napisała Ania
Pani Łucja - ma już prawie 80 lat, ale ciągle stara się pomagać kotom. Jakoś na początku kwietnia 2017 gadałyśmy, wybierała się na Powstańców Wielkopolskich - ktoś powiedział, że jest kotka w ciąży, że jest pan, który codziennie o 9 tej rano karmi…
Pani Łucja - ma już prawie 80 lat, ale ciągle stara się pomagać kotom. Jakoś na początku kwietnia 2017 gadałyśmy, wybierała się na Powstańców Wielkopolskich - ktoś powiedział, że jest kotka w ciąży, że jest pan, który codziennie o 9 tej rano karmi…
Wiek
robi swoje - przed poprzednim weekendem zadzwoniła, że cały
tydzień się wybierała, ale źle się czuje… W weekend 9 kwietnia
2017 o 9-tej mogę, pojechałam. Słabo liczyłam na koty, bo zimno,
mżawka - ale rozeznanie zrobić. No i teraz, w związku
z „szaloną” ilością sterylizacji i kastracji przewidzianą
przez UMŁ na ten rok (200+200, w porównaniu do ponad 1000 w latach
ubiegłych), trzeba najpierw zaklepać miejsce w lecznicy - z biegu
zgarnąć i zanieść, jak w poprzednich latach, nie da rady...
No
więc jestem na miejscu wcześniej - 8.30, tak na wszelki wypadek,
chodzę, szukam, czekam na karmiącego pana. Zabudowa ciekawa -
bloczki stojące szczytami do ulicy, między nimi parterowe pawilony
usługowe, ale zamierzenie urbanistyczne nie dokończone - tu
akurat zamiast pawilonu została stara kamieniczka, częściowo już
pusta.
Miski
są - na dachu tzw „schronu” i pod blokiem - potem okazuje
się, że te na dachu są wspólne, pod blokiem tylko czarnej kotki.
Słyszę
rozkazujące miau! Obok mnie stoi biszkoptowy kot, wygina grzbiet,
znaczy pogłaskać trzeba. Głaszczę, po chwili kot ma dość,
dostaję po łapie. Ale zdążyłam obmacać - kastrat, niechudy,
futerko też miękkie i czyściutkie, jedno oko trochę zafaflunione.
Już wiem, że domowy wychodzący, z drugiej strony bloku ma
drabinkę. O konieczności leczenia tego oczka właściciele
poinformowani.
Rozglądam
się dalej - zza samochodu zerka srebrne coś - ma obróżkę.
Znaczy kolejne domowe wychodzące, ale chętnie zajrzałabym pod
ogon. Wabię saszetką, przychodzi, oglądam - kotka. Raczej nie
wycięta, brzuszek coś duży, będzie robota.
Zimno,
dziewiąta minęła, pana karmiącego nie ma. Ludzi też nie widać
- jakaś pani z dużym psem mówi, że tu kotów mnóstwo, na
sąsiednich międzyblokowych podwórkach też, ale nie wie, czy to te
same chodzą, wyglądu kotów nie kojarzy, ilości też nie. Jakaś
pani wynosi śmieci - też nic nie wie, jest z wizytą u syna.
Przyszedł pan bezdomny - wiedział więcej. Tu kotów jest 5,
wchodzą przez okno na parter kamienicy, ten pan karmiący to jest
rzadko, przychodzi do biblioteki i wtedy karmi. Pan bezdomny kiedyś
też miał kota, ale kot umarł, on koty lubi, ale nie ma się teraz
jak zaopiekować…
Czyli
już coś wiem. Idę do tego mieszkania z oknem na parterze - w
ciemnawym korytarzu kamieniczki coś mi smyrgnęło - szare
długowłose, niechętnie, ale dało zajrzeć pod ogon - kocur.
Potem zrażony moją bezczelnością trzymał się z daleka.
Pukam
do drzwi od wskazanego okna - cisza… Pukam do pozostałych drzwi
na parterze - cisza. Idę na piętro. Pan - chyba ten syn -
kotami się nie interesuje, w kolejnym mieszkaniu pani
potwierdza, że koty są na parterze. Schodzimy razem, pukamy, nikt
nie otwiera, pani radzi przyjechać wieczorem. Jest 10ta, zmarzłam,
nic tu więcej nie załatwię, wrócę po południu.
Dotarłam
wieczorem - zaczęłam od mieszkania na parterze. Jedna izba, pani
i dwóch panów. Koty ich, wszystkie-wszystkie
wysterylizowane w schronisku, dr Ewa Wiśniewska wycinała, srebrna
koteczka jest córką kudłatego, kudłaty też wysterylizowany, też
dr Ewa. Tia….
Znaczy
trzeba inaczej.
Grzecznie
się pożegnałam, poszłam szukać karmicieli. Zadzwoniłam
domofonem - strzał w dziesiątkę (chyba). Młody facet karmiący
te koty. Wszystkie pochodzą do ręki, przy nim mnie też dały się
pogłaskać. Są karmione, mają jakiś schronienie, w wielkie mrozy
wpuszczano je do mieszkań. Ale nikt nie sterylizował…
Czarna,
burobiała jednooczka, burobiała większa i wczorajsza srebrna.
Cztery
ciężarne kotki - dwie na pewno już mocno grube, po dwóch
jeszcze nie widać, ale skoro pod ręką jest kocur, to raczej nie ma
innej opcji. Bo w tę dr Ewę jakoś nie wierzę.
Powiedziałam
facetowi, że ma jechać do UMŁ po legitymację karmiciela,
niedaleko ma lecznicę Futrzak, kontener podrzucę - i do dzieła.
No
to pojechał. I wrócił z dwoma talonami. Legitymacji nie dostał,
bo „się nie opłaca, za mało jest kotów do sterylizacji”.
No
to krótkie pytanie do UMŁ - ile kotów trzeba mieć do
sterylizacji, by dostać legitymację? Czy facet ma te koty
rozmnożyć, żeby było do sterylizacji dużo i żeby tę
legitymację dostać? Przypominam, że karmi za WŁASNE pieniądze -
UMŁ karmy nie daje, oprócz symbolicznych ilości zimą. Jak
rozmnoży, UMŁ mu karmę da? Łapie, wozi do lecznicy i przywozi też
za WŁASNE pieniądze i w we WŁASNYM czasie - czy UMŁ to rozumie?
Teraz ma do wysterylizowania 4 kotki - jak rozmnoży - zgodnie z
sugestią UMŁ - będzie miał 2x tyle? 3x? UMŁ ma kassę na takie
akcje? UMŁ umie liczyć? Bo jakoś wątpię…
I
tak się zastanawiam - w poprzednich latach było po ok.1000-1200
sterylek i kastracji dla wolnożyjących w ramach
miejskiego programu walki z bezdomnością, w tym roku - 400
(słownie czterysta).
Czyżby
wg danych UMŁ w Łodzi nie było już kotów wolnożyjących i
bezdomnych? Czy trzeba zniechęcać karmicieli do sterylek, a
zachęcać do rozmnażania? Może mi ktoś to wytłumaczyć? Bo nie
ogarniam…..
Dziś
na umówioną sterylkę facet zaniósł czarną kotkę. Na drugą -
na otrzymany talon - umówiony jest w piątek, a tę dzisiejszą
kotkę w sobotę odbierze. Jeszcze trzy zostały do wycięcia.
W lecznicach wyczerpuje się „zawrotna” tegoroczna ilość
miejskich sterylizacji - 200 na 7 lecznic, po ok.30 na lecznicę.
Pomożecie
nam te kotki wysterylizować? Jest jeszcze jeden talon, za dwie
trzeba będzie zapłacić - tylko i aż 240zł…
Jeśli
możecie - to - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040 Fundacja For
Animals Oddział Łódź 40-384 Katowice, 11go Listopada 4 -
sterylki.
PS
- wiem, że znów się czepiam. Przestanę, jak ktoś mi logicznie
wytłumaczy kocią politykę UMŁ.
Aniu, nikt z Urzędu Ci nie wytłumaczy, bo m to w doopie. Myślę, że pracujący tam ludzie czekają tylko, aż zegar pokaże koniec zmiany...
OdpowiedzUsuńTo proste - pieniądze. Żeby uwolnić pieniądze na zabawę dla ludu jaką są budżety obywatelskie, okrojono wszystkie programy UMŁ co do których nikt nie będzie hałasował w mediach. Budżety łodzkiego schroniska, na sterylki, i tak dalej. Ale dzięki temu ludzie mogą wybrać gdzie zrobić kolejny woonerf... bo to miasto i jego mieszkańcy najbardziej potrzebują woonerfów.
OdpowiedzUsuńALe budźet schroniska nie okrojono, i ile wiem - raczej wzrasta, bo biorąc pod uwage coraz mniejsza ilość zwierzaków, którym to faktem schronisko się szczyci - relatywnie kasy ma więcej. Budżety obywatelskie na schrnisko i AP też poszły - bo to nośne tematy...
OdpowiedzUsuńUzupełniam zdjęcia - panny z Powstańców Wilekopolskich -
OdpowiedzUsuńczarna, pierwsza wysterylizowana na talony
bura - ta siedziaca pod klatką schodowa - wczoraj sterylka w Seidlu - za kassę - dzięki Wam