Ulica
Żurawia - okolice Rynku Bałuckiego, trochę bloków, trochę
starych kamienic. No to już wiecie - na stołówkę pani M.
przychodzą i koty wolnożyjące, i koty wychodzące, i koty
wyrzucone. Jak je odróżnić? A zgaduj zgadula. Znamy się od lat,
ciągle pojawia się coś nowego, kiedyś pomagałam łapać ja -
pani M. z wielkim trudem chodzi, potem długie lata pomagała
p.Łucja, a teraz, kiedy wyjechała - znów ja.
Ile kotów tam
złapałyśmy na sterylki / kastracje? Na pewno grupo ponad 20. Co
najmniej kilkanaście z nich znalazło nowe domy. Niedaleko jest
parking - tam też są koty, karmiciele z parkingu mocno oporni
sterylkowo, na szczęście koty odwiedzały obie stołówki, więc
jakoś się udało i kociaków od kilku lat nie ma.
Teraz
pani M. codziennie karmi dwie dość stare kotki - dymną, która
na pewno miała kiedyś dom, i czarnobiałą, nieco mniej ufną. Dość
regularnie przychodzą dwa cosie białe w łatki - najpewniej
kocury z parkingu, kastraty raczej. Bywa lis, bywa kunopodobne
falujące zwierzątko, jeże. Oraz koty - coś czarne, coś jasne
- może rude, i może jeszcze coś nieokreślonego koloru - w nocy
i z balkonu słabo widać, a z bliska i w dzień pani M.
ich nie widuje. Dokładna ilość i pleć nieznane, pojawiają się,
a raczej przemykają od niedawna i bardzo nieregularnie.
Jakoś
w lutym 2020 pani M. zaczęła nalegać, bym te chyba trzy nówki
połapała - odganiają od jedzenia „jej” koty, no i mogą
jakieś małe przyprowadzić. Wiecie, jak się łapie takich
nieregularnie pojawiających się gości? No właśnie…. Ale
spróbować można, w końcu nie po to są nocki, by je na sen
marnować..
Najczęściej
podobno pokazywał się czarny - owinięta w koce - zima taka
nietypowa, ale zimno - zasiadłam w samochodzie na straży klatek.
Pani M. nakarmiła swoje koty, posiłek dla nocnych gości
zdeponowała w moim samochodzie - jak skończę pilnowanie klatki,
posiłek zostawię. I poszła spać. Oto posiłek - buteleczki to
podgrzewacze:
Powtórzyłyśmy
ww przez kilka wieczorów ze skutkiem bardzo umiarkowanym -
widziałam lisa, owo falujące zwierzątko, cztery koty pani M. i w
sumie tyle. Bezsenność dała mi się nieco we znaki, odpuściłam,
pani M. spędzająca sporo czasu - także nocą - na balkonie -
miała poobserwować w jakich godzinach pożądane koty się
pojawiają.
Poobserwowała
- i na początku marca 2020 czając się na czarne złapałam
zasmarkanego burasa. Zasmarkanego na tyle, że zanim można go było
wykastrować, przeszedł dwie serie antybiotyków, po kastracji też
go nieco przetrzymałam. Wypuściłam, odebrałam z lecznicy
rachuneczek….
Tuż
przed świętami alarm - czarne przychodzi już trzeci dzień
codziennie, ma łysy tyłek!! Podchodzi bardzo blisko, może szuka
pomocy? Ciemno, nie widać dlaczego łysy, ale coś trzeba zrobić.
Jak trzeba to trza… Przedświąteczny sobotni wieczór spędziłam w
samochodzie pod blokiem, na szczęście owocnie - czarne wabione
przez panią M. zapakowało się do klatki.
Świąteczny
poranek w lecznicy. Kocur może 2letni, jajeczny, raczej oswojony, na
pewno nieagresywny, mocno przerażony i obolały. Narkoza, kot
ogolony, czyszczenie ran. Na kocie tragicznie już nie jest, trochę
ropska - pewnie wrzodziejące rany popękały, ropa wypłynęła, i
teraz zaczyna się goić. A sklejone ropą futro odpadał albo sam
sobie wydarł. Za to ogon…. Na tym łysym kawałku skóra
odspojona, ropa, w perspektywie martwica i amputacja
ogona…. Na razie ratujemy. Czasu na kastrację nie wystarczyło -
zaczął się wybudzać.
No
i mam w klatce kocura w abażurku, 2x dziennie takie trzy strzykawki
do żyły mu wciskam - dobrze, że w zasadzie pozwala sobie podawać.
Karmić i poić też muszę ręcznie - duża strzykawa z wodą,
suche groszek po groszku do paszczy, bo tępy jakiś i jeszcze
nie nauczył się jeść w kołnierzu. Mięsa nie mam, sklepy mnie
przerażają, mokrego coś nie lubi, z miseczki nie chce, a palcem
do gęby mu nie wepchnę - zębów ma za dużo. Potem obrażony
świeci łysym zadkiem z klatki.
Na
razie z dobrych wiadomości tyle, że po kontroli - 2020.04.14 -
jest szansa, że skóra do ogona się „przyklei” i ogon zostanie
na miejscu.
Ze
złych - jak się nie nauczy jeść, to schudnie, bo nie dam rady
tygodniami do karmić z ręki, a kołnierz nosić będzie długo -
dopóki choć trochę futrem nie porośnie, inaczej wyliże sobie
rany na łysej skórze. Druga zła wiadomość - będzie faktura….
Nie wiem na ile, ale te dożylne antybiotyki tanie nie są,
czyszczenie ran pod narkozą, no i jeszcze będzie kastracja.
A
po Żurawiej lata kolejny…. Tak wynika z dzisiejszego telefonu pani
M. Chyba odpadam…
Więc
konto - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals
Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat
- koty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz