napisała Ania
Kotka
z kociakami jeszcze nie wróciły, wczoraj (08.01.2017) wieczorem
pojechałam łapać to ostatnie czarne, wcześniej prosząc jedną z
karmicielek - nie znam ich - o przekazania pozostałym
karmicielom, by NIE KARMILI - z wyjaśnieniem dlaczego. Najedzony
kot raczej się nie złapie. Pani potwierdziła, że przekazała.
WW
obrazek zastałam po przyjeździe. Przejechałam już te pół
miasta, to i postałam jakieś 1,5godz - żaden kot się nie
złapał. Odjeżdżając zauważyłam przy bramie coś białoczarnego.
Czyli jest „nadzieja” na kolejne kociaki…
Wymieniłyśmy
z karmicielką kilka smsów - wie, że fundacje są przepełnione,
wie, że na terenie są lisy. Lisy są niebezpieczne dla kotów -
tym bardziej dla kocich dzieci.
Co
mogę więcej? Kolejny raz jechać kilkanaście km w jedną stronę,
kolejny raz stracić kilka godzin na próżno? Nie - zwyczajnie
nie. W ramach postanowień noworocznych rezygnuję z pakowania się w
akcje, gdzie tzw nakład sił i środków zdecydowanie przekracza
rezultaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz