środa, 26 kwietnia 2017

Letni poranek? cd

napisała Ania
Pamiętacie tekściki z lipca 2016? Jasne, że nie… No to Wam przypomnę:
http://domowepiwniczne.blogspot.com/2016/07/letni-poranek-cd.html
Tak wygląda teraz kępa jaśminów - podgolona jak kozacki czubczik.
Co prawda podobno nie zbiera się tam tzw „element”, ale i przedtem łapiąc koty tego „elementu” nie widziałam. Za to koty nie bardzo mają się gdzie schować….
Nic to, do lata zarośnie, będzie miejsce i na „element”, i na koty….
W ubiegłym roku nie udało się tam złapać jednej burasi z sąsiednich działek, potem przyszły inne sprawy, tradycyjny brak czasu, z braku czasu załatwianie tylko spaw absolutnie bieżących i palących, brak sterylek miejskich i brak naszej kasy na sterylki platne, i tak zeszło.
Gdzieś tam po drodze był poraniony Posterunkowy, potem próba łapania wielkiego czarnego z wielkim brzuchem - czarne pokazało nacięte uszko, więc odpuściłam uznając, że to jednak nie kotka w ciąży - p.Bożena słabo widzi…
Jak zwykle nie wiadomo, jakie i ile są tam koty. Karmicielki są dwie - w stanie permanentnej wojny. P.Bożena, którą znam od lat, jest bardzo trudna, ale jakoś się dogadujemy. Druga karmicielka, którą właśnie poznałam…. Rezygnuję z prób porozumienia, zwyczajnie nie mam siły i cierpliwości na rozmowy z kimś, kto nie wie, ale wie lepiej. Na dokładkę funkcjonuje w innej, uprzywilejowanej (jeszcze) rzeczywistości…
Bo np. takie budki styropianowe - są złe, kulki do futerka się przyklejają i koty to zjadają. Powinny być drewniane, obite styropianem. No może i powinny, ale też powinny być tanie, bo albo ktoś je zniszczy, albo kot nasika i drugi już nie wejdzie. No nie wiem, mówi pani, a potem dodaje, że ona na koty pieniędzy nie żałuje i nie liczy. Ja też nie żałuję, ale liczyć muszę, A zrobiła jakieś budki? Nie, ona nie jest od tego, od tego są służby. A może szukała gdzieś możliwości otrzymania takich budek? Nie, ona nie jest itp.
Nie czuję się najlepiej w roli służb, pomijając drobny fakt, że taką służbą nie jestem, a po iluś tam latach prób współpracy z owymi służbami znam realia, więc takie rozmowy nieco mnie męczą i irytują
Wracając do rzeczywistości - gdzieś w połowie kwietnia zadzwonił pan Leszek, telefon jak zwykle ktoś mu dał - po klatkę łapkę. Okazało się, że poznał obie karmicielki, jest przez krótki okres w Łodzi - na stałe mieszka gdzieś tam daleko, chce pomóc. No to dostał klatkę łapkę, instrukcję dotyczącą legitymacji karmiciela i załatwiania terminów, wszystko wykonał - i złapaną parkę kotów ulokował w lecznicy. I pojechał. Zobowiązałam się odebrać, bo p,Bożena ledwo nogi ciąga, chodzi o kuli. A druga karmicielka ma super-utajniony telefon - zresztą, pewnie od wożenia kotów też są służby…
No to piątek, 2017.04.21, koty są karmione o 17tej, z pracy wyjdę po 16tej, pojadę łapać, potem po kocurka.
Pojechałam - były obie karmicielki. Najpierw z p,Bożeną rozstawiłyśmy klatki - jedną przy działkach, w miejscu karmienia burasi, drugą w wystrzyżonej kępie - tam też koty jadają. No i pobiegłam za drugą karmicielką. Uzgodniłam z nią kolejną łapankę w niedzielę rano, pani karmi o 7mej. Jechałam na większą imprezę, sobotni poranek odpadał. No i koty powinno się trochę przegłodzić - obie panie (każda osobno) solennie obiecały NIE KARMIĆ w sobotę.


Wróciłam do p,Bożeny, po drodze zaglądając do klatki w jaśminach - na samym wejściu do klatki leżała obfita porcja serduszek, hojną ręką rzucona przez p.Bożenę.
Zgrzytając nieco zębami podeszłam do drugiego stanowiska, gdzie mocno ciężarna burasia konsumowana serduszka z podobnej lokalizacji… Bo nie chciała wejść do klatki - tłumaczyła się p.Bożena.
W miarę uważny czytelnik moich tekstów zapewne kojarzy, że nie jest to pierwsza łapanka z p.Bożeną, no i nie jest ona osobą niedorozwiniętą.
Coś mówiłam o trudnych karmicielach?
Nie widziałam sensu sterczeć dalej przy najedzonych kotach, pojechałyśmy po kocurka do lecznicy. Potem wysadziłam p.Bożenę blisko jej domu i pojechałam wypuścić kocurka - spał w kontenerze.


Otworzyłam - nic. Popukałam w tył pudła, w daszek - nic. Potrząsnęłam kontenerkiem ustawionym pionowo otworem do dołu - zaparł się.
Zawinęłam rękę w ręcznik, wsadzam do środka - baranki i mruczenie. No to co miałam zrobić? Chce go ktoś?
Niedziela, 7 rano. Tm razem pod płotem stacji energetycznej, przy stołówce drugiej karmicielki. Rosa, poranna mgła. Na szczęście nie padało.


Ustawiłam łapki, zasiadłam w samochodzie. Przyszła karmiciela nr 2, obejrzała z  powątpiewaniem łapki, usiadła obok mnie.
  • A jak one wczoraj nie dostały jeść, to pewnie się wyprowadziły i nie przyjdą.
  • Przyjdą, trzeba po prostu poczekać.
  • No nie wiem… Bo zawsze już były, a teraz ich nie ma.
  • ..
  • No bo jak był pan Leszek, to od razu się złapały.
  • Tak, ale teraz już wiedzą, do czego są klatki, i są ostrożniejsze. Trzeba po prostu czekać, powinny przyjść. No chyba że mają gdzieś inną stołówkę i są najedzone.
  • Nie wiem. Ja bym je inaczej łapała.
  • Słucham - jak ma pani jakiś pomysł, to spróbujemy.
  • Eeee. One są za ogrodzeniem, nie przyjdą.
  • A jakie koty tu przychodzą? Ile? Ta ciężarna burasia z działek też?
  • Kolorowe. Nie wiem, ile, nie liczę Żadnej w ciąży nie widziałam.
Wyszłam z samochodu nieco się rozejrzeć Bure coś patrzyło na mnie zza chaszczy. Potem jakieś bure pucowało się za płotem. Przeleciało białobure - z białym pyszczkiem.
Zakładając, że to zza krzaków to smukły braciszek ciężarnej cięty rok temu, a ten zza płota to inny, do złapania jest to burobiałe, buras zza płotu i ciężarna.
No nie wiem…


Odsiedziałam do 9tej, pani poszła wcześniej. Umówiłyśmy się na nie-karmienie po południu i łapankę w poniedziałek rano. Posiedzę sama, bo pani nie ma czasu.
Poniedziałek - przyszłam, posiedziałam, koty wyjadły ścieżkę z klatki, dalej nie weszły. Zrobiłam sobie spacer po okolicy - w jaśminach stało świeże żarcie…
W pobliżu mieszka taka Asia, ma teraz trochę wolnego, poprosiłam, by z p.Bożeną spróbowała łapać o 17tej. Uprzedziłam o zwyczajach p.Bożeny i o konieczności nie spuszczania jej z oczu i nie dopuszczania w pobliże klatki.


Złapał się bury kocur. Młody, ale potężny. Asia rowerem zawiozła do lecznicy.
A wieczorem zabrałam z lecznicy i wypuściłam burą kotkę złapaną przez p.Leszka. Tym razem bardzo mocno popukałam w kontener. I z tych nerw zdjęcia nie zrobiłam.
Na tę ciężarną Asia z p.Bożeną polowały wczoraj, będą próbować dzisiaj. Oby złapały. Mamy trochę trudności z dzieleniem się klatkami, bo jednocześnie polujemy z  Elą na Plantowej, ale jakoś to organizacyjne ogarniamy.
Jest inny problem - koniec sterylek miejskich. No bo na ile mogło wystarczyć te 200szt? Ma być jeszcze trochę, ale zanim machina ruszy, zanim umowy się aneksują - kilka miesięcy upłynie,
A my z Elą ostatniej nocy sześć (!!!) złapałyśmy. I mamy nocne plany na dziś, na jutro, może na weekend. A jest co łapać….
Relacja będzie.
Więc jakby ktoś-coś - to bardzo prosimy - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11 Listopada 4 - sterylki.


1 komentarz:

  1. Czytam te wpisy jak najlepszą powieść, której bohaterkę podziwiam za całokształt można powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń