piątek, 14 listopada 2014

Altówka - bez nadziei

napisała Ania
Miałam pisać o Piracie, o połamańcu…. Ale tu jedna historia nie przechodzi w drugą, a ją goni….

Ania od Pirata i jej sąsiadka Ela od 3-4 lat dokarmiają kotkę w przyblokowym ogródku. Ma na imię Altówka. I jakiś czas temu  -  w końcu października  -  przestała jeść. Więc łapanka, lecznica. Remont pyszczka, hospitalizacja i powrót. I wczoraj znów Altówka nie je, więc łapanka, lecznica, badanie krwi  -  mocznik 400, kreatynina 8.


W lecznicy okazało się, że Altówka nie jest dzika, na wolności po prostu nie dawała się głaskać.

Te wyniki brzmią jak wyrok… Bo nawet jeśli po kroplówkach spadną, wypuścić jej nie można. A miejsca dla niej nie mamy… Zwyczajnie….

Tyle że wg moich doświadczeń słaba nadzieja na poprawę….

W weekend lecznica nieczynna, udało się znaleźć miejsce, gdzie podadzą jej kroplówki, podsuną pod nosek jedzonko.

A dalej?

Wczoraj zgarnęłam z ulicy  -  tymi ręcamy, tymi palcyma  -  dwa domowe koty. Na szczęście oba „na zlecenie”  -  i nie muszę się martwić, co z nimi dalej, no, może trzeba będzie pomóc w ogłoszeniach.

Pierwszy to kotka z cmentarza, jest tam od kilku dni, przez Zaduszkami byłam oprzątnąć groby, tłoku nie było, kotki nie widziałam. Wczoraj zadzwoniła Dobra Pani  -  słuchaj, tam jest przylepna kotka, kwiaciarze karmią ja, ale nie chcą dać na sterylkę, jak się okoci, to zamarznie z maluszkami, tam budki wyrzucają, zrób coś.

Podjechałam, zakiciałam, przybiegła, zabrałam, przejechałam przez lecznicę  -  miała bliznę na brzuszku  -  zawiozłam do Dobrej Pani. Cudo, śliczne i przymilne. W nagrodę dostałam pyszny barszczyk.



I przy barszczyku zadzwonił telefon  -  Pani Doktor, która kiedyś poznałam przy łapankach pod Światowidem. Kot w bramie od kilku dni, daje się głaskać, nawet wziąć na ręce, ale nie daje się wnieść do klatki schodowej  -  widać na kogoś w tej bramie czeka. Pani Doktor, złapać mogę, ale co dalej? Tylko schronisko… A nie, ja go wezmę, poszukam mu domu  -  mówi Pani Doktor.

No to co.. Pojechałam kot przywitał mnie w bramie, faktycznie gadatliwy, pochodził bliziutko, ale dotknąć się nie dał, wzięłam łapkę i kontener. Zeszła Pani Doktor, przybiegł do niej, kucnęłyśmy, zajął się chrupki, pogłaskałam, złapałam za kark, grzecznie dał się załadować do kontenerka. Śliczny jest, chyba kocurek. Pręgi jak rybie łuski.



   

.  

Powiedzcie mi, po co niektórzy ludzie biorą zwierzęta?

Przecież i Altówka, i ta cmentarna, i bramowy to bardzo oswojone koty, na pewno miały dom. Bramowy nie chciał się ruszyć z miejsca, widać na kogoś czekał  -  na kogoś kto go w tej bramie zostawił. Cmentarna też.

Wysterylizować czy wykastrować przy pewny staraniu można prawie darmo lub darmo, stowarzyszenia i fundacje tu raczej nie odmawiają. Są sterylki miejskie. I ciągle nadmiar zwierzaków, ciągle nie są na tyle wartościowe, by ich nie wyrzucać. I dotyczy to nie tylko „zwykłych” kotów  -  piękne, długowłose i rasopodobne też ciągle  znajduje się na ulicach…

I nikt ich nie szuka….  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz