Justyna
- wiecie, kim dla mnie jest. Jeśli nie wiecie - to powiem.
Osobą, której będę się starał pomóc ile tylko mogę. W
czwartek 2018.07.26 pojechałam w końcu po małą kociczkę,
którą jej podrzucono - obiecałam miesiąc wcześniej, dawno,
ale jakoś na się terminy spotkania nie zgadzały, a 150km to jednak
kawałek.
Kociczka
szuka domu, za chwilę ogłoszenia zrobię, w piątek mail ze
zdjęciami - psiaka. I wpis na FB:
Telefon
- jak zwykle:
- Słuchaj,
nie zawracałabym Ci głowy, ale taka psina… ja nie mogę…
- Wiem,
że nie możesz.. Ale z psiakiem nie pomogę, nie mam gdzie upchnąć.
- Wiem…
ale jakby co, to pomogłabyś w transporcie? Bo może dom będzie w
Łodzi…
- Jasne.
Może w niedzielę? Jadę gościć się do Ręczna, zabieram stamtąd
do Łodzi dwie osoby i kota, ucieknę do Ciebie (Żarnów), zgarnę
sunię, będę wracać z psem i kotem.
-
Nie bardzo… bo sunia w gminnej przechowalni, u mnie plot dziurawy,
w domu wnuki, drzwi fruwają. W niedzielę nikt nie wyda.
Staje
na sobocie. Bo na FB odezwała się Ania S. - nasza wspólna dawna
kocia znajoma. I znalazła psince dom u swojej sąsiadki, Bożenki.
Stały albo tymczasowy - zależnie od tego, jak się Bożenka i jej
kotka z sunią dogadają. To już bardzo dużo.
Spotkanie
w Sulejowie - najwygodniej.
Umawiamy
się z Bożeną, jedziemy razem, bo ja trochę psów się boję, raz
wiozłam psa sama, niekomfortowo. Ruszamy rankiem, chłodniej i może
mniej tłoczno, chcę się spokojnie wyspać - akurat.
Bo
Justyna leci do gminnej przechowalni po sunię.
Sms
„akcja
odwołana. Sunia zwiała. Jeżdżę i jej szukam”
Moja
odpowiedź do cytowania się nie nadaje….
Na
szczęście pod dwóch godzinach kolejny sms
„Mam ją. Wszystko wraca na miejsce”.
Czyli
jedziemy z Bożeną. Obróżki mamy dwie - Bożena nowiutką
docelową, ja prowizoryczną na wszelki wypadek. Smyczki też dwie -
jw. Wszystkiego dopilnowała Ania S. - doświadczona psiara i
bardzo przewidujący człowiek. Nerwy - wiadomo.
Potem
przekazanie suni - cały komitet, bo sunię wyczaiła znajoma
Justyny z sąsiedniej miejscowości - na przystanku
autobusowym w lesie. Razem zdobywały jej - suni - zaufanie,
karmiąc codziennie na zmianę, razem w końcu ją złapały, razem
kilkakrotnie biegły z nią do miejsca, w które powadziła i szukały
po krzakach - szczeniaczków? No i razem chciały poznać
potencjalną opiekunkę.
Sunia
śliczna, na zdjęciach nie widać - jedno oko niebieskie, drugie
niebiesko-brązowe. Grzeczna, chociaż mocno zdezorientowana, bo
trochę u Justyny, potem ta przechowania, z której zwiała, potem
znów u Justyny, potem podróż, nowi ludzie, znów podróż…
Po
drodze postów, my - kawka, sunia - woda i spacer. Ciągle
czujna, oczka się kleiły, główka opadała - ale nie, czuwamy.
Tyle ze już spokojniej, wygodniej na tylnym siedzeniu.
W
Łodzi lecznica - wyciąganie kleszczy, tabletki na pchły i
kleszcze, o obcięciu pazurów niestety zapomniałyśmy, Za to chip i
książeczka zdrowia.
Potem
ja uciekłam, a Bożenka i Ania S./ zafundowały suni kąpiel -
biedna przerażona podrapała Bożenkę… Nie udało się jej
porządnie wyprać, będzie powtórka - za kilka dni, jak się
psinka uspokoi.
Na
razie wiem, że patrzy w Bożenkę jak w obrazek, pozwala się
osyczeć kotce, boi się innych psów, na spacerkach trzyma się tuż
przy nodze - i mam nadzieje, że będzie dobrze. Za dwa-trzy
tygodnie, jak się zadomowi - sterylka.
Mam nadzieję, że sunia będzie miał szczęśliwy nowy dom!
OdpowiedzUsuńChyba już ma :)
OdpowiedzUsuń