piątek, 21 marca 2014

Wyznania Joli Dworcowej

Jeśli chcesz robić to co ja, to przeczytaj kilka razy i dobrze przemyśl, czy wytrzymasz.
Godzina 5:00 rano... pobudka, budzi mnie nie budzik tylko smród kup w kuwetach, więc szybko sprzątanie, z 8 sztuk wysypuję zużyty żwirek, myję kuwety, sypię świeży. Potem jest pora na śniadanie, oczywiście kocie. Szykuję 6 dużych talerzy, 2 małe i 3 miseczki dla chorych. Na dużych jedzą zdrowe. Na dwóch talerzykach dostaje kaleka i chory na pęcherz syberyjczyk (wyrzucony na bruk,

bo ugryzł), a 3 miseczki, to wybredne Felixiki. No i teraz mam czas dla siebie, na moją toaletę i poranną kawę. Oczywiście koty już zjadły i jak ja chcę zjeść śniadanie, to tradycyjnie idą do kuwety te, które nie smrodziły rano. To ja znowu przerywam i zajmuję się robieniem porządku. Odkurzam codziennie, potem mop i na mokro podłogi. Wreszcie mogę zjeść śniadanie. Sprawdzam ile mam kociego prania - kocyki, ręczniki, poduszeczki. Trzeba teraz pomyśleć o zakupach.
Mięso mielone, bo dzikusy dostają tabletki i nie ma mowy by zjadły inaczej. O godzinie 16:00 szykuję torby z prowiantem dla kotów wolno żyjących. Zaczynam od Tuwima i Wysokiej, 2 miejsca - 4 koty, było 5 ale jednego zabił samochód. Drugie miejsce to ul. Wysoka 30. Zagrodzony, zabity dechami pustostan, kilka razy podpalany, stoją tam dwa domki. Żeby się tam dostać muszę przechodzić przez płot, oczywiście po kryjomu. Któregoś dnia nakrył mnie tam pracownik przedszkola, którego znam. Zapytał mnie: a ile ma Pani lat, Pani Jolu? Odpowiedziałam, że 18 z każdej strony - tył, przód i dwa boki, proszę sobie policzyć. 
I ten jeden jedyny raz ktoś mi pomógł zejść z tego, wysokiego na 1,60 m, ogrodzenia. Mieszka tam 6 kotów. Idę dalej, 4 i 5 miejsce to Miedziana i Wysoka przy Piłsudskiego. Mieszka tam 5 kotów. 2 mają domek w podwórku, 3 mieszkają w piwnicy. Od 4 lat pilnuję tam żeby te dwa okienka były cały czas otwarte. Idę dalej - Wodna róg Miedzianej, to już 6 miejsce, mieszkają tam na stałe 2 koty, trzeci przychodzi regularnie. Tam też stoi domek styropianowy (made in Ania Pisiokot). Idę dalej, torba już dużo lżejsza, 7 miejsce - pl. Zwycięstwa przy Targowej, tu mieszka 5 kotów.
Wracam, zostało jeszcze moje podwórko - 2 kotki, reszta wyłapana i wyadoptowana. To było 8 miejsce. Został mi jeszcze rodzynek - Dworzec Kaliski, na który jeżdżę od stycznia 2002 roku. Tam na szczęście jest p. Ania, która pomaga mi karmić koty - ja już trochę opadam z sił. Dworcowe koty zresztą też... co i rusz któryś umiera lub musi być leczony. I tak w skrócie wygląda mój codzienny obchód 8 miejsc karmienia. Wracam, i to samo w domu.
Kocia kolacja - one jedzą ja sprzątam kuwety, później myszki, piórka, piłeczki - takie oswajanie przez zabawę. 22:00 - wypadałoby jeszcze umyć kocie michy i talerzyki. I tak codziennie to samo... Tak wygląda moje uczestnictwo w Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Od kiedy jestem na emeryturze, to już nie mam w ogóle czasu; coś tu jest nie tak...
Marzy mi się taki film dokumentalny o tej wędrówce, ale chybaby mnie potem zamknęli w szpitalu psychiatrycznym.
Jola Dworcowa, Łódź 2014

6 komentarzy:

  1. Ale chyba są jakieś jasne strony tych działań?
    Choć naprawdę za dużo na siebie wzięłaś....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne - tak, swiadomość, że się pomaga. Ale czasami to trochę mało...

      Usuń
  2. Bardzo rozchorowała się Myszka.
    Zaczęła się źle czuć parę tygodni temu, nie wiadomo było co to, Jola była z nią u weta, zrobiła badania krwi, Mysia brała leki, ale cały czas nie było diagnozy. Dopiero USG wykazało, że koteczka ma ogromny przerost serca - jest tak wielkie, że przesłania płuca. To przerost lewej komory. Wetka powiedziała, że przy tak dużych zmianach nie ma szans na ustabilizowanie stanu zdrowia. Koty rzadko chorują na serce, więc pierwsze podejrzenia wetki szły w innym kierunku, chociaż Jola od razu mówiła, że "coś jest z sercem", bo słyszała jego szybkie bicie. Mysia bardzo ciężko oddycha, ma płyn w płucach, dostała furosemid i leki nasercowe, może trochę pomogą, ale przy tak nasilonych zmianach los koteczki jest właściwie przesądzony - Mysia ma przed sobą niewiele życia. Jola wsadziła ją do klatki pobytowej, którą postrawiła tuż obok swojego łóżka - chodzi o to, żeby kotka czuła, że jest przy Joli, a jednocześnie miała spokój od innych kotów.
    Po furosemidzie Mysia wysiusiała sie porządnie 3 razy, to jej na pewno przyniosło ulgę. Dziś jest nieco lepiej, po leku serduszko trochę zwolniło, ale koteczka nie je, Jola podaje jej trochę jedzenia płynnego strzykawką.
    Myślę, że ostatnie zbliżenie Mysi do człowieka, to że nagle zrobiła się miziasta, było spowodowane potrzebą poproszenia o pomoc. Jola płacze, bo nie może jej pomóc, ta bezsilność jest okropna. Na pewno nie pozwoli jej niepotrzebnie cierpieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię Jolę i jej koty . Doprawdy nie wiem po co zaczęła swoją opowieść od przedstawienia wszystkim swojego oryginalnego budzika , może lubi szokować , albo jak szalone pedantki w mieszkaniach przypominających sterylnością sale operacyjne , krygujące się przed gośćmi i przepraszające za bałagan , lubi pochwały przez zaprzeczenie . Rano , żadna sypialnia nie przypomina perfumerii , wszyscy doskonale o tym wiedzą - oczywiście nikt tego głośno nie powie . U Joli zawsze jest czyściutko i dopóki kotki nie wyjdą ze swoich kryjówek to ktoś ,kto nie wie , że ona ma dużo kotów w ogóle się nie zorientuje , że jest ich tam więcej niż trzy . Jola chętnie przyjmuje w domu niezapowiedzianych gości i nigdy nie wyczuwa się " kuwetkowego " zapaszku . Wcale nie przesadzam z tą sterylnością . Byłam u niej wczoraj ze swoimi wnukami , doskonale bawiły się z kotkami , leżąc a właściwie tarzając się na podłodze i wyszły czyste !!! Uważam ją za jedną z bardzo ważnych osobistości w naszym mieście. Opiekowała się kotkami jeszcze w czasach , gdy o prawach zwierząt i fundacjach nikomu się nie śniło . Wie o kotach , ich zwyczajach i chorobach wszystko . Często do niej telefonuję prosząc o radę , bo jej porady w przeciwieństwie do tych udzielanych przez behawiorystów działają na 100% . Kotki ma niezwykłe ; przy takiej ilości tworzą zgrane stado zajmujące jeden pokój , indywidualiści i samotnicy zamieszkują drugi . Drzwi są wszędzie otwarte , a wojen kocio - kocich brak . Nawet te wg niej dzikie , są spokojne i posłuszne . Wyglądem bardziej przypominają koty wystawowe i nikomu kto nie wie o ich pochodzeniu nie przyszło by do głowy , że większość z nich niedawno była bezdomna . Podziwiałam wspaniałego kocurka o błyszczącej gęstej sierści , wyglądał jak posąg , a ona tłumaczyła że jest zaniedbany, bo dopiero troszeczkę go odkarmiła . To jak będzie wyglądał już zupełnie odkarmiony i w pełnej formie ?
    Jola posiada jeszcze jedną niezwykłą cechę charakteru . Tam gdzie ona karmi koty nie ma konfliktu między użytkownikami posesji, a Jolą i kotami . Ona potrafi dostosować się do określonej sytuacji . Wyszukuje dyskretne i ukryte miejsca karmienia kotków , tak że przechodzące obok osoby nawet nie wiedzą , że one tam mieszkają . Ten brak ostentacji ,pedantyczny porządek , rzeczywista troska o koty , natychmiastowa reakcja na każdy telefon o potrzebnej interwencji ,od zarządzających zamieszkałymi przez " jej " koty nieruchomościami oraz dostosowanie się do ich potrzeb - to jej sukces . Ona wie gdzie można karmić wyłącznie wieczorami , po zakończeniu pracy danej instytucji , gdzie rano czy w południe . To dlatego konfliktów brak . Wyłapuje kotki , sterylizuje i leczy głównie za własne pieniądze . Dlaczego za własne , przecież są talony miejskie i fundacyjne ? Problem w tym , że ona te koty traktuje bardzo osobiście i leczy u weterynarza , do którego ma bezgraniczne zaufanie . Bez znaczenia jest to , że inne gabinety , też posiadają doskonałych fachowców . Przecież większość z nas również chodzi do swoich zaufanych lekarzy i leczy tam całe rodziny , chociaż jest wielu innych doskonałych . Dlaczego więc dziwić się Joli ? Później te kotki zabiera do domu i pozostają u niej do odzyskania pełni sił . Te nadające się do adopcji oswaja i przekazuje do domów stałych.Pozostałe wracają na wolność . Dzięki niej w schronisku na Marmurowej jest trochę wolnego miejsca , dla tych które nie miały szczęścia spotkać Joli . Proszę wziąć mapę Łodzi i zaznaczyć na niej miejsca , w których Jola pielęgnuje koty . Zobaczycie jaki ogrom pracy w to wkłada . Jola Dworcowa - to bardzo cenna Łódzka działaczka i inwestorka . Posiada własne trzy koty i siedem nie nadających się do adopcji oraz do wypuszczenia na wolność , muszą u niej pozostać na dożywociu . Na to ją stać z własnych dochodów a reszta .
    Cenię ludzi z pasją , a szczególnie takich , którzy bardzo poważnie podchodzą do narzuconych samym sobie obowiązków - dlatego bardzo lubię Jolę i jej niezwykły kociniec .

    OdpowiedzUsuń
  4. Również podziwiam działania Pani Joli. Chętnie wspomogłabym dokarmianie kociaków, myślę, że nie tylko ja. Czy są jakieś namiary, na przyklad nr konta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nr konta prześlę na maila, mój mail: jolantabuk@gmail.com :-)
      Bardzo dziękujemy - Jola, ja i koty!!!

      Usuń