Pewnie nie, zdrowe były, malutkie, ślczniutkie, bezproblemowe - no i rude… Szybciutko znalazły domu. No to przypomnijcie sobie:
A teraz mamy ciąg dalszy Cukierenki - nie z Psiej Budy, i nawet nie spokrewnione, ale tez słodkie. Z tym, że nieco problemowe…
Więc przedstawiam połamanego Faworka - o nim dziś będzie. O malutkich trikolorkach od pana na wózku - czyli o Bezie i Bajaderce - w innym opowiadanku. Bo miałam napisać jeszcze o Smarkatce, o dwóch małych uczniakach - tych bez jednego oczka - mają się coraz lepiej, ale jest problem z innymi kotami z tego domu, jedna skrajnie wyczerpana od 13go sierpnia jest intensywnie leczona. Pozostałe smarczą tak, że słuchać je z odległości kilku metrów… I o panu na wózku miałam napisać……
Tyle że…
Wczoraj (19 sierpnia 2015) po pracy - wcześnie wyszłam, 18,30 - zabierałam ze starych Bałut dwie kotki i kocura na sterylki - o tej porze tylko lecznica „talonowa” przy dworcu Łódź Widzew, łodzianie łapią trasę przez rozkopane miasto.
No więc jadę z pracy po te koty, telefon, pani znalazła kociaka, ma coś z łapką, co ma zrobić, ona na rencie, mąż pracuje dorywczo…. Gdzie? Ano okolice Placu Niepodległości. Dostaję mmsem fotkę. Rudy - to dla tych, co mnie pytają, skąd biorę rude koty
No, prawie mi po drodze.
Więc Bałuty, trzy koty, Plac Niepodległości, kociak. Po drodze telefony do lecznic, która najszybciej zdiagnozuje i poskłada tę łapkę, bo o chirurga kostnego o tej porze i w wakacje trochę trudno, poza tym muszę małego zostawić w lecznicy, nie mam dla niego tymczasu.
Wychodzi, że Sowa - Polesie, ale to potem, Na razie jadę na Widzew, zostawiam tam trzy koty (zdjęcia będą). Wetka ogląda małego, liczę na cud, że nie złamanie, że coś prostszego, i nie ukrywam, tańszego.. Ale nie, kolanko boi i chrupie. Kolanko - źle, paskudne miejsce na złamania…
Zabieram dwie malutkie od pana na wózku (wspominałam o nich) - Beza i Bajaderka, wpada mi do głowy po drodze - fotka na początku opowiadanka.
I wiozę na stare Bałuty do dt - szybko, bo pani chce wcześniej się położyć, źle się czuje.
Potem do Sowy - prześwietlenie
Złamana kość udowa tuż przy główce kości przy kolanku, czyli fatalnie. Mały dostaje p-bólowe, antybiotyk. Oprócz tego ma starta skórę na bródce - pewnie wyleciał z okna, przyłożył bródką, dobrze że żuchwa nie poszła….
Na pewno od kogoś, komu koty nigdy z okna nie wylatywały….
W domu byłam po 22giej, miski puste, kuwety pełne.
Stosownie do potrzeb pomyłam, napełniłam, opróżniłam.
No i pisać już mi się nie chciało.
20 sierpnia 2015, godz. 13,15 - operacja właśnie się odbyła, dostałam sms z lecznicy „już po zabiegu, rokowanie co do zrostu i gojenia ostrożne, silne uszkodzenie nasady, zapewne kończyna nie będzie prawidłowo rosnąć i będzie nieco sztywna w kolanie”
Wieczorem pojadę - po 21tej, bo z pracy wyjdę o 19tej, do 20tej muszę te trzy sterylkowe z lecznicy z Widzewa odebrać, zawieźć na Bałuty, więc jak już wrócę do domu i zrobię rajd kuwetkowo-miskowy, to odpalać komputera na pewno nie będzie mi się chciało ….
I tradycyjnie - prośba o pomoc - podobnie połamany Miaukun to był koszt 480zł…
Fundacja For Animals Oddział Łódź
40-384 Katowice, 11go Listopada 4
nr konta nr 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040
z dopiskiem - rudy Faworek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz