I mały Czort pojechał.... A Ola w rozpaczy... to kolejny mail:
"Stało się…. Moje maleńkie kocię pojechało do domku stałego...
Jest mi źle, ale dziś rano zaopatrzyłam się w napoje wyskokowe, więc
popijam piwko i ronię łzy. Trochę łzy żalu, a trochę radości, jakoś się kurna
zdecydować nie mogę, do czego mi bliżej...
Tak czy inaczej, wszystkie moje zwierza czuły, że coś się zadzieje, mały
Czorcik też…Biedactwo zakopało się w pościeli dzieci na maxa...
Suka krążyła niespokojnie, skuczała i domagała się głaskania na potęgę.
Moje kociska zastrajkowały i przestały kuwetować, ot,od rana kuweta czysta,
normalnie - n ówka, funkiel nie śmigana,
Za to 15 minut po wyjeździe małego miałam błoto w kuwecie, specjalnie cholery
trzymały, jak nic to była KOCIA ZEMSTA, ale byłam przewidująca , miałam zapas
żwirku na balkonie! Ha, też mam coś z kota! Wymieniłam żwir i strolowałam
kot. ały jedynie kuwety używał, a to nigdy moim kotom nie przeszkadzało.
Moje koty punkt pierwsza się schowały, mało tego zostałam OPRYCHANA przez
Bluśka... Ania rozumiesz, przez BLUSIA... Olałam Blusia, zajęłam się Czortem. Napasłam
koteczka na zapas, bo a nóż moje maleństwo "stresa złapie" i jeść nie
będzie?? Tak czy siak małego napasłam tak, że poszedł spać. Ja w międzyczasie
zrobiłam coś do żarcia dla rodziny, ot zupka gulaszowa, żeby się nie przemęczać
i mieć trochę czasu dla małego...
No i żem ze stresu strzeliła se piwko ,dla kurażu... TYYY godzina 14:15
dzwonek, serce wali mi jak dzwon Zygmunta, ale se myślę, że gówniarz się może
nie spodobać, Boryniu nie wylezie (Boryniu to koci "barometr " ludzi,
jak są "paskudni " nie wyłazi z szafy, jak mogą być wylezie, pokaże
się, a dopiero później idzie na upatrzone z góry pozycje). Jak by nie wylazł ,
bym kota nie dała... Ale Boryniu był czujny , obserwował co się dzieje, obcy
ludzie mu nie przeszkadzali, zaprezentował się... Później zaprezentował się
Bluś , i oczywiście wzbudził niekłamany zachwyt (tylko Ty masz wrażenie ,ze kot
jest paskudny, Bluś swoje waży, ale prezencję ma). Może do szeleszczącego
tunelu nie wlezie, ale wygląda dumnie i normalnie jak wchodzi do pokoju to
wiadomo, że wchodzi PAN I WŁADCA tego bałaganu.
Wracając do sprawy - nagadałam się tak, że szczęki mnie bolą ..
Pani Kasia siedziała jak na tureckim kazaniu... Normalnie świętej cierpliwości
kobieta, co dobrze wróży dla Czorta, tym bardziej, że cały czas była ośliniana
przez sukę, suka w ogóle nie reagowała na komendy. Pani Kasia musiała być
obwąchana i obśliniona na maxa.
Mnie jakoś dziwnie głos się zaczął trząść przy rozmowie , chyba na stare
lata mi na maxa odbija Ci powiem, nie pierwsza adopcja i nie ostatnia, ale
Czort skradł mi serce tak jak Bluś i Boryniu... Przekazałam co przekazać miałam,
Czort został zapakowany do kontenerka, ja łykałam ślinę , udzielając ostatnich
rad "z serca " płynących. (Biedna Pani Kasia). Państwo zbierają się
do wyjścia, a tu suka blokuje drzwi, wącha transporter... Normalnie jej '”dziecko”
zabierają… Sukę odwołałam, Państwo wyszli.... a ja z suką i z Justyną się
poryczałyśmy.... Bywa i tak, nie każda adopcja jest łatwa, ta była dla mnie i
dla Justyny masakrycznie trudna, dziwię się, że w ogóle wyadoptowałyśmy tego Czorta,.... Teraz brakuje
nam podgryzania stóp, odgłosów galopady do kuwety, przytulania się i tego
mruczenia... Ale pewnie teraz ktoś inny cieszy się z naszego "pędzelkowatego"
kota..
Szerokiej drogi, i dobrego życia mój kochany Czorcie....Oby Ci się kochanie
dobrze wiodło."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz