperaturę - 37st przy kociej
normalnej 38,5. Jest brudna i śmierdząca - bo w kanale prawego
uszka ma ropę.
Na
szczęście ma negatywne testy FeLV i FIV. Wyników badania krwi -
morfologii i biochemii - jeszcze nie znamy.
I
rzecz najpoważniejsza - koteczka ma potężny guz nowotworowy na
prawym uszku…. Tez guz na pewno krwawił - w niektórych
informacjach o niej mówiono, że coś czarnego wisi jej z ucha...
Przez
najbliższe dni będzie dostawać kroplówki i antybiotyk, jest
powoli karmiona dobrej jakości karmą - małe porcje często
podawane.
Potem
usunięcie guza - na razie nic nie wiemy, może rtg coś pokaże -
czy guz jest powierzchniowy, czy wrasta głębiej - np tylko w
uszko czy też dalej. Może będzie potrzeba wykonania tomografii….
Ale na razie staram się o tym nie myśleć - wczorajsze badania,
kroplówki - to ca 200-300zł, jeszcze kilka dni kroplówek, potem
rtg + operacja - ca 500-600zł… Oby nie było konieczności
tomografii….
Nie
rozmawiałam z lecznicą o konkretnych pełnych kosztach, nikt ich
nie poda - to wartości szacunkowe…
A
poza tym to kotka jest wyjątkowym miziakiem - ociera się o nogi,
nie odstępuje człowieka, prosi o głaskanie, najchętniej spędza
czas na kolanach - bardzo chciałabym ją wyleczyć, a potem
znaleźć odpowiedzialny dom - dość się już naponiewierała i
nacierpiała.
Możemy
liczyć na Waszą pomoc? 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja
For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 -
ruda Julka (środki niewykorzystane przeznaczymy na pomoc innym
kotom).
Proszę Państwa….
Proszę Państwa….
Wydarzyła się bardzo nieprzyjemna historia, chciałam ją rozwiązać polubownie i niepublicznie, niestety nie udało mi się.
Kotka trafiła do p.Łucji, w tej samej klatce mieszka pewna zwierzolubna pani - której w październiku pomagałam szukać Brutusa. Brutusa znalazł pan, nie mógł dodzwonić się do właścicielki - nie odbierała telefonów i nie odpowiadała na smsy, zadzwonił do mnie, ja w końcu poszłam do niej - bo innego kontaktu nie było.
Ad rem - razem z p.Łucją zabrały kotkę do lecznicy, z której korzysta ta pani - lecznica ma bardzo dobrą opinię. Podjechałam do p.Łucji, porobiłam zdjęcia - te, które Wam pokazałam, zadzwoniłam do lecznicy wstępnie porozmawiać. A po dwóch dniach kot został p.Łucji odebrany - bo p.Łucja opiekuje się nim źle, a zwierzolubna pani zrobi to lepiej. Nie pisałam o tym, próbowałam rozwiązać sytuację, prosiłam o zdjęcia kota - zdjęć nie dostałam, ale dostałam miły mail 2018.01.29 - myślałam, że się udało - do środy. Bo w poniedziałek wieczorem zadzwoniłam, chcąc umówić się na środę wieczorem konsultację w lecznicy, z której stale korzystamy. Pani nie odebrała, więc we wtorek rano wysłałam smsa. Potem odczytałam maila - bardzo dziękuje za pomoc w szukaniu Brutusa, ale kotka będzie operowana w wybranej przez nią lecznicy, i prosi o konkretną odpowiedź - zapłacimy czy nie. Zaczęłam odpisywać, ze zebrało się na tę kotkę tylko 500zł, bo nie miałam informacji do prowadzenia dalszej zbiórki i o takich pieniądzach możemy mówić, nie zdążyłam, wysłać - przyszedł sms - zdjęcie niżej.
Zadzwoniłam - nie udało się spokojnie porozmawiać. Dokończyłam maila informując, że z zebranych 500zł 200zł zwracam p.Łucji, która zapłaciła za pierwsze wizyty kotki, 300zł przekazuję do wskazanej lecznicy na koszty jej leczenia - poprosiłam lecznicę o fakturę,
Przepraszam - fundacja nie posiada wielkiego worka pieniędzy. Z 1% dostajemy kilka tysięcy - czasem 5, czasem 8 - na rok. Fundacji nie stać na finansowanie karmy i żwirku dla kotów pozostających pod naszą opieką - jest ich ponad 30, w domach tymczasowych utrzymujemy je sami. Ofiarowane przez Państwa pieniądze przeznaczamy tylko na opiekę medyczną - leczenie, zabiegi, szczepienia. Staramy się rozsądnie i oszczędnie gospodarować tym, co dzięki Wam mamy. Przy wyborze lekarza nie kierujemy się tylko i wyłącznie ceną nie zwracając uwagi na fachowość, a konsultacja trudnych przypadków to normalna droga postępowania.
Wiem, że kotce nie stanie się krzywda, że będzie miała dobrą opiekę. Ale nie mogę / nie umiem / nie chcę - współpracować na takich warunkach.
PS - właśnie zadzwoniła pani z prośbą o pomoc kotu biednej starszej sąsiadki - panie mieszkają na Rogach, w okolicy lasu, koty są wychodzące - to domki - i coś poszarpało kocią łapkę. Panie szukały pomocy w ŁTOnZ, dostały mój telefon…. Więc p.Łucja prosi o przeznaczenie owych 200zł na pomoc temu kotu…
Aktualizacja - kot już w lecznicy, wieczorem podjadę - wetka podejrzewa złamanie.…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz