napisała Ania
Rzadko
piszę o przyjemnych sprawach - może dlatego, że nie zajmują
czasu, nie zajmują myśli, taki miły przerywnik w codziennym
biegu? A może dlatego, że jestem Polką i w genach mam narzekanie?
A może dlatego, że zaraz się rozklejam, a strasznie nie lubię
siebie w tej formie i makijażu szkoda? Dziś wyjątek.
Pamiętacie
tekst „Dwie szylkretki” i cd sprzed ponad roku? Jeśli nie, to
proszę:
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2017/03/dwie-szylkretki-poowiczny-happy-end.html#comment-form
W
skrócie - zabrałam ją z bardzo złego domu, słabą,
chudziutką, obolałą i przestraszoną. Nie liczyłam, że
znajdzie dom - a jednak. Pierwsze wiadomości z nowego
domu są w podlinkowanych tekstach, trochę w komentarzach, a w końcu
kwietnia 2017 kolejny mail, też cytowany, ale MUSZĘ powtórzyć:
„Pani
Aniu, oprócz sukcesów "medycznych" jakimi są wyleczone
uszy Kalinki i brak kryształów w pęcherzu mamy dla nas
najprzyjemniejszy - Kalinka przed wczoraj pierwszy raz zasnęła
Gosi na kolanach. Zdarzało jej się wcześniej nieśmiało wchodzić
albo usiąść, ale na chwilę, a tu taka niespodzianka jest
po serii zastrzyków na kręgosłup, coraz ładniej chodzi i więcej
biega, bardzo lubi towarzystwo ludzi nawet tych których widzi
pierwszy raz, kotów trochę mniej miała w święta
odwiedziny koleżanki, ale się nie zakolegowały. Pozdrawiamy.
Gosia
i Paweł”
Byłam
spokojna o jej los - ma dobry dom, jest szczęśliwa. Nie czekałam
na kolejne wiadomości, wiem, że wszyscy mają sporo zajęć. Po tym
pierwszym okresie aklimatyzacji w nowym domu na ogół brak
wiadomości to dobra wiadomość - żyje się normalnie, nie ma o
czym pisać.
W
ostatni weekend miła niespodzianka:
„Pani
Aniu
Ponieważ
nie wiemy kiedy urodziła się Kalinka przyjęliśmy że urodziny ma
10 lutego, w dniu kiedy do nas trafiła. Wraz z pozdrowieniami
przesyłamy kilka zdjęć i filmik.
Odkąd
ją wzięliśmy, ku naszemu zaskoczeniu od razu była nad wyraz ufna,
mimo że jak się domyślamy od człowieka zaznała
wiele złego. Jest ostrożna, czasem widać jakby czuła trochę
swoje „kręgosłupowe” ograniczenia, ale ogólnie przez ten rok
kiedy jest z nami zrobiła ogromne postępy. Wiemy, że wielu rzeczy
się boi, ale z czasem przynajmniej częściowo się
przełamuje i kocia ciekawość zwycięża, a jak już
spróbuje jest bardzo zadowolona, zresztą my nie mniej. Potrafi
zasnąć nam niemalże na głowie, przychodzi przytula się,
wtedy wiemy, że jest jej dobrze. Pewnie zawsze zostaną w niej
jakieś lęki, ale staramy się jej wynagrodzić przeszłość i
liczymy że dalej małymi kroczkami będzie się zmieniać i
przełamywać swoje obawy.
Kalinka
jest stale pod opieką lekarza,
z jej chorymi uszkami chyba nam się wreszcie udało (kilka razy
niestety problem po jakimś czasie powracał), ale ostatnio znów
pogorszyły się wyniki krwi. W październiku wszystko się
ustabilizowało i wyniki były bardzo dobre, ale sprawdziliśmy
znów w styczniu i znów coś nie tak. Lekarz nauczył nas jak robić
kroplówki w domu, żeby jej dodatkowo nie stresować podróżami do
lecznicy. Je karmę „nerkową”, ma apetyt, biega i zachowuje się
normalnie więc na razie ją obserwujemy i staramy się nie
panikować. Pozdrawiamy i dziękujemy, że dzięki Pani mamy
naszą kicię.
Kalinka,
Gosia i Paweł”
[
I
jeszcze filmik
Gosiu
i Pawle, dziękuję Wam za szczęście tej koteczki. I za wiadomości
poprawiające mój cieniutki ostatnio nastrój. Proszę ją wygłaskać
i wyczesać od mnie także.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz