sobota, 8 października 2016

ślimak

podzieliła się Asia
Zimno. Nawet dziś szaliczek wyciągłam i na się wciągłam by dekolt od powiewu zimna uchronić.
Zimno. Po kocich michach "pod chmurką" widać, że zima idzie.
Żarcie znika w wielkim tempie. Nawet suche. O dziwo woda też ma powodzenie. Ptaszory wychlapują wsio. Prowadzają się gangami na drinki wody zaprawionej liśćmi i piórami. Gulgocze im w gardziołkach, szyjki się wyciągają, a pióropusze zamiatają ziemię z zadowolenia.
W pracy zostawiam ptakom kałużę i miskę i już od rana się o nie tłuką. W lesie to samo. Ciągle brak napoju. Noszę butelki co dzień. Wczoraj zmieniłam "miskę" na czystą, tzn nie oblepioną kolorem zieleni. Od razu koty się stawiły nieufnie zaglądając w czyściochę. Na kotłowni wczoraj porządek miskowy też robiłam. Wody reszki smęciły się w pojemniku po lodach. Musiały być promocyjne bo spory jest. Sporszy niż zwykle. Wiec sporsza zieleń tam kwitła. Trudno go wyjąć między sztachetami betonowymi więc co i raz rączkę wciskam, paluszkami gmeram po bokach i spodzie, wodą płuczę i płuczę gimnastykując się by butelkę przecisnąć. Tak deczko po biwakowemu jest.
A więc i wczoraj tak uczynić chciałam. I uczyniłam. Coś mi opornie szło bo mocno się gluty poprzyklejały. Popłukuję, smyram, odrywam... Coś mi się nie podobało. Coś dużego się ukleiło. Uff, oderwałam i... Błeeechechee! Ślimak bez skorupki, czyściusio wymyty leży mi rozwalony na dłoni. Puszcza oko, zadowolony śluzem się okrywa, brzuch wywala i sepleni plując białą wydzieliną: ej laska, daj se spokój z podrywem bo nie w moim typie jesteś.
Do rana łapkę myłam.

1 komentarz: