niedziela, 1 lipca 2018

I stał się cud


No bo czasem tak bywa. Kociaki z Sienkiewicza - pamiętacie, świeżutka historia. Miały być trzy, miały mieć dt. Były cztery, dt dla jednego.
No i wczoraj pisze do mnie taka Ola, którą poznałam dwa lata temu przy sterylizacji kociaków z Moniuszki:
Ola pisze „zgłaszamy chęć wzięcia ich na tymczas, oswojenia, odkarmienia, ew. szczepień / odrobaczeni / czipowania itp. I szukania domów - chociaż tu też na pomoc liczę, bo mamy kilkudniowe wyjazdy w drugiej połowie lipca”
Ta propozycja to wielka rzecz i wielka szansa dla kociąt - mnie ciągle nie ma w  domu, oswajanie bardzo kuleje. Tu - doświadczenie w oswajaniu, nie pierwsze małe dziczki, wiedza i opieka fachowa - lepiej nie mogło być. Więc najszybciej jak to możliwe, bo tfu tfu coś się zmieni - lecę korzystać z cudu. A jeśli nie znajdą domów do tej połowy lipca - będziemy szukać rozwiązania.
Po drodze zabieram prawie z lecznicy - prawie, bo lecznica do 19tej, ja w pracy też do 19tej, więc koty odbiera Ania H, a ja od niej - dwie kotki, pingwinkę i sreberko. P.Dr stwierdziła, że srebrna jest prawie oswojona - szukać jej domu? Chcemy pogłaskać, sprawdzamy w zamkniętym przedpokoju - wyrywa się, lata po ścianach, z trudem łapiemy i pakujemy z powrotem do kontenerka. Nie agresywna, nie drapała, nie gryzła, nie syczała - pewnie dałaby się oswoić - ale gdzie? Nie mamy wolnych takich dt - oswajaczy dorosłych kotów, w ogóle nie mamy wolnych dt…

Potem zgarniam kociaki, książeczki zdrowia, chipy - i jadę.
Po drodze na Kilińskiego widzę tri - o tri w tym rejonie wspominała Ola - zatrzymuję się, idę za nią - podwórko, stare kamienice, stadko kotów. Jeden krówek na pewno z naciętym uchem, bure na dachu - może, ale nie jestem pewna. Tri z zaokrąglonym brzuszkiem i 2-3 czarnobiałe raczej młode - mają całe uszka… Kolejna „robota” - na szczęście dość blisko. Pukam do lokatorów, jeden pan w ogóle nie wie co to koty, drugi nie karmi, jakaś pani mówi, że karmią wszyscy po trochę, ale mogę łapać. Średni układ, trudno będzie się umówić na nie-karmienie, ale spróbuję - jak łapki odzyskam, bo obie Ani H. zostawiam na dni kilka, na Radogoszczu ma łapać.
Coś mi się kluje w pamięci, coś mi się wydaje, że już kiedyś tu łapałam, tradycyjnie prosiłam o zawiadomienie o nowych kotach - tak, mam w zapiskach - 2012. Ale kto-by tam zawracał sobie głowę jakimiś telefonami o koty, czasu na emeryturze nie ma… Łatwiej potem ponarzekać, że na karmienie nie wystarcza.
Zdjęcia - robione w zapadającym zmierzchu…

Sienkiewicza - klucza do parkingowej bramy nie mam, ale ogrodzenie ze sztachetami - pingwinka wskakuje na środek placu, potem przeskakuje przez ogrodzenie z powrotem na ulicę, biegnie wzdłuż Sienkiewicza - i na druga stronę w kierunku ŁDK. Trochę to niebezpieczne, ale widać to jej teren, zresztą - co mogę zrobić… Sreberko - zdecydowanie na parking i pod czarną kurtynę.

A ja z kociakami do Oli - do pracy. Czekaja na nas dwie koleżanki i kolega Oli, dostają po kociaku w ręce, Ola kolejno ogląda, waży. Odrobaczone, zaszczepione - bardzo dobrze, za kilka dni trzeba ponowić odrobaczenie. I zdaniem Oli wcale nie takie dzikie - Wilk szczerzy ząbki i macha łapkami sięgając twarzy, Cztan warczy, łapki co prawda spokojniejsze, ale ząbki w gotowości, nawet malutka Danuśka syczy.
Ważymy - na mojej diecie - puszki, chrupki, kurczę z warzywami, twarożek - malce utyły po 200g!!! Dla kilogramowego Wilka i ciut mniejszego Cztana to niewiele, ale dla 400g kruszynki Danuśki - to 50%!! Cieszę się bardzo, bo szczerze mówiąc mocno obawiałam się o nią - mogła być taka maleńka nie tylko z niedożywienia. Jej buzia - takie skośne przymknięte oczy mają bardzo chore koty. Zgrzytanie ząbków przy jedzeniu też o zdrowiu nie świadczy, podobno o wielkiej ilości robali.
Zresztą zobaczcie - Danuśka z Wilkiem w sobotę i wczoraj - widać, że lepiej wygląda na buzi, że „w sobie” też jest ciut większa. A przynajmniej pełniejsza.

Ponieważ tradycja rzecz święta, tradycyjnie wróciłam do domu grubo po 21szej - zajrzałam jeszcze do miseczek na Kilińskiego, puste były - może przekarmione te koty nie są, może szybko się połapią? Oby.
W domu wykonawszy czynności podstawowe i absolutnie niezbędne zwyczajnie padłam - nie sprawdzając, co dzieje się z Kondorem. Postanowił o sobie przypomnieć - rano chodził za mną, pogadywał, chciał się pogłaskać. Bardzo miły kot - wiem że na razie nie jest w dobrym stanie, ale może stanie się cud i takiego ktoś pokocha? Jaka potem satysfakcje z przerobienia półysego szkielecika na pięknego kota! A piękny będzie bardzo, to już widać.
Szybciej dojdzie do siebie we własnym domu - komu Kondora?

Piątek - 2018.06.29 - mam fotki i info z domu tymczasowego - krótko i malutko, ale ONI też pracują, a wolne chwile poświęcają oswajaniu.
Wyjaśnienie do pierwszego zdjęcia - Cztan na wierzchu, Wilk leży pod nim. Niby prycha i się złości, ale leży na plecach i nóżki wyciąga. A mała - po prostu słodko śpi.

Kociaczki szukają domów, Kondor też - to tak niby mimochodem przypomnę.
Pewnie nie trafię do tych, do których chciałabym - ale może? Więc - łatwiej złapać i wyciąć jednego nowego kota, niż złapać kotkę z  kociakami i zająć się nimi. Jednostki gminne z ustawowym obowiązkiem opieki nad zwierzętami wolnożyjącymi i  pracownikami na etacie - raczej Wam nie pomogą. Liczyć możecie tylko na fundacje i wolontariuszy - ich fundusze i dt nie są z gumy, a  możliwości gdzieś się kończą. Nie czekajcie na kolejne mioty. Dzwońcie, informacja jest wszędzie - internet, strona schroniska, lecznice, znajomi. Trzeba tylko trochę chcieć - poszukać, popytać, podzwonić. Może pomóżcie - w  transporcie lub w łapaniu, klatka sama łapie. W  szukaniu domów. To nie takie trudne - wystarczy chcieć.

1 komentarz:

  1. czarnobiały wytrzeszcz ma dom - Pani Ania zobaczyła go na blogu :). Bardzo to miłe, że czytacie. Jeszcze milsze, że z takim skutkiem. Proszę - czytajcie i bierzcie przykład z Pani Ani :)

    OdpowiedzUsuń