wtorek, 28 lutego 2017

Posterunkowy - cz.3 szczęśliwe zakończenie

Posterunkowego pamiętacie? Na pewno, przecież to chwilę temu było, jeszcze mu ogolona łapka futerkiem nie zarosła.

A jeśli nie pamiętacie - to proszę:
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2017/01/posterynkowy-cz2-apka-zostaje.html
Więc:
24 lutego telefon - Pan, konkretny i zasadniczy, zainteresowany białorudym Górnikiem - bardzo podobny kot, tylko długowłosy, kilkunastoletni, właśnie umarł, dom bez kota pusty, a Górnik właściwie identyczny… Ale Górnik na razie chory, no i  zarezerwowany, pogadaliśmy chwilę o warunkach i oczekiwaniach, zaproponowałam Posterunkowego. Pan musi się zastanowić, skonsultować z żoną, oddzwoni.
Oddzwonił następnego dnia, telekonferencja - z jednej strony Pan i Panią, z  drugiej ja. Pytania o wszystko łącznie z tym, czy kotek gabarytowo duży, bo fajny byłby taki sporawy. Pytania były konkretne i rzeczowe, przy czym - uwaga, uwaga - dotyczyły kota i jego potrzeb, a nie dobierania kota do mebli, jak czasem bywa. Umówiłam, się, że kota przywiozę - bo wspólnie uznaliśmy, że to będzie dla niego mniejszy stres. W niedzielę po południu pojechałam - nieco spóźniona, Państwo już się niepokoili.
Miły dom, przejęty kotem, bez przysłowiowych skórzanych kanap - kotu wolno w  zasadzie wszystko, oprócz chodzenia po stole i szafkach w kuchni. No i faktycznie kot powinien być z tych większych - pan bardzo wysoki, pani też. Do wieszaka w przedpokoju po paletko nie miałam szans sięgnąć,
Już miał nadane imię - Poster. Ładne. Trochę lubię, jak nowy dom jakoś nawiązuje do „mojego” imienia - mam wtedy wrażenie, że traktuje kota tak osobowo.
A poza tym przygotowane:
  • miejsce w szafie, jakby się stresował i chciał schować, z kocykiem
  • miejsce w koszyczku, tez wyściełane
  • miseczka z wodą, druga z chrupkami
  • kuweta
  • i cały dom wypryskany feliwayem, żeby się dobrze poczuł, ale o tym dowiedziałam się później.
Nie wiem, czy podział feliway, czy kocia mądrość, ale Poster właściwie od razu poczuł się u siebie. Pomiaukując obszedł pokoje, w ogóle okazał się być kotem mocno rozmownym, u mnie aż takim gadułą nie był.
Skonsumował chrupeczki nerkowe - dom odwiedza kotka z sąsiedztwa, jest na diecie, więc i poczęstunek ma dietetyczny.
Więc pospacerował, zjadł, poocierał się o nogi pani i pana, poprzymilał się, posiedział na kolanach. Piliśmy herbatę - próbował wejść na stół. Delikatnie mu wytłumaczono, że nie wolno. Popatrzył, pomyślał, I poszedł sprawdzać dostępność szafek kuchennych. Też nie wolno? Wyciągnął się na parapecie i słuchał.
A my rozmawialiśmy - i z każdym słowem potwierdzała się kocia mądrość.

Państwo w ogrodzie karmią ptaki, przed domem wystawiają jedzenie dla okolicznych kotów, i jedzenie dla dużych ptaków - srok i wron. Ich nieżyjący kot i koty w rodzinie - wszystkie „z odzysku”.
Poster będzie miał do dyspozycji ogród - ale nie teraz, za kilka tygodniu, jak się przyzwyczai do domu. Państwo sporo czasu spędzają w domu, wiec nudzić się nie będzie. Mam nadzieje, że zaprzyjaźni się z kotami z sąsiedztwa.
I dzięki Posterowi mamy środki na kilka szczepionek - bardzo, bardzo dziękujemy.
Będę podglądać - bo dom właściwie widać z moich okien.
Ilustracją tego tekściku są piękne zdjęcia Postera - widać różnicę między nimi a moimi z głupioróbki…. Bo wczoraj odwiedziła mnie znajoma fotografka pasjonatka  i popstrykała koty. Jeśli się Wam te zdjęcia podobają - więcej możecie zobaczyć na bohema.flog.pl.
Pani Bożena - karmicielka Postera - tradycyjnie rozszlochała się ze szczęścia, że kot ma dom.




1 komentarz:

  1. Szczerze mówiąc, to złe języki nazywają go Kitlerem, bo ten wąsik taki trochę jak u pewnego pana znanego z historii. Ale adaptuje się szybko, dostał drapak i piórka do zabawy, bardzo mu się spodobało. Oprychali i oburczeli się już przez drzwi z kotką z sąsiedztwa, tak że powiedzmy - pierwsze koty za płoty.

    OdpowiedzUsuń