Dawno,
dawno temu - a właściwie jeszcze dawniej, bo wczesnym latem 2012
- próbowałam posterylizować koty ze stadionu Start i giełdy na
tym terenie.
Nie wspominam tych akcji miło - kto ciekawy, może
poczytać:
Napiszę
tylko, że bura kotka-trzyłapka nadal jest u mojej znajomej - nie
nadaje się do adopcji, kategorycznie odmawia korzystania z kuwetki.
Poza tym - jest przemiła.
Więc
kiedy kilka dni dostałam telefon z prośba o pomoc dla kotki z tego
miejsca, zjeżyłam się nieco. Zjeżenie przeszło - bo dzwoniła
Pani Asia, która niedawno zaczęła tam pracę, a w 2014 adoptowała
od nas dwa koty, takie raczej małoadopcyjne.
Kotka
po Traczu - punkt handlowy w likwidacji, psa ktoś zabrał, kotka
została, oswojona, ale lękliwa, nie integruje się z resztą kotów…
Reszty nie należy łapać, bo posterylizowane.
W
sobotę 2017.02.25 rano pojechałam jak zwykle wcześniej -
nauczona doświadczeniem wolę być te pół godzinki przed
karmicielami, tak na wszelki wypadek.
Zimno,
jakoś wilgotno, ogólnie nieprzyjemnie. Na miejscu kota wolałabym
spać w ciepłej budzie niż wlec się na śniadanie, ale
zgodnie z umową pani Asia i jej koleżanki głodziły kotkę od
czwartku, z głodu wyszła nawet zza ogrodzenia, zza którego nigdy
nie wychodzi, więc… Rozstawiłam się z łapką, z rozmowy
pamiętałam tylko, że kotka czarna, jedno niebieskawe niewidzące
oczko, coś małego białego na pyszczku.
No
i sami rozumiecie, że bardzo ucieszyłam się, kiedy przy klatce
pojawił się kot - czarny. Małe białe na pyszczku z odległości
i przy tej pogodzie trudno zobaczyć, więc pewnie to ten kot.
Za
chwilę pojawił się drugi - czarny z białym podwoziem. Hmmm….
Jak się złapie, przepakuję do kontenerka, na szczęście mam, i
będę czekać na tę czarną.
Siedzę
w samochodzie, zimno. Od czasu do czasu otwieram okienko, pstrykając
jakieś zdjęcie - czarnobiały akurat ładnie się ustawił.
Koty
głodne, zawartość klatki interesująca - czyli szansa na
złapanie jest. Byle szybko, bo zimno - albo ja, albo przynęta
zamarznie.
Siedzę.
Marznę. Koty kombinują. Tzn czarnobiałe zrezygnowało i poszło
sobie, a czarne wyjadło ścieżkę i łapką próbuje
sięgnąć do miseczek za zapadką - szkoda tylko, że nie ze
środka klatki… Ryzyk-fizyk, podeszłam do klatki, spłoszyłam
trochę kota, ułożyłam kolejna ścieżkę - nie uciekło
daleko, pewnie bardzo głodne, dobrze - może w końcu się złapie.
I
się złapało - po kolejnych kilkunastu minutach mojego marznięcia
Miałam pod kożuchem kamizelkę, naprawdę ciepłe buciory, a i tak
po kilkudziesięciu minutach siedzenia w samochodzie zęby mi lekko
dzwoniły…. Na szczęście czarne też pewnie miało dosyć. Za to
w klatce wyraźnie mu się nie podobało.
Wstawiłam
klatkę z kotem do samochodu, okryłam kocykiem - niech nie
marznie. Dochodziła ósma, pani Asia powinna już dojeżdżać do
pracy, poczekałam. Przy okazji poznamy się osobiście, bo często
latami z kimś w kocich sprawach rozmawiamy, współdziałamy - a
nie wiemy, jak wyglądamy bo wszystko odbywa się telefonicznie lub
mailowo.
I
całe szczęście - bo złapałam nie tę kotkę… Złapałam
wysterylizowaną Lolę, a to czarnobiałe - to wykastrowany Lolek.
Tworzą zgraną, prawie oswojoną parę karmioną pod budką razem z
trzecim kotem - nieufnym chyba kocurem, sądząc z ”twarzy”.
Jak ruszą sterylki miejskie, trzeba będzie się nim zająć.
Pewnie
trzeba będzie się zająć także kotami z drugiej części Startu
- ale mało mam na to ochoty po doświadczeniach sprzed lat…
Czarną
kotkę wypuściłyśmy, pojawiła się cała trójka stołowników,
panie podały kotom śniadanko - sfociłam kocią stołówkę
sekundę za późno - przed chwilą były tam trzy kocie łebki.
I
z panią Asią poszłyśmy myśleć, jak złapać kotkę nie
wychodzącą poza ogrodzony teren na terenie z zamkniętą na kłódkę
bramą. Wymyśliłyśmy dziurę w płocie - weszłyśmy na
ogrodzony teren, ustawiłyśmy tam łapkę - trochę ją widać na
zdjęciu.
Poczekałam
do 10tej - pożądana kotka nawet się nie pokazała… Pojechałam
do pracy, panie czuwały.
No
i w końcu zołza przyszła, tuż przed 14tą. Pani Asia z klatką
zabrała ją do domu, odebrałam po pracy, odpchliłam, odrobaczyłam.
Siedzi
pod biurkiem, daje się wyciągać - przez ręcznik, bo ze strachu
może dziabnąć, sprawdziłam. A potem już się przytula,
Śliczna
- taka kompaktowa - niewielka i okrąglutka. Kilkuletnia - ale
nie stara.
A
na imię będzie miała Saganka.
Wiadomości
z dzisiejszego (2017.03.06 poranka - długo pod tym biurkiem nie
siedziała, rezyduje na kanapie albo na szafie, Boi się aparatu -
ale pozwoliła na kilka fotek. No i głaskać, przytulać - można
do znudzenia.
Prawda,
że piękna - zielonooka pingwineczka, moje ulubione ubarwienie
kota. A do tego te pojedyncze białe włoski prawie na całym
czarnym futerku - po prostu miodzio.
Że
szuka domu i że liczę na Waszą pomoc przy ogłaszaniu - nie
muszę pisać?
No
i gdyby ktoś chciał coś podarować Sagance - to konto 71 1020
2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384
Katowice, 11 Listopada 4 - Saganka.
Koteczka ma dom - z miłym spokojnym kocurkiem - wierzę na słowo, jeszcze go nie poznałam - i z dwiema miłymi Paniami - sprawdziłam :).
OdpowiedzUsuńWczoraj sycząc pojechała, wieczorem mruczała na kolankach.
Kocur na razie obrażony :).
Witam, Saganka jest u nas od wczoraj, siedzi z nami na kanapie, śpi w łóżeczku. Oczywiście, gdy jej nie głaszczemy włazi od razu pod łóżko, musimy potem tam nurkować, żeby ją wyłowić. Niestety nadal nie chce jeść - jutro pojedziemy z nią do veta, bo się martwimy. Kocurek już trochę mniej obrażony, nawet śpią na jednej kanapie, ale nie rozmawiają ze sobą i udają, że się nie widzą. :)
OdpowiedzUsuń