poniedziałek, 13 lutego 2023

Dwa miesiące - dwa tysiące

 


Dawno nie pisałam, pomysłów na teksty się nazbierało - bo nieprawda, że na emeryturze ma się dużo czasu. Zdecydowanie nieprawda.

Może teraz trochę pisaniny nadrobię, bo grafomania mi wraca. Zacznę od tego kota ze zdjęcia - z przyczyn bardzo prozaicznych - kończymy leczenie, będzie faktura. Niemała. A na koncie pustki…. Może pomożecie….

Tak pisałam w sierpniu 2022, tekstu nie dokończyłam… Bo jakieś depresyje wczesnojesienne mnie dopadły, a może lenistwo? Teraz pora.

Ab ovo:

Jest 2022.06.05, dzwoni nieznana mi, bardzo zdenerwowana osoba - jakiś blok, daszek nad wejściem do klatki schodowej, na daszku kot bez połowy głowy. Kot wchodzi z tego daszku do mieszkania przez okno, trzeba tam jechać, zabrać go, ratować. Aha. Proste. Wejść ludziom do mieszkania, zabrać kota i już.

Ciekawe, kto tak wysoko ocenia moje możliwości i daje mój prywatny telefon? Niedziela, więc wyjątkowo nie UMŁ.

Jadę, kot siedzi na daszku, wygląda hmm nieciekawie, pukam do mieszkania, mówię, po co przyszłam - pani zwabia kota z daszka do mieszkania. Tłumaczy, że kot nastoletni, wychodzący, potrafi znikać na kilka dni - i właśnie wrócił po takiej wycieczce, że jutro wet, na razie przemyli ranę preparatami z domowej apteczki, Mówię, że nie wygląda to ładnie, lepiej nie czekać, solennie obiecuję, że kota oddam - i oddam po wyleczeniu. Odjeżdżamy. Po drodze kotuś rozwala mi w  samochodzie transporter, pani jeszcze dzwoni, że kot jest na karmie indestinal.

A żeby nie było - rodzina nie jest obojętna na kocie losy, to właśnie oni, jak się potem okazało, daaawno temu znaleźli Miaukuna z połamaną łapką i szukali dla niego pomocy - vide tekst „Złamana łapka”. Trochę było z tym zamieszania, trochę się powkurzałam, ale pomocy szukali, obojętnie nie przeszli.

W lecznicy spore zainteresowanie - tak potężnej rany dawno nie widziano. Odcięcie wiszących farfli ze skóry i sierści sklejonych ropskiem, dezynfekcja rany, kroplówka, leki - jest bardzo silny stan zapalny, gorączka, rana się ślimaczy - na tę chwilę tyle można zrobić - i kotek zostaje w szpitaliku.



Na razie w gustownej apaszce - ochroni ranę przed rozdrapywaniem, śliska kręci się wkoło kociej szyjki przy szarpaniu pazurkami. Po kilku dniach rana chirurgicznie oczyszczona, zszyć nie ma jak - nie ma skąd wziąć skóry na zamianę za odcięte „warkoczyki”. Trzeba mozolnie pobudzać proces zarastania….

Przy okazji narkozy kotuś traci kilka zębów i pomponiki.

Jest bardzo grzeczny, spokojny, bez wielkich protestów znosi codzienne zabiegi - 2x dziennie ma zmieniane opatrunki żelowe i przemywaną ranę. Je z apetytem, podkarmiany i głaskany przez wszystkich z lecznicy.

Nie martwcie się, że tak mocno zabandażowany - po każdej zmianie opatrunku lekarz albo technik robi kocią paszczą „am-am” - żeby sprawdzić, czy się otwiera tak, by kotek mógł wygodnie jeść swoje weterynaryjne chrupki i dietetyczne przysmaczki.



Rana ciągle podkrwawia… Tak ma być, przy każdej zmianie opatrunku trzeba dobrze, ale wygląda paskudnie i groźnie.

Po 10ciu dniach kotek może przejść na opieką ambulatoryjną - czyli zabieram do go domu - odnajduje się od razu, wybiera wygodne miejsce na łóżku, wygrzewa się na balkonie. Trochę sobie kiepsko radzi z jedzeniem w kloszu, nie łapie, że trzeba klosz ustawić tak, by miska była w środku, pcha go w chrupki, przesuwa miskę, wysypuje. Chrupki to chrupki, gorzej z wodą - u mnie duże michy, szklane – ciężkie - ale daje radę je przesunąć, przechylić, wodę wylać, wspólnie z reszta stada rozdeptać ją po całym mieszkaniu…

Dzielny kotek.



Rano sama zmieniam opatrunek - teraz na coś w rodzaju siatki nasączonej wazeliną, a wieczorem jeździmy do lecznicy - tam kolejna zmiana opatrunku + prysznic laserowy. I tak codziennie do końca czerwca….

Maść - najlepszy byłby solcoseryl. Ale od dwóch lat nie produkują. Początkowo próbujemy avilin, ale wiecie, jaki jest - maże się, klei. Pani w aptece doradza karnosil.



W lipcu już spokojniej - zmiana opatrunku raz dziennie, laserek najpierw co dwa, potem co trzy dni. Trochę mi lżej - bo codzienne wizyty w lecznicy to spore duże obciążenie…

Opłaciło się - kotu, nie mnie. Bo niżej widać, jak rana wyglądała w końcu czerwca, w połowie lipca i jak wygląda dziś. Lepiej, prawda? Ja niestety gorzej - dwa miesiące intensywnego leczenia, koszty - prawie 2 tysiące..



A wystarczyło kotka wykastrować - wcześniej. Za jakieś 200zł, jedna, może dwie wizyty… Bo te rany to skutek kocich walk - głębokie, zakażone bakteriami z kocich zębów. Przez wąskie rany po zębach krew nie wypływa, nie oczyszcza rany - głęboko w mięśniach tworzą się potężne ropnie, pękają - i mamy to, co mamy.

Ratowałam już koty z ranami po kocurzych walkach - to wcale nie są rzadkie przypadki. Dlatego może nie fundujcie takich przygód swoim kotom, wykastrujcie je. Owszem, nadal będą się awanturować, przeganiać obce koty, może nawet będą się bić - ale nie TAK. Nie na śmierć i życie. Ot, pokrzyczą, może skubną się za uszy - ale nie rozprują sobie gardeł.

Niżej zdjęcia trzech takich przypadków - a było ich niestety więcej….

Dlatego kastrujcie swoje koty, dla ich dobra. I dla swojego - leczenie zwierzaków jest bardzo drogie, nie ma weterynaryjnego NFZ, nie ma recept ze zniżką….



Kot za kilka dni wraca do właścicieli - mam nadzieję, że będziemy w kontakcie tak, jak przez cały okres leczenia - prawie codziennie są pytania o samopoczucie kotka, opowieści o jego historii, również opowiadania o życiu - opiekunów. Nie cytuję ich, są zbyt osobiste, a kot jest obecny we wszystkich. Widać, że bardzo go kochają i że jest dla nich bardzo ważny.

Regularnie dostawałam jego stare zdjęcia - oto dwa z nich:



A ja poproszę bardziej niż zwykle - bo to tylko jeden z ciężkich i kosztownych przypadków, z którymi zetknęłam się w ostatnich miesiącach, o pozostałych napiszę wkrótce - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - łódzkie koty.



PS - wprosiłam się w odwiedziny do Fokusa w środku października 2022 - zobaczyłam zadowolonego, pięknego kota. Chyba mnie pamiętał i nie wspominał źle - pozwolił się pogłaskać, posiedział na kolanach. Nadal wychodzi - teraz nie musi wspinać się po ścianie, ma wygodną drabinkę. Ale wychodzi rzadko i na krótko - szwędacz po kastracji znikł. Z opiekunami jestem w stałym kontakcie, co jakiś czas piszą o nim i przysyłają aktualne zdjęcia - ostatnie z 2023.01.16.


1 komentarz:

  1. poszło 1,5% z dopiskiem na Łodź, trzymam za Was kciuki!

    OdpowiedzUsuń