środa, 10 lutego 2016

Dzień z życia w zoo…


opowiedziała Sławka
No i stało się – mam 3 koty czyli wg Ewy 1 całego w 3 osobokotach. Nie planowałam tego. Nie tak miało być, ale stało się i jest. 

I jak to pewnie bywa z ostatnim, nieplanowanym nowym członkiem rodziny, nagle okazuje się, że właśnie bez niego ta rodzina jakaś taka była niepełna, i właśnie jego brakowało do pełni szczęścia. 
Nagle okazało się, że żaden kot się nie nudzi, bo zawsze jakaś konfiguracja do zabawy się znajdzie , gonitwy co prawda zwiększyły ilość futra na podłodze ale przynajmniej czesać je mniej trzeba!!! 
Morda sama się cieszy jak syn najmłodszy Rudolf, cycuś tatusia, lew polujący tyłkiem jedzie za myszą po przedpokoju 

Linczek do filmu:

https://onedrive.live.com/?authkey=%21ADM-Qa3TU7oDHZI&cid=CA42ACDA7ED868DF&id=CA42ACDA7ED868DF%2116359&parId=root&o=OneUp
Nikt już w rodzinie nie czuje się samotny, bo równanie rodzinne 2+1 wzbogacone
o 3 futra przemodelowane zostało na (1 ludź + 1 kot)x 3.

Trzy koty to trzy razy więcej mruczenia i naprawdę to jest wielki kawał szczęścia, jak kolana drętwieją, bo 3 lwy leżą na mnie i mruczą! Jak budzę się w nocy i nic ciepłego włochatego nie przylega do pleców to czuję się nieswojo, a jak wracam do domu to już na schodach cieszę się na to, że w przedpokoju czekają na mnie trzy hieny, trzech głodnych chłopaków i na moje „dzień dobry czy wszyscy tęsknili?” - usłyszę „miau”?



I naprawdę pewne większe i mniejsze niedogodności w postaci posiadania Kota „Górnika” i atrakcji typu, że człowiek wraca do domu a w kuwecie ma narąbane
z górką pod sam prawie sufit też potrafią bawić a darmowa plaża kamienista prawie jak w Chorwacji też jest w cenie!


W zasadzie mam już typowy syndrom osoby, która „ma kota na punkcie kota”
i poważnie rozmyślam nad zakupem kubeczka z napisem „byłam normalna 3 koty temu”!. (tu drobna wskazówka aluzjami podszyta dla krewnych i znajomych co jeszcze pamiętają jak wyglądam i kiedy obchodzę urodziny/imieniny). Bo przecież wszystko co robią syneczkowie moi jest bosskie i urocze.
Nawet ich sposób korzystania z kuwety. Najsampierw przychodzi najstarszy syn mój Dodziaczek, staje sobie subtelnie swoimi
7 kilogramami na obrzeżach kuwety co by łapeczek nie powalać w żwirku dawaj sruuu. Następnie zagrzebuje drzwi od łazienki, podłogę w przedpokoju a kuwety ani ani. Po co? Ma koty od tego! Zanim zdążę sprzątnąć przychodzi średni syn Burszteczek
i zagrzebuje po najstarszym. Burszteczek w poprzednim wcieleniu ewidentnie był krecikiem górnikiem bo w łazience po jego tam pobycie mam plażę żwirową i przy odpowiedniej dawce drineczków mogę śmiało czuć się jak w Chorwacji. Ale nic to bo Burszteczek jest kotkiem bardzo porządnym i zagrzebuje po wszystkich koteczkach
i pomaga mi bardzo. I nawet sytuacje kiedy zdradziecka łapa zawsze się jakaś wysunie w stronę mojego talerza bo pewno jem lepsze wiem, że wszystko to robią bo mnie kochają i chcą dla mnie jak najlepiej bo w końcu koci kłak jest super ekstra przyprawą poprawiającą trawienie a zawartość futra w herbacie śmiało można stosować wymiennie z cytryną!













1 komentarz: