Wieczny dylemat.
Kotów oczywiście dotyczy - tych znalezionych. Czasem ktoś szuka, czasem nie. Zgodnie z prawem znalazca ma obowiązek szukać właściciela, choć dla mnie z logiką trochę się to kłóci.
Bo znaczy zgarniam kota, pędzę z nim do weta - chipa odczytają za darmo, ale dojechać trzeba za coś, za bilet tramwajowy, za paliwo… No dobra, groszowe sprawy. Ale u weta odpchlenie i odrobaczenie, bo bez tego do domu nie zabiorę - kocia menażeria mi wystarcza, pchlej nie chcę. Często leczenie - bo przeważnie te znajdki już kilkoma dniami na ulicy są sterane nieco, szczególnie w chłodne dni, więc leczenie - też nie darmo. I do tego mam sobie dokładać rozwieszanie ogłoszeń - druk (koszty) i latanie po okolicy (czas i zelówki)?