Posterunkowego
pamiętacie? Na pewno, przecież to chwilę temu było, jeszcze mu
ogolona łapka futerkiem nie zarosła.
A
jeśli nie pamiętacie - to proszę:
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2017/01/posterynkowy-cz2-apka-zostaje.html
Więc:
24
lutego telefon - Pan, konkretny i zasadniczy, zainteresowany
białorudym Górnikiem - bardzo podobny kot, tylko długowłosy,
kilkunastoletni, właśnie umarł, dom bez kota pusty, a Górnik
właściwie identyczny… Ale Górnik na razie chory, no
i zarezerwowany, pogadaliśmy chwilę o warunkach i
oczekiwaniach, zaproponowałam Posterunkowego. Pan musi się
zastanowić, skonsultować z żoną, oddzwoni.
Oddzwonił
następnego dnia, telekonferencja - z jednej strony Pan i Panią,
z drugiej ja. Pytania o wszystko łącznie z tym, czy
kotek gabarytowo duży, bo fajny byłby taki sporawy. Pytania były
konkretne i rzeczowe, przy czym - uwaga, uwaga - dotyczyły kota
i jego potrzeb, a nie dobierania kota do mebli, jak czasem bywa.
Umówiłam, się, że kota przywiozę - bo wspólnie uznaliśmy, że
to będzie dla niego mniejszy stres. W niedzielę po południu
pojechałam - nieco spóźniona, Państwo już się niepokoili.
Miły
dom, przejęty kotem, bez przysłowiowych skórzanych kanap - kotu
wolno w zasadzie wszystko, oprócz chodzenia po stole i
szafkach w kuchni. No i faktycznie kot powinien być z tych większych
- pan bardzo wysoki, pani też. Do wieszaka w przedpokoju po
paletko nie miałam szans sięgnąć,
Już
miał nadane imię - Poster. Ładne. Trochę lubię, jak nowy dom
jakoś nawiązuje do „mojego” imienia - mam wtedy wrażenie, że
traktuje kota tak osobowo.
A
poza tym przygotowane:
- miejsce w szafie, jakby się stresował i chciał schować, z kocykiem
- miejsce w koszyczku, tez wyściełane
- miseczka z wodą, druga z chrupkami
- kuweta
- i cały dom wypryskany feliwayem, żeby się dobrze poczuł, ale o tym dowiedziałam się później.
Nie
wiem, czy podział feliway, czy kocia mądrość, ale Poster
właściwie od razu poczuł się u siebie. Pomiaukując obszedł
pokoje, w ogóle okazał się być kotem mocno rozmownym, u mnie aż
takim gadułą nie był.
Skonsumował
chrupeczki nerkowe - dom odwiedza kotka z sąsiedztwa, jest na
diecie, więc i poczęstunek ma dietetyczny.
Więc
pospacerował, zjadł, poocierał się o nogi pani i pana,
poprzymilał się, posiedział na kolanach. Piliśmy herbatę -
próbował wejść na stół. Delikatnie mu wytłumaczono, że nie
wolno. Popatrzył, pomyślał, I poszedł sprawdzać dostępność
szafek kuchennych. Też nie wolno? Wyciągnął się na parapecie i
słuchał.
A
my rozmawialiśmy - i z każdym słowem potwierdzała się kocia
mądrość.
Państwo
w ogrodzie karmią ptaki, przed domem wystawiają jedzenie dla
okolicznych kotów, i jedzenie dla dużych ptaków - srok i wron.
Ich nieżyjący kot i koty w rodzinie - wszystkie „z odzysku”.
Poster
będzie miał do dyspozycji ogród - ale nie teraz, za kilka
tygodniu, jak się przyzwyczai do domu. Państwo sporo czasu spędzają
w domu, wiec nudzić się nie będzie. Mam nadzieje, że zaprzyjaźni
się z kotami z sąsiedztwa.
I
dzięki Posterowi mamy środki na kilka szczepionek - bardzo,
bardzo dziękujemy.
Będę
podglądać - bo dom właściwie widać z moich okien.
Ilustracją
tego tekściku są piękne zdjęcia Postera - widać różnicę
między nimi a moimi z głupioróbki…. Bo wczoraj odwiedziła
mnie znajoma fotografka pasjonatka i popstrykała koty.
Jeśli się Wam te zdjęcia podobają - więcej możecie zobaczyć
na bohema.flog.pl.
Pani
Bożena - karmicielka Postera - tradycyjnie rozszlochała się ze
szczęścia, że kot ma dom.
Szczerze mówiąc, to złe języki nazywają go Kitlerem, bo ten wąsik taki trochę jak u pewnego pana znanego z historii. Ale adaptuje się szybko, dostał drapak i piórka do zabawy, bardzo mu się spodobało. Oprychali i oburczeli się już przez drzwi z kotką z sąsiedztwa, tak że powiedzmy - pierwsze koty za płoty.
OdpowiedzUsuń