opowiedziała Ania
Różnie bywa z łapankami. Tzn z łapankami jest zawsze tak samo, jeśli karmiciele rozumieją w końcu wspólny interes i współpracują, jest dobrze. Niestety nie zdarza się to często… Ale jednak.
Różnie bywa z łapankami. Tzn z łapankami jest zawsze tak samo, jeśli karmiciele rozumieją w końcu wspólny interes i współpracują, jest dobrze. Niestety nie zdarza się to często… Ale jednak.
Niedawno
pisałam o dwóch buraskach z Rybnej - doleczają się, już mają
ogłoszenia, szukają domów. Z powodu braku sterylek miejskich
łapanie dorosłych kotów odłożyłam na później z przyczyn
finansowych, mówiono mi o 8-10, kawał kasy….
Ale…
No
właśnie, na początku listopada 2015 ta sama pani zadzwoniła z
informacją o kolejnych kociakach w pobliżu - udało się jej
spotkać karmiciela, miała jego telefon. Listopad, zimno, mokro,
maluszki w komórkach….
Zadzwoniłam
do karmiciela, przemiły starszy Pan, umówiłam się, podjechałam.
Pan zgodnie z ustaleniami nie nakarmił kotów poprzedniego dnia, na
spotkanie przyniósł takie mięsko, które koty lubią najbardziej,
przy łapaniu był bardzo pomocny - wołał koty, przychodzące na
jego głos, przytrzymywał klatki i kontenery przy przepakowywaniu, i
w ogóle każdemu życzę takiej pomocy. Pan karmi te dorosłe
z Rybnej też, było miło, więc rozszerzyliśmy zakres prac.
Skutek?
W
ciągu chyba 2 godzin złapały się cztery dorosłe koty i trzy
maluszki. Pan karmiciel - nie bardzo umiał powiedzieć, ile ich
jest, średnio rozróżniał podrostki od maluszków - wiek ma
swoje prawa - ale łapało się przyjemnie i skutecznie - cztery
dorosłe albo podrostki, w każdym razie takie już do cięcia, i
trzy maluszki - ze standardowym zestawem - pchły, trochę
świerzbowca, trochę kk, jedno oczka w fatalnym stanie - ale może
się uda je zachować. Będzie białe, ale będzie. Łapaliśmy już
po ciemku, więc zdjęcia są z niedzielnego poranka z lecznicy.
Zabrakło mi pojemników - mieszkająca w sąsiedztwie znajoma
pożyczyła swój kontenerek, pakowałam do niego kociaki, ryzykując
pogryzienie, podrapanie ew ucieczkę malców, potem z dwóch klatek
łapek przepakowałam złapane koty do jednej, by zwolnić łapkę na
ostatniego chętnego - małego czarnuszka.
Tak
mój połów wyglądał w lecznicy - widok ogólny i cztery złapane
duże - wszystkie kotki.
Następnego
dnia starszy Pan karmiciel od rana „patrolował” okolicę
sprawdzając, czy są jeszcze jakieś koty, po południu
przelecieliśmy się po okolicznych kamieniczkach - jest czarny
kocur, mieszka przy Szkole Baletowej, przychodzi do pana Marka na
parapet, ciachniemy go po Nowym oku, jak rusza sterylki miejskie. Pan
Marek ma półrocznego kociaka, znaleźli go z żoną gdzieś na
giełdzie, nie zostawili, no bo jak takiego maluszka zostawić, czyli
swoi ludzie.
Po
kilku dniach odwiozłam wysterylizowane kocie panny, przywiozłam dwa
styropianowe pudla podarowane przez kolejną „swoją” osobę,
p.Marek wyciął otwory wejściowe, ustawił w swoim ogródku.
Starszy
Pan karmiciel będzie karmił w pobliżu budek - pozostaje mieć
nadzieję, że koty zaakceptują domki - i będą żyły długo i
szczęśliwie.
I
coś miłego - kiedy kombinowaliśmy z budkami, zatrzymała się
przy nas pani - z sąsiedniej kamienicy, koty tam wszystkie
posterylizowane i „zagospodarowane” przez lokatorów, udomowione,
wychodzą, jeśli chcą. Pani bardzo się ucieszyła, że te też nie
będą się rozmnażać.
A
smrodek dydaktyczny - jasne, że będzie.
Nie
żyjemy na Animal Planet, a w mieście Łodzi. Nie ma tu „służb”
do wyłapywania kotów na sterylizacje, dobrze, że miasto trochę
sterylek „funduje” - za mało, ale zawsze coś. Jesteśmy
wolontariuszami - nikt nam za nas czas i wysiłek nie płaci, nie
zwraca za paliwo - a jazda z Bałut na Widzew, Górna, czy Retkinię
do „talonowych” lecznic trochę kosztuje - czasu i pieniędzy.
Kosztuje też jazda z naszych miejsc zamieszkania do Was - często
jest to drugi koniec Łodzi. Łapanie kotów polega głównie na
czekaniu, czasem po kilka godzin - a my mamy normalne obowiązki,
pracę, rodziny, własne zwierzęta. Wy - często możecie postawić
klatkę łapkę po własnym oknem i np. siedząc przy telewizorze czy
skrobiąc ziemniaczki spoglądać co jakiś czas. My - musimy
czekać przy klatce. No i Was jest ponad tysiąc osób w Łodzi
(wiem, mam do Was telefony), a nas - kilka w naszej grupie, jeszcze
może kilkanaście osób w innych podobnych.
Pomagamy,
ile możemy, ale nie zrobimy za Was, drodzy karmiciele -
wszystkiego. Zawsze jest jakiś najostrożniejszy kot, który
popatrzy na łapanki, a potem oddali się na jakiś czas w
niewiadomym kierunku - czasem na kilka dni, czasem na dłużej. A
jeszcze potem rozpoznaje nas na odległość i profilaktycznie znika.
Ufa tylko karmicielowi i tylko karmiciel może go złapać.
Przeważnie jest to kotka - doświadczenie pokazuje, że pierwsze
łapią się kocury, kotki na końcu. I że w stadach jest
zdecydowanie więcej kotów niż kotek.
Czyli
- jeśli Państwo Karmiciele nie złapiecie tej ostatniej kotki,
cała Wasza i nasza praca idzie na marne - bo owa kotka zadba o
kolejne potomstwo, i da capo al fine, problem z kociakami znów
narasta lawinowo.
No
i zawsze prosimy, byście informowali o nowym kocie - nie czekając,
aż się rozmnoży. Bo co innego jeden kot do wycięcia, a co innego
kotka do wycięcia i kociaki do „zagospodarowania” -
i chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego.
Więc
nie oburzajcie się, kiedy prosimy Was o współpracę, tzn o
złapanie tego ostatniego kota czy dwóch, i o niezwłoczne
informowanie o nowych - i kiedy w przypadku Waszej
odmowy my też odmawiamy. Bo - jak wyżej, albo trzeba wyciąć
wszystkie i „docinać” nówki, albo to wszystko nie ma sensu…
Przynajmniej z mojego punktu widzenia.
I
tradycyjnie, mimo szorstkich słów wyżej - prośba - o pomoc
finansową. Kociaki przeleczone, zaszczepione, odrobaczone -
wypadałoby zapłacić lecznicy…..
Szukają
domów - mają na naszej stronie ogłoszenia - to Rybak, Wędkarz
i Spinning.
Jak
zwykle na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
z
dopiskiem - Wrocławska.
A
ponieważ ostatnio miałam szczęście współpracować z fajnymi
karmicielami, kolejne relacje potwierdzające, że jednak można -
wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz