piątek, 28 sierpnia 2015

Skąd się biorą rude koty?

opowiedziała Ania
Mam dwie takie koleżanki - tzn w ogóle mam więcej, ale jedna ciągle pyta skąd biorę rude koty, a druga słuchając moich relacji co drugie zdanie wykrzykuje Anka, nie wierze, no nie wierzę. Wam to opowiadanko dedykuję, drogie Koleżanki.

Wolne spokojne popołudnie - czwartek 27 sierpnia 2015. Po pracy podjechałam na Inflancką, ktoś komuś zgłaszał tam dwa dorosłe przybłąkane koty, których nie chcą, Ten, komu zgłaszano miał podjechać, zbadać sytuacje, ew zabrać na sterylkę. Miał. No miau.
Miesiąc minął - i dalej miau…
Mam prawie po drodze, chwila wolna, zajadę - są, rudas i szylkrecia, starszy pan przywiązał się do nich, niech już będą, z szylkretką przychodzi maluch, ale nie da się złapać. Przychodzą jeszcze na karmienie cztery koty, ale też nie dadzą się złapać. Proponuje pomoc w łapaniu - pani, ja się tym zajmować nie będę, to nie moje koty. Tłumaczę, że jego-nie jego, z maluchami przyjdą tu, gdzie są karmione, wtedy będzie za późno na pomoc, z problem w postaci kilkunastu kotów zostanie sam. A „zajmować” się nie musi, postawię klatkę, jak się cos złapie, pan zadzwoni, zabiorę, potem odwiozę. Nie i nie.
Udaje mi się tylko uzyskać zgodne na kastrację rudaska, ma wrócić - więc wróci, popróbuje jeszcze z gościem porozmawiać.
Rudas zapakowany, trochę się buntował, na szczęście prawdziwą rozpacz zademonstrował dopiero w samochodzie - na szczęście, bo litościwy pan pewnie odebrałby mi kotka…..
Niespiesznie jadę na warsztat samochodowy zostawić dokumenty, potem - równie niespiesznie dzięki korkom - z kotem do lecznicy. Przed lecznicą odbieram telefon - dzwoni Ania H, jej koleżanka a moja prawie sąsiadka ma ragdollkę z odzysku, trzeba jej podać leki, one nie umieją, kotka nie współpracuje. Dobra, podjadę wieczorem. Zaczynam się nieco spieszyć, spokojne popołudnie zagęszcza się, w lecznicy porzucam kota, nawet nie pytam o persiczkę (tę ze śmietnika, kto ciekawy - doczyta). Jadę po Hikorę - razem mamy sprawdzić dom dla psiaka z poza Łodzi. Kolejny telefon - i tym razem zaczynam się spieszyć bardzo. Moja przyjaciółka Justyna z Bełchatowa - siedzi na wsi 70km od Bełchatowa, unieruchomiona z wnukami, jej sąsiadka (z Bełchatowa) znalazła dwa kociaki, w  tragicznym stanie, bez matki, same nie jedzą, jakiś starzy pan próbował karmić mlekiem…..
Hikora odpytuje potencjalny psi domek - bardzo ok ten domek, ja szukam tymczasu zdolnego wykarmić kociaki. Udaje się, co prawda tylko na okres karmienia, ale to już coś, szansa dla nich.
I potem już biegiem - do agresywnej (tak, tak) ragdollki zapodać leki, dziś świtem też u  niej byłam, potem pod Bełchatów po kociaki - spotkanie przy szosie, ciemno, dwa kociaki w otwartym pudle, prawie ich nie widzę, przekładając te nieruchome ciałka do kontenerka czuję kosteczki i nabite brudem futerka, potem w samochodzie paskudny smród. Kontener obok mnie na siedzeniu, kociaki nie ruszają się, nie odzywają, słabe bardzo, czy one w ogóle mają jakieś szanse?

W lecznicy w końcu widzę maluszki - szkieleciki, buzie i łapki oblepione brudem i  ropą, biedactwa usiłowały łapkami zmywać tę ropę z oczu i pyszczków. Rudy ma potwornie wzdęty brzuszek, po obu łażą stada insektów, resztę chyba widać. Jedna dobra wiadomość - oczka są, i raczej uda się je uratować.
Białorudy - szkielecik miejscami wyłysiały

Rudy - szkielecik z mocno wzdętym brzuszkiem
[URL=http://www.fotosik.pl/zdjecie/6906b50fd8653c85]
Jest już noc, spokój w lecznicy i szpitaliku, Dobra Pani szpitalikowym kotom przyniosła zmiksowango kurczaczka - maluszki też dostają - rudy próbuje jeść, białorudy nie jest zainteresowany - nie umie? Trudno, jeść trzeba - strzykawka w robocie> Lekarka myje buzie, ten konglomerat ropy i brudu trzeba odmoczyć, a i tak schodzi z futerkiem, łyse placki wokół oczu, na noskach, na łapeczkach…. Nie szkodzi, futerko odrośnie, jak wyzdrowieją. Jak wyzdrowieją…..
[URL=http://w
Zostały w szpitaliku - one są ledwo żywe…. W nocy do mnie dzwoniono przy kolejnym karmieniu - że oczka są do uratowania, ale ciągle napływają ropą. Maluszki są karmione co 3-4 godziny, jak oseski. Kroplówki i antybiotyk dożylnie.
Do domu tymczasowego pójdą za kilka dni, jak już można je będzie bezpiecznie tam przenieść.
Stąd się biorą rude koty - tyle że jadąc po nie wiedziałam tylko, że bardzo chore i że same nie jedzą… O kolory nie pytałam…
No niestety - jak zwykle prosimy….
Fundacja For Animals - Oddział Łódź

40-384 Katowice, 11go Listopada 4
nr konta nr 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
Z dopiskiem - rudaski Ret Butler

4 komentarze:

  1. Witam!
    Jestem pełna podziwu dla Waszej pracy!. Chętnie pomogę. Dzisiaj wysyłam przelew na 100 zł. Czy coś jeszcze mogę zrobić?
    Pozdrawiam
    A.N.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękujemy!
    Czy jest Pani z Łodzi?
    Stale potrzebujemy domów tymczasowych...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, jestem z okolic Łodzi. Jeżeli udałoby się tylko przekonać mojego męża.... To będzie trudne.
    Ale proszę o informację, co u rudasków.
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem cała oczarowana Waszą pracą-- nisko chylę czoło--JESTEŚCIE WIELCY. Co do kotków, to myślę, że już teraz dzięki Wam są zdrowe i szczęśliwe. Nawet nie wiecie ile miłości czują do Was ludzie którzy kochają zwierzęta i sami nie są w stanie im do końca pomóc. DZIĘKUJĘ ZA TE KOTKI I WSZYSTKIE ZWIERZĘTA KTÓRYM NIESIECIE POMOC I NADZIEJĘ.






























    OdpowiedzUsuń