środa, 25 listopada 2015

Można? Można - część I

opowiedziała Ania
Różnie bywa z łapankami. Tzn z łapankami jest zawsze tak samo, jeśli karmiciele rozumieją w końcu wspólny interes i współpracują, jest dobrze. Niestety nie zdarza się to często… Ale jednak.

Niedawno pisałam o dwóch buraskach z Rybnej - doleczają się, już mają ogłoszenia, szukają domów. Z powodu braku sterylek miejskich łapanie dorosłych kotów odłożyłam na później z przyczyn finansowych, mówiono mi o 8-10, kawał kasy….

Ale…


No właśnie, na początku listopada 2015 ta sama pani zadzwoniła z informacją o kolejnych kociakach w pobliżu - udało się jej spotkać karmiciela, miała jego telefon. Listopad, zimno, mokro, maluszki w komórkach….

Zadzwoniłam do karmiciela, przemiły starszy Pan, umówiłam się, podjechałam. Pan zgodnie z ustaleniami nie nakarmił kotów poprzedniego dnia, na spotkanie przyniósł takie mięsko, które koty lubią najbardziej, przy łapaniu był bardzo pomocny - wołał koty, przychodzące na jego głos, przytrzymywał klatki i kontenery przy przepakowywaniu, i w ogóle każdemu życzę takiej pomocy. Pan karmi te dorosłe z Rybnej też, było miło, więc rozszerzyliśmy zakres prac.

Skutek?

W ciągu chyba 2 godzin złapały się cztery dorosłe koty i trzy maluszki. Pan karmiciel - nie bardzo umiał powiedzieć, ile ich jest, średnio rozróżniał podrostki od maluszków - wiek ma swoje prawa - ale łapało się przyjemnie i skutecznie - cztery dorosłe albo podrostki, w każdym razie takie już do cięcia, i trzy maluszki - ze standardowym zestawem - pchły, trochę świerzbowca, trochę kk, jedno oczka w fatalnym stanie - ale może się uda je zachować. Będzie białe, ale będzie. Łapaliśmy już po ciemku, więc zdjęcia są z niedzielnego poranka z lecznicy. Zabrakło mi pojemników - mieszkająca w sąsiedztwie znajoma pożyczyła swój kontenerek, pakowałam do niego kociaki, ryzykując pogryzienie, podrapanie ew ucieczkę malców, potem z dwóch klatek łapek przepakowałam złapane koty do jednej, by zwolnić łapkę na ostatniego chętnego - małego czarnuszka. 

Tak mój połów wyglądał w lecznicy - widok ogólny i cztery złapane duże - wszystkie kotki.




I trzy maluszki, trzy chłopaczki - już zdrowe, ale ciągle w lecznicy, bo nie mamy żadnego wolnego domu tymczasowego…. Pilnie szukamy domów stałych - lub chociażby tymczasowych.  



Następnego dnia starszy Pan karmiciel od rana „patrolował” okolicę sprawdzając, czy są jeszcze jakieś koty, po południu przelecieliśmy się po okolicznych kamieniczkach - jest czarny kocur, mieszka przy Szkole Baletowej, przychodzi do pana Marka na parapet, ciachniemy go po Nowym oku, jak rusza sterylki miejskie. Pan Marek ma półrocznego kociaka, znaleźli go z żoną gdzieś na giełdzie, nie zostawili, no bo jak takiego maluszka zostawić, czyli swoi ludzie.



Po kilku dniach odwiozłam wysterylizowane kocie panny, przywiozłam dwa styropianowe pudla podarowane przez kolejną „swoją” osobę, p.Marek wyciął otwory wejściowe, ustawił w swoim ogródku.

Starszy Pan karmiciel będzie karmił w pobliżu budek - pozostaje mieć nadzieję, że koty zaakceptują domki - i będą żyły długo i szczęśliwie.

I coś miłego - kiedy kombinowaliśmy z budkami, zatrzymała się przy nas pani - z sąsiedniej kamienicy, koty tam wszystkie posterylizowane i „zagospodarowane” przez lokatorów, udomowione, wychodzą, jeśli chcą. Pani bardzo się ucieszyła, że te też nie będą się rozmnażać.

A smrodek dydaktyczny - jasne, że będzie.

Nie żyjemy na Animal Planet, a w mieście Łodzi. Nie ma tu „służb” do wyłapywania kotów na sterylizacje, dobrze, że miasto trochę sterylek „funduje” - za mało, ale zawsze coś. Jesteśmy wolontariuszami - nikt nam za nas czas i wysiłek nie płaci, nie zwraca za paliwo - a jazda z Bałut na Widzew, Górna, czy Retkinię do „talonowych” lecznic trochę kosztuje - czasu i pieniędzy. Kosztuje też jazda z naszych miejsc zamieszkania do Was - często jest to drugi koniec Łodzi. Łapanie kotów polega głównie na czekaniu, czasem po kilka godzin - a my mamy normalne obowiązki, pracę, rodziny, własne zwierzęta. Wy - często możecie postawić klatkę łapkę po własnym oknem i np. siedząc przy telewizorze czy skrobiąc ziemniaczki spoglądać co jakiś czas. My - musimy czekać przy klatce. No i Was jest ponad tysiąc osób w Łodzi (wiem, mam do Was telefony), a nas - kilka w naszej grupie, jeszcze może kilkanaście osób w innych podobnych.

Pomagamy, ile możemy, ale nie zrobimy za Was, drodzy karmiciele - wszystkiego. Zawsze jest jakiś najostrożniejszy kot, który popatrzy na łapanki, a potem oddali się na jakiś czas w niewiadomym kierunku - czasem na kilka dni, czasem na dłużej. A jeszcze potem rozpoznaje nas na odległość i profilaktycznie znika. Ufa tylko karmicielowi i tylko karmiciel może go złapać. Przeważnie jest to kotka - doświadczenie pokazuje, że pierwsze łapią się kocury, kotki na końcu. I że w stadach jest zdecydowanie więcej kotów niż kotek.

Czyli - jeśli Państwo Karmiciele nie złapiecie tej ostatniej kotki, cała Wasza i nasza praca idzie na marne - bo owa kotka zadba o kolejne potomstwo, i da capo al fine, problem z kociakami znów narasta lawinowo.

No i zawsze prosimy, byście informowali o nowym kocie - nie czekając, aż się rozmnoży. Bo co innego jeden kot do wycięcia, a co innego kotka do wycięcia i  kociaki do „zagospodarowania” - i chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.

Więc nie oburzajcie się, kiedy prosimy Was o współpracę, tzn o złapanie tego ostatniego kota czy dwóch, i o niezwłoczne informowanie o nowych - i kiedy w  przypadku Waszej odmowy my też odmawiamy. Bo - jak wyżej, albo trzeba wyciąć wszystkie i „docinać” nówki, albo to wszystko nie ma sensu… Przynajmniej z  mojego punktu widzenia.

I tradycyjnie, mimo szorstkich słów wyżej - prośba - o pomoc finansową. Kociaki przeleczone, zaszczepione, odrobaczone - wypadałoby zapłacić lecznicy…..

Szukają domów - mają na naszej stronie ogłoszenia - to Rybak, Wędkarz i Spinning.

Jak zwykle na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 

z dopiskiem - Wrocławska.

A ponieważ ostatnio miałam szczęście współpracować z fajnymi karmicielami, kolejne relacje potwierdzające, że jednak można - wkrótce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz