opowiada Ania
W
tekście o rudej Julce napisałam, że właśnie (2018.02.08)
zadzwoniła pani z prośbą o pomoc kotu biednej sąsiadki
- panie mieszkają na Rogach, w okolicy lasu, koty są
wychodzące - to domki - i coś poszarpało kocią łapkę -
„szukam pomocy, kot od kilku dni ma mocno pokaleczoną łapkę,
nie staje na niej, płacze, sąsiadka nie ma pieniędzy na
weterynarza, pytała, powiedzieli jej 250zł za chirurgiczne
oczyszczenie…. Dzwonię wszędzie, ŁTOnZ nie pomoże, dali kilka
numerów, nikt nie odbiera, co można jeszcze zrobić? można pomóc?
Sąsiadka boi się, że jej kota odbiorą i nie oddadzą, to biedna
rodzina…”
Trafiony
zatopiony, kot cierpi, lecę z pomocą. Odebrać go nie odbiorę, co
solennie przyrzekam, nie pierwszy raz zresztą w tej historii.
Telefon do lecznicy, proszę o ulgowe potraktowanie, pani z sąsiadką
i kotem jadą.
Czyszczenie
łapy, potężny ropień, nieładnie to wygląda, lekarka sugeruje
rtg - czyli kot musi zostanie w lecznicy do wieczora, wieczorem
zawiozę do takiej z aparatem. Znów muszę opiekunkom przyrzec, że
oddam.
Wieczorem
leci mi z nosa, trzepie mnie nieco, ale pełznę do lecznicy,
obiecałam. Lekarka podejrzewa złamanie, może już zrastające się,
ale ten rtg jednak chciałaby zobaczyć. Ranę oczyściła, kot
bardzo grzeczny, wyraźnie mu ulżyło, zaczął opierać się
ostrożnie na łapce - poprzednio ją podkulał. Jajeczny, nie
wykastrowała, bo może po rtg będzie coś robione pod narkozą, to
od razu się ciachnie, żeby go dwa razy nie usypiać. Z uwagi na
samopoczucie kota i moje ustalamy plan - kot na razie zostaje
w lecznicy, w sobotę - bo p.Dr ma akurat dyżur w lecznicy
całodobowej z rtg - podrzucę go tam i zostawię na to rtg i ew
gipsowanie - zwyczajnie nie mam możliwości ani siły wcześniej,
on z tą łapką chodził ponad tydzień, więc jeśli była złamana,
zrost już jest, jeśli krzywy, to niewiele da się naprawić. I
kastracja.
Sobota,
zabieram kota bez opatrunku - łapka spuchła, trzeba było zdjąć
i ubrać kota w abażurek. Łapka bez opatrunku wygląda całkiem
ładnie, dobrze oczyszczona rana potraktowana antybiotykami
przysycha, kot właściwie się nią nie interesuje.
Podrzucam
na rtg - tak się umówiłam, lecę do swoich zajęć i czekam na
informacje. Opiekunki dzwonią, dopytują się o stan ulubieńca,
mówię co i jak, o zwrot zwierzaka już nie pytają - chyba w
końcu wierzą, że oddam.
Na
rtg coś widać - prawdopodobnie stan zapalny kości, zrośnięte
złamanie raczej nie, kot chodził z ropiejąca raną ponad tydzień,
może dwa, „zapaliły” tkanki miękkie i poszło na
kość. Kastracja, wieczorem odbiór.
Wielkie
podziękowania dla lekarzy - za zrozumienie, za pomoc, za
elastyczność i wiele innych rzeczy. Po prostu -
dziękuję. Bez Was pomoc byłaby prawie niemożliwa. A przynajmniej
zdecydowanie trudniejsza.
Odebrałam
z lecznicy, odwiozłam w abażurku do domu, od lecznicy zastrzyki na
10 dni, ode mnie spray avilin i trochę karmy. Po antybiotyku
kontrola, potem prawdopodobnie też sprawdzający rtg.
W
domu czekała stęskniona rodzina i wysterylizowana domowa kotka, na
powitanie został wygłaskany przy ludzi, osyczany i wytłuczony po
abażurku przez kotkę. Boi się jej panicznie, bo dama regularnie go
gania i bije - to informacja dla tych, którzy są przekonani, że
koty po kastracji / sterylizacji spadają w hierarchii i stają się
ofiarami tych nieco „bogatszych”. Nie jest tak - w stadku na
ogół rządzi kotka, niezależnie od tego, czy wycięta, czy nie. A
kocurek po kastracji przestaje być dla innych konkurencją - więc
nawet jeśli go trzepną, to ot tak, od niechcenia.
I
coś, co mnie mocno poruszyło, bo w końcu przy herbatce spokojnie
porozmawiałyśmy z panią opiekunką kotów - pani bała się
szukać dla niego pomocy w fundacjach i stowarzyszeniach - bała
się, że jej odbiorą pupila - bo jest biedna… Smutne to…
Odwiedzę
ich pewnie za kilka dni, bardzo zapraszali. I łapkę obejrzę. I
może kotka przestanie prześladować wykastrowanego kocurka?
Rozliczenie
- za czyszczenie rany opiekunka kota zapłaciła sama - 45zł. Za
rtg i kastrację mam rachunek na 172zł - sąsiadka,
która szukała pomocy dołożyła się kwotą 50zł. 200zł
przekazała p.Łucja. Czyli tym razem nie będę Was prosić
o pieniądze. A czemu opisuję tę historię? Bo to w ostatnich
dniach kolejny potrzebujący pomocy zwierzak, który do nas trafił
za pośrednictwem ŁTOnZ, poprzednia była kotka z zatorem, za próbę
ratowania i niestety uśpienie - 162zł. Jeszcze był pies z
guzami, z bólem odmówiłam… Wiem, że to zwierzęta
właścicielskie, że nie mamy w statucie pomocy w finansowaniu
leczenia ubogim właścicielom zwierząt, ale…
Mamy
serca… Nimi nie zapłacimy… Oto rachunki za miękkie serce:
Dziś
dzwoniła kolejna pani z prośbą o pomoc / zaopiekowanie się kotką
po zmarłej osobie - odmówiłam, „dzięki” sterylkowej
polityce UMŁ - w 2017 sterylki miejskie ruszyły w kwietniu, było
ich prawie po połowę mniej niż w 2016, w 2018 tej pory nie
ruszyły, jeszcze nawet przetarg nie ogłoszony - jest 20 luty -
a zima była lekka i kotki już są w ciąży - i my, i pozostałe
fundacje zapchani jesteśmy ubiegłorocznymi kociakami, które
kociakami już nie są, są trudnymi adopcyjnie dorosłymi kotami…
Sobota
2018.02.17
Odwiedziłam
Tygryska - czuje się i wygląda zdecydowanie lepiej, jeszcze
w poniedziałek - wtorek kontrola i przedłużenie
antybiotyku. Rana ładnie się goi, prawie nie boli - kotek pozwala
dotykać łapki.
Przez
pierwsze dni woniał podobno okropnie i kocurzo. Na szczęście jest
już po kastracji stary zapaszek znika, a nowego kotek nie produkuje.
A sam kotek? Chodzi sobie w abażurku porządnie zamontowanym, bo
nie na samej obróżce, a na szeleczkach. Karmiony jest ręcznie
mięskiem do pyszczka, bo nie umie - albo udaje, że nie umie -
jeść w tym ustrojstwie, wyleguje się w ciepełku przed kominkiem
i nawet nie za mocno wybiera się na dwór. Z kuwetką
tez świetnie sobie radzi.
Przyszedł
do mnie na pogłaskanie, sprawdził zawartość torebki i informacje
przyniesiona na ubraniu, nie wszedł na kanapę - nie wolno!
Wygląda na jegomościa całkiem zadowolonego z życia.
Domowa
wychodząca Lusia przestała go tłuc, czasem syknie od niechcenia.
Skorzystała na jego obecności w domu - zamiast mrozić ogonek w
ogródku, korzysta z Tygrysiowej kuwetki.
I
chyba koniec historyjki?
Mam
nadzieję
Pełny szacunek za pomoc zwierzętom. Niestety bezdomność, złe warunki i zły stan zdrowia to prawdziwa plaga wśród polskich zwierzaków. Dzięki takim osobom jak Pani powoli się to zmienia i poprawia się wiedza ludzi na ten temat. To wspaniałe, że Pani to robi.
OdpowiedzUsuń