Jak zapewne wiecie, od 2025.11.06 mam w domu dzikuska Studenta po operacji strzaskanej żuchwy. Już po operacji - 2025.11.13 - nadal karmię strzykawką, ale próbuje sam pić wodę i wylizywać pasztecik. Dostaje do dzioba 3 gourmety, czwarty sobie liże. Głodny mam nadzieję nie jest.
Ale raczej nie wiecie, że od końca października mam w nibybiurze dwa maleńkie kociaki. Tam też są czekające na dobry dom Bengee i białorudy Irysek. Razem, bo to jedyny kot, którego Bengee nie atakuje. Kociaki początkowo były w klatce - ochrona przed Bengee’m, ale jakoś je polubił i nie zjadł.
Kociaków z zasady nie biorę, nastawiam się na stare poszkodowane koty, ale zdarzają się sytuacje bez wyjścia.
No to mam.
Kociaki są naprawdę maleńkie, trafiły do mnie ważąc poniżej 400g. Odrobaczyłam, odpchliłam, miałam zaszczepić, ale łapanki na działkach, Student - nie zaszczepiłam.
Wczoraj rano - sobota - kociaki nie wybiegły do mnie - hmm. Odszukałam, postawiłam przy misce - jedzą. Ale bardzo mało, dziewczynka odeszła, oparła się noskiem o podłogę - a ja sprzątając kuwety zobaczyłam charakterystyczną kupę i poczułam TEN zapach. Uświadomiłam sobie, że wczoraj też tak było w kuwecie…
Zgarnęłam małe, kontener zawinięłam w polarową bluzę, popędziłam do weta. Sobota, w mojej ulubionej Sowie kolejka, oprócz pacjentów zapisanych na godziny jakieś nagle przypadki, godziny czekania. Poleciałam do położonej blisko Kity - też mam dobre doświadczenia. Przyjęto mnie natychmiast, lekarka „na węch” potwierdziła moją diagnozę - kto raz zatknął się z panleukopenią, kto raz poczuł ten zapach - nie zapomni. A ja miałam tę nieprzyjemność kilka razy na przestrzeni ponad 20-tu lat kociej działalności… Nie było czasu i sensu robić badania krwi czy testy.
Surowicy w lecznicy nie ma, jest wirówka - zostawiam kociaki w dobrych rękach, lecę po Bengee’go - młody, silny, szczepiony.
Wróciłam, małe pod kroplówką, dziewczynka na poduszce - temperatura niemierzalna… Kocurek - 37,5sł. Bengee grzecznie oddał krew - czyżby rozumiał, że może uratować życie?
Maluszkom temperatura lekko wzrosła, ale mało. Poduszka poduszką, termoforu nie ma, pustych butelek nie ma, techniczka zaczęła napełniać gorącą wodą gumowe rękawiczki i okładać nimi koteczkę - pomysł genialny, zapamiętajcie.
Dostały surowicę, leki, dziewczynce pod tym grzaniu temperatura wzrosła do 35st, ale lecznicę trzeba było zamknąć - sobota, weterynarze też mają weekendy...
Wielkie dzięki lecznicy KITA - dzięki Wam te kocięta mają szansę.
Kociaki do kontenerka z Bengee’m, niech je grzeje, całość w bluzę, i do nibybiura.
Termofor mam, butelki-pety też, polar na dno klatki - izolacja, gniazdko - termofor otoczony butelkami, na to ręcznik, kociaki, polar. Zmiana wody co 3 godziny. Chłopczyk szybko wyrwał się z ciepełka, życzył sobie wyjść z klatki, podsunęłam jedzonko - nie. Ułożył się na drapaku, kolejna butelka…
I czekanie… Biegunka - u obojga.
Kilka razy podsuwałam jedzonko - nie. Oba piły wodę. W końcu koło 21szej poczęstowały się jedzeniem. Odczekałam 1,5godziny, nie ma zwrotki, podsunęłam - znów poskubały.
W międzyczasie do domu ogarnąć domową menażerię, dać leki, nakarmić Studenta, przywieźć kocie kocyki, przywieźć coś dla siebie.
Nocowałam w nibybiurze - jest tu taka kanapka, do siedzenia może być, do spania - niekoniecznie. Może i dobrze że ciągle się budziłam, mogłam podsunąć żarełko, zmienić podgrzewacze.
Rano do domu, ogarnąć kody dom i siebie, i powrót do kociaków.
Dziś - niedziela - kupy w zasadzie normalne, gotowany kurczaczek smakował, miseczka podsuwana pod nos budzi zdecydowane zainteresowanie. Kociak leży i śpi albo tylko leży na drapaku, koteczka dogrzewa się w klatce. Aktywność bardzo mała - wczoraj kocurek trochę bawił się na drapaku, dziś tego nie widziałam. Martwię się.
Dziś też zostaję w nibybiurze, jutro do weta.
Poprzednie zdjęcia zrobiłam rano - te - wieczorem.
Słuchajcie, ja wiem co to za choroba, nie cieszę się jeszcze - pamiętam kociaki 4mcze, które już-już po kilku dniach leczenia były na prostej, i odchodziły. Fakt, że wtedy mało było wiadomo o leczeniu tego paskudztwa, o surowicy z ozdrowieńca lub szczepionego kota mało kto wiedział, syntetyczna była niedostępna…
Dlatego zostaję z nimi na kolejną noc…
Byłam w domu, obrobiłam domowe stadko, coś tam zjadłam - i wróciłam na nocny dyżur. Kociaki zostawiałam w klatce, mały teraz siedzi i się grzeje - chyba dziś ma gorsze samopoczucie niż wczoraj… Dałam gotowanego kurczaczka - oba jadły, kotka na razie kontynuuje. Jest 20.30 - zmienię podgrzewacze, przed północą kolejna zmiana.
Kciuki cały czas potrzebne
Tradycyjnie bardzo poproszę - 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040, Fundacja For Animals Oddział Łódź, 40-384 Katowice, 11go Listopada 4, dopisek do wpłat - panleukopenia.






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz