poniedziałek, 19 stycznia 2015

Pirat z Motylowej

opowiedziała Ania                                                                                         

 Motylowa… obok Jesionowa… dwie prostopadłe malutkie uliczki na Radogoszczu
Zachodzie, które wspominam niestety dość niemiło… Wyjaśnienie potem, na razie to,
co najważniejsze - prośba o pomoc dla Pirata.

Kilka dni temu taka jedna Ania poprosiła o pożyczenie klatki stacjonarnej, bo przy
Motylowej jest bardzo chory kot, trzeba go złapać i spróbować wyleczyć, w każdym
razie nie zostawiać samego sobie. Ania to z tych, co przez kilkanaście nocy potrafi
czatować na kota, do skutku - nie odpuści. Ok, podrzucę klatkę w sobotę -                                   31.10.2014. Od rana cmentarze, potem szybka wizyta u chorej koleżanki w szpitalu,
potem rodzinny obiad. Po obiedzie dzwonię, że jadę z klatką, słyszę zadyszany głos
Ani - mamy go, to chyba on!!! On, bo strasznie głośno oddycha i strasznie śmierdzi
ropą!!!                                                                           
Ania „po prostu” po raz kolejny poleciała na sąsiednie osiedle - wcześniej pół dnia
łaziła z karmicielką za kotem, kot bardzo słaby, poruszał się powoli, ale złapać nie
dawał. No więc poleciała znów, zakradła się pod budkę, usłyszała ze środka
świszczący oddech, zatkała wejście czym się dało, dała się podrapać, bo kot chciał
jednak wyjść, zadzwoniła po Elę, ta przybiegła z kocem i sznurkami, zawinęły budkę
i przytargały ją do Aninej piwnicy - złapałam je w drodze. W piwnicy
przepchnęłyśmy kota do klatki (do kontenera nie było jak) i widząc go
zdecydowałyśmy, że do poniedziałku to on się udusi - do poniedziałku, bo Ania
miała obiecane prawie darmowe leczenie w lecznicy, nieczynnej niestety
w weekendy. Pojechałyśmy do całodobowej Sowy - kot ułożył się w kontenerze
i chyba zasnął - w ogóle oprócz chwilowego wieszania się na suficie klatki bardzo
spokojny. W lecznicy też cierpliwie poddawał się wszystkim zabiegom - albo tak słaby
i zrezygnowany, że nie miał siły się bronić, albo oswojony…
Ogólnie - czarno-dymny, pewnie ładny, choć nie teraz…. Z białą plamą na jednym
oku, stanem zapalnym w pysku, potworną ropą w uchu, gilem.. I nie wykastrowany.
Mocno odwodniony. Waga - 2,8kg, niby nie tragicznie, ale to całkiem spory kot
i spokojnie mógłby ważyć z 5kg..…
Wiek - chyba dość młody, kiełki ładne i czyste, jajeczny a nie śmierdzący kocurem,
główka też mała, kocurzych pufek brak - wg mnie może dwa lata, może nawet nie…
Lekarka wyczyściła mu uszy na ile się dało, w prawym „tylko” świerzbowiec, za to
wyjątkowo dobrze rozwinięty, lewe w trakcie czyszczenia ciągle wypełniało się ropą -
lekarka nie chciała dłubać za głęboko, obawiała się perforacji…
Kot spokojnie pozwolił sobie pobrać krew - ciężko szło, bo odwodniony, ale trzeba
było sprawdzić morfologię i biochemię - jeśli miałby uszkodzone nerki - wiadomo,
leczenie nie ma wielkiego sensu...
Założono mu wenflon, podłączono do kroplówki. Został w szpitaliku.
Późno wieczorem były wyniki - podaję z pamięci najważniejsze - mocznik 130,
kreatynina 2,3, któryś wątrobowy ponad 80, leukocyty - 50tys. Jeżeli leczyć, to
solidniejsze antybiotyki - czyli te droższe. Jasne, że bez gwarancji, czy nie rozwinie się
np posocznica od tego ucha…
Na razie tyle.. Dziś wieczorem będę w lecznicy, wkleję wyniki, dowie się więcej. Na
razie proszę Was o pomoc finansową - naprawdę staram się nie robić tego często,
co możemy, płacimy sami, ale nie wystarcza….
Czyli - jeśli ktoś może i pomoże - to prosimy bardzo i bardzo będziemy wdzięczni -
na Pirata na konto FFA Łódź 71 1020 2313 0000 3802 0442 4040.
A jeśli ktoś zechce ofiarować kocurkowi dom / opiekę - prosimy o wiadomość.
Niedziela wieczór - byłam w lecznicy, kot na ceftraixonie i kroplówkach, podobno
sam trochę je. W uchu nadal nie wiadomo co, wysmarowane maścią, z zajrzeniem
trzeba czekać do ustąpienia ropy…
Wpłaty na Pirata - bardzo, bardzo dziękujemy
Jan M. M. Łódź - 100zł
Marzena W. Łódź - 100zł
Zdjęcia są z poniedziałku, nie miałam czasu podjechać, ale z lecznicy mam
codzienne informacje. Kot spokojny, łagodny, nie stwarza problemów z obsługą,
wszystkie zabiegi przyjmuje cierpliwie i ze zrozumieniem. Nadal jest na antybiotykach
dożylnych, ten ceftriaxon i jeszcze coś, czego nazwy nie zapamiętałam. Je mokre, bez
szczególnego entuzjazmu ale „samodzielnie pobiera pokarm” - tak się to wpisuje
w kartę szpitalną, ładne, nie?
Zawiozłyśmy tam z Anią trochę różnych małych saszetek i puszeczek, by mógł sobie
coś wybrać, by jadł cokolwiek.
No i dziś ma mieć kontrolne badania krwi - jeśli wyniki się poprawiły to poproszą,
by go zabrać ze szpitalika na dalsze leczenie domowe - i tu zaczyna się problem, bo
nie ma gdzie….
Wykastrować go jeszcze nie można, dopiero za jakiś tydzień - dziesięć dni można
o tym myśleć.
No i tu widać clou każdorazowego mojego dylematu przy haśle „chory wolnożyjący
kot”. Złapać, podleczyć - w zasadzie nie ma problemu, tylko co dalej? Gdzie
doleczyć? Nawet jeśli znajdą się pieniądze na przetrzymanie 2 tygodnie w szpitaliku,
to co dalej? Rozhartowanego wypuścić z powrotem na ulicę? Niby można by
powalczyć o ulokowanie w schronisku, ale ….
W każdym razie bardzo pilnie szukamy mu:
a) miejsca na najbliższe powiedzmy 2 tygodnie - doleczenie, rekonwalescencja,
potem kastracja
b) domu stałego - bo wszystko wskazuje na to, ze świetnie się odnajdzie na
kanapie.
Wczorajsza wizyta (05.11.2014) - tak jak przewidziałam, lecznica prosiła o zabranie
kota - niestety muszą mieć miejsce dla zwierzaków w gorszym stanie…
Ten drugi antybiotyk podawany Piratowi to klindamycyna, oba dożylnie.
Uzgodniłam przetrzymanie go do weekendu - tylko dlatego, że sobota-niedziela
będzie miał robioną biochemię, i po badaniu trzeba go zabrać… Nadal jest łagodny,
podobno zaczął próbować jeść suchą karmę. Załatwia się do kuwety. Daje brać na
ręce, choć trochę się boi - pewnie czyszczenia uszu i zabiegów medycznych.
Wczorajsze wyniki - leukocyty mocno spadły, co znaczy o wygasaniu stanu
zapalnego, stwierdzono lekką niedokrwistość - pewnie związaną z podwyższona
kreatyniną, ma włączone dodatkowe leki.
Najpilniejszy teraz jest dom dla niego na najbliższe dwa tygodnie na doleczenie
i przygotowanie do kastracji - może być w klatce, nawet lepiej, bo jeszcze przez kilka
dni leki musi ma podawane dożylnie.
Ważne - on jest niewykastrowany, ale nie śmierdzi kocurem, więc nie „uperfumuje”
mieszkania.
Bardzo prosimy…..
Pirat otrzymał kolejne 100zł - od Pani Prof. Marii S z Uniwersytetu Łódzkiego -
dziękujemy
Aktualne wpłaty na Pirata:
Jan M. M. Łódź - 100zł
Marzena W. Łódź - 100zł
Pani Prof. Maria S. UŁ - 100zł
Jak już pisałam - najpilniejszy teraz jest dom dla niego na najbliższe dwa tygodnie
na doleczenie i przygotowanie do kastracji…..
Bardzo prosimy…..
Teraz jeszcze siedzi sobie w lecznicy - z dużym zainteresowaniem łypie na
opiekunów podczas karmienia, licząc na smaczne kąski - to bardzo dobrze, że ma
apetyt.
Uszka po czyszczeniu, ropy już nie ma, jest jeszcze trochę wydzieliny i przez jakiś czas
potrzebne będzie czyszczenie i pakowanie maści.
Wenflon zmieniony, dziś kończy jeden antybiotyk, jutro przewiduje się kolejne
badania krwi, i zależnie od ich wyniku będzie kontynuowany lub nie. Drugi antybiotyk
musi być podawany dożylnie jeszcze przez tydzień. Oba dożylnie przez wenflon.
Zdjęć nowych nie mam - nie nadążam… Z pracy wychodzę ok.19tej, do domu
docieram na 21szą - bo jakieś zakupy, coś załatwić, dziś np. muszę kupić kartę
pamięci i podrzucić karmicielce aparat foto, bo jej się zepsuł, a ja mam awaryjny, ale
bez karty… A kociaki trzeba pilnie focić i ogłaszać, bo rosną szybko… W domu kocie
stadko obrobić, i naprawdę nie daję rady codziennie Pirata odwiedzać… Nawet
zadzwonić do lecznicy nie bardzo jest kiedy, bo dodzwonić się trudno .…
Miałam pytania dotyczące zapisów na badaniach krwi, więc wyjaśniam - data
podawana jest w kolejności miesiąc - dzień - rok, a w laboratorium nie zawsze zmienia
słówko „dog” na „cat” - proszę się tym nie przejmować.
Wracając do potrzeb Pirata - dom tymczasowy, a jeszcze lepiej stały.
W perspektywie optymistycznej tydzień-dwa leczenia - antybiotyk przez wenflon +
czyszczenie i smarowanie uszek, potem kastracja.
Wpłaty na Pirata - łącznie 530zł

Przelewy
Jan M. M. Łódź - 100zł
Marzena W. Łódź - 100zł
Liliana B. P. Łódź - 100zł
Pieniążki zebrane przez Anię
Pani Prof. Maria S. UŁ - 100zł
Pani Ela z UŁ - 20zł
Pani Prof. Maria G. UŁ - 60zł.
Pani Małgorzata R-M. z UŁ - 50zł
2014-11-10 - kreatynina 1,24, mocznik 38. Chyba ideał?
2014-11-11 - Pirat… no cóż, pojechał do dt na rekonwalescencję. Na szczęście
wenflon wyjęty, leki skończone, teraz trzeba się odżywić, wypocząć, powylegiwać
w ciepełku, wypucować futerko, przełamać resztki lęku przed ludźmi, nauczyć się
mruczeć, tuptać i barankować. Tych resztek za wiele do przełamywania chyba nie
ma, w przeciwnym razie Pirat pewnie jakoś broniłby się przed dotykaniem, braniem na
ręce itp, a tego nie robi - tylko trochę się odpycha - to kot wyjątkowo łagodny.
Już zaczyna być widoczna jego uroda - dymne mięciutkie futerko, szczupły
pyszczek, wielkie oczy. No i wystający czubeczek różowego ozorka - brakuje trochę
malutkich ząbeczków, i tak już zostanie.
Plany są następujące - tak pod dwa tygodnie spokoju, potem znów lecznica,
badanie krwi i jeśli wyniki będą ok, kastracja. I intensywne szukanie domu - można je
w zasadzie już powoli zaczynać.
Fotki dwie - zdezorientowany Pirat spakowany do drogi i zdezorientowany Pirat
w nowy locum.
Razem z Panią dt podjechałyśmy do lecznicy, Pani doświadczona w psich biedach,
o kotach wie stosunkowo niewiele, pilnie o wszystko wypytywała - bardzo przejęta
losem Piracika. Bardzo ciekawie i ciepło opowiadała o swoich psach oraz o kotach
swojej sąsiadki i swojego znajomego, którzy w razie potrzeby będą służyli jej radą.

Opowiadanko o kocie sąsiadki warte spisania - kot wchodził do mieszkania przez
balkon, otwierał szafki i zabierał ze sobą czapki, rękawiczki - w prezencie dla swojej
pani. Oto prawdziwa kocia miłość - zaryzykuje spacer po parapecie, zaryzykuje
kradzież.
Razem wypakowałyśmy oprzyrządowanie Piracika, zmontowałyśmy
i umeblowałyśmy klatkę i porzuciłam Panią na pastwę kota….
Pani niestety mieszka daleko od mnie, nie ma Internetu, i nie będzie aktualnych
zdjęć, jeśli tam nie pojadę przez rozkopaną Łódź… No nic, spróbuję… szczególnie że
mam zaproszenia na herbatę, a Pani bardzo miła, więc z przyjemnością skorzystam.
O Piraciku na razie tyle.
Może jeszcze dam radę coś wyskrobać o Wiewiórze.
I o nowym małym połamańcu….
Dziś byłam w lecznicy po nowego wspomnianego połamańca, przy okazji wzięłam
wypis Piracika i fakturę za dotychczasowe leczenie - 350,70zł. Powinnam zadzwonić
do dt Piracika, ale ledwo wróciłam do domu. jest po 21szej, i zdechła jestem...
Przepraszam, zadzwonię jutro.


Ważna rzecz - Pirat ma wydarzenie na FB - ja nie fejsbukowa, nie umiem się tam
poruszać, ktoś bieglejszy prowadzi - ale wspólnie zapraszamy
https://www.facebook.com/events/837481826303825/
Aktualny stan Pirackich finansów - wpłaty 530zł, faktura 350,70zł - zostaje 179,30zł
- na badania przedkastacyjne i kastrację, i miejmy nadzieję, że nic więcej.
W szczegółach:
Wpłaty na Pirata - łącznie 530zł
Faktura - 350,70zł
Wczoraj rozmawiałam z Panią dt - martwi się. Piracik nic nie zjadł. Miejmy nadzieję,
że to stres i że w nocy odpracuje dzień głodówki. Poza tym zrobił porządną kupę,
żwirek rozsypał po całej klatce i znacznej części pokoju. Pani przejęte biednym
kotkiem stara się jak może przekonać go, że jest bezpieczny - rozmawia z nim, drapie
po główce, głaszcze po brzuszku. Dogadza - poczęstowała twarożkiem, podobno
popatrzył z ciężkim wyrzutem. A w lecznicy twarożek jadł. I chyba nosiła na rękach
czy wypuściła z klatki na czas sprzątania, w każdy razie potem odczepiała koteczka
przymocowanego do kabli, których nie chciał puścić. Obrażeń żadnych nie odniosła,
a może nie powiedziała? Nie, mam nadzieję, że jednak nie odniosła - czyli to
łagodny, tylko wystraszony kot.
Dzwonić będę po pracy - więc na razie trzymajcie kciuki za dobre wiadomości, tzn
że w nocy zjadł.
Z Panią dt Pirata rozmawiałam w piątek, a dopiero teraz (niedziela wieczór) mam
czas napisać….
Bo trzeba było coś wymyśleć na weekend dla nerkowej Altówki, zawieść, podawać
jej kroplówki.
Jw. tylko bez kroplówek dla białego Śnieżka.
Napisać o nich, podrzucić klatkę do Arelanu, no i trochę zająć się swoimi sprawami
- w końcu i swoje koty mam, i mieszkanie do ogarnięcia i rodzinę żądającą kontaktu i
zainteresowania…. Miała też w końcu napisać o Ossowskiego - historia Laurence,a
zawisła w powietrzu, nie zdążyłam..
W każdym razie Piracik raczył jeść. Nie jakieś kocie paskudztwa, a serek, makrelkę,
kiełbaskę - towarzysząc Pani w posiłkach. Dobrze, że w klatce siedzi, bo pewnie
chciałby przy stole lub z jednego talerza… Pani go głaszcze, kocisko wywala brzuszek.
I niezmiennie robi bałagan w klatce i okolicy.

Zdjęć nie mam…
Pewnie koło weekendu Kocurek trafi do lecznicy - badanie krwi + kastracja.
Przedwczoraj (środa) rozmawiałam z Panią dt Pirata - kocurek śmierdzi. Z tego, co
zrozumiałam, śmierdzi kocurem - widocznie podjadł, odżył i ruszyły kocurze hormony.
I bałagani w klatce strasznie. Planowany na weekend pobyt w lecznicy - badania
krwi i ew.kastracja - przesuwany, wczoraj wieczorem po niego pojechałam i do
lecznicy w celu ww.
„Zapach” faktycznie wyraźnie kocurzy, może jeszcze nie tragiczny, ale mocno
dający się we znaki, w klatce sajgon. W nerwach nie zrobiłam zdjęcia klatki, za to kilka
w lecznicy - żeby Wam pokazać, jaki grzeczny to kotek. Dał się sfotografować
w kontenerku, potem pozwolił wyczyścić uszka, sfotografować ładne ząbki (dość
młody jest) i to, co zaraz straci.

Czekam na telefon z lecznicy, kiedy będzie po badaniach - i jeśli wyniki będą ok -
po kastracji do odbioru, i wraca do Pani dt. Z tym, że nie na długo - musi znaleźć
nowy dom albo wraca pod blok…

Długo nie pisałam - zajęta innymi sprawami, przepraszam. Pirat wykastrowany
wrócił pod blok - chyba tam będzie najszczęśliwszy. Jest tam kilka kocich budek -
jedna czteropokojowa ustawiona przez administrację, druga trochę psia - przy
stołówce i dwie styropianowe pod balkonami.

Ania ustawi jeszcze jedną, bo wyliczyła, że kotów pięć, a budki cztery.
Poza tym okazało się, że karmicielki próbowały leczyć kota - z pobliskiej lecznicy
dostały leki, podawały mu - to nie pomogło, kot wymagał po prostu intensywnego
leczenia w szpitaliku. Są tam jeszcze trzy tłuste kocice - wysterylizowane - Ania
postara się zrobić im zdjęcia. Nie wykastrowany jest tylko braciszek Pirata, ale Ania
o to zadba.
Odwiozłam go w niedzielę, przekazałam w ręce komitetu powitalnego złożonego
z Ani, p.Władzi i i Piratowego brata. Braciszek nakładł Piratowi po głowie - pewnie ze
długa nieobecność - i udał się na posiłek powitalny. Ania i p.Władzia z druga częścią
posiłku pogalopowały za Piratem.

Mam nadzieję, że przy kolejnym chorym kocie karmicielki będą wiedziały, gdzie i jak
i gdzie szukać pomocy, zresztą Ania jest tam co najmniej raz na tydzień, więc też
będzie obserwować.
Bądż szczęśliwy, Piraciku.
I sprawy formalne - na Piracika dostaliśmy od Was 530zł. Bardzo dziękujemy -
zdajemy sobie sprawę, że bez leczenia Piracik nie miałby szans, że dzięki Waszej
pomocy żyje.
Faktura ze leczenie i hospitalizację - 350,70zł, faktura za kastrację - 66zł, razem
koszty 416,70zł, zostaje 113,30zł. Czy możemy tę kwotę przeznaczyć na częściowe
sfinansowanie operacji złamanej łapki Bazyli? To półroczna czarna koteczka
z Radogoszcza, zaraz o niej napiszę….
Pierwsza część obietnicy Ani dotrzymana - zdjęcia z dzisiejszego (wtorek 2014.11.25)
poranka. Nieostre, ale co trzeba, to widać. Ostrożny Pirat przy stołówce - widać na
łapce łysinkę po wenflonie, pingwinka wycięta przez mnie w czerwcu 2012
i białobura, której nie pozwolono mi złapać. Bywa też w okolicy srebrna kotka, ale
Ania jej nie widziała..

Chwila wspomnień - tytułem wyjaśnienia moich niemiłych wspomnień z Motylowej
- w czerwcu 2012 proszono mnie o pomoc dla trzech chorych maluszków
z Jesionowej - karmili je i chyba piątkę dorosłych kotów starsi ludzie prowadzący
w piwnicy magiel - okienko wychodziło na zamknięty ogródek, do którego zejść
można było tylko przez balkony parteru. Musiałam się mocno nagimnastykować
i naprosić, by wejść do ogródka… Dorosłe koty z ogródka udało się posterylizować
i pokastrować, maluszki złapać, uratować im oczy i znaleźć domy - dzięki koleżance
ze sklepu zoologicznego, a potem nikt już nie dzwonił, mam nadzieję, że nie pojawiły
się nowe koty.
Kręcąc się po okolicy wypatrzyłam przy Motylowej kolejne trzy maluszki i ze czterypięć
dorosłych kotów, próbowałam je połapać, udało się tylko jedną kotkę -
pingwinkę i to w tajemnicy - część karmicieli godziła się na sterylki, ale nie aż tak, by
pomóc łapać albo przekonać pozostałych - więc obok klatki z przynętą spadały
z okien pięter kawałki wędliny…

Kociaków też nie mogłam zabrać, bo takie śliczne na trawniku... Co się z nimi stało?
Nie wiem….. Pirat i jego brat to nie są kociaki, które pamiętam z trawnika.
W październiku 2013 trafiły do nas dwa chore srebrne kociaki (Srebrne Motylki) od
pani karmiącej wolnożyjącą kotkę na balkonie - mam zdjęcie tej srebrnej kotki
z czerwca 2012, kiedy to też nie pozowano jej złapać... Ile kociaków w tym czasie
urodziła? Gdzie są?
Jednego z kociaków po wyleczeniu ta pani zaadoptowała, drugi też znalazł dom.
Kotka miała zostać wysterylizowana - ale właśnie dowiedziałam się, że pani nie
dotrzymała obietnicy, nawet już tej kotki nie karmi. Znów Ania i Lucynka…. .
Właściwie jest to całkiem typowa sytuacja - tak jak przypadek Pirata - o jego
chorobie karmiciele widzieli, próbowali leczyć, widzieli, że bez skutku, mój telefon mieli
(zawsze zostawiam) - i pewnie pamiętają tamte łapanki - niektórzy w protesty
włożyli bardzo wiele głośnych emocji… Ania zauważyła Pirata przypadkowo, nie
mieszka tam. Ale jak zwykle - co oni (karmiciele) mogli zrobić? Może kotu samo
przejdzie?
Ech…..
Optymistyczne jest tylko to, że tym razem nikt nie protestuje przeciwko kastracji
Piratowego brata. Może jakieś wnioski wyciągnięte - ale czy na pewno? Mało tego
optymizmu…
Bo karmiciele sami nie wycięli ani jednego kota, nie poprosili o pomoc…
Myślałam, że to koniec opowiadanka - niestety nie. Ania znalazła w końcu
karmicielkę srebrnej kotki - i jej trzech kolejnych kociaków, jeden to kopia Pirata, drugi
- kopia mamy, trzeci - pingwinek.

Czyli najprawdopodobniej Pirat i jego brat to dzieciaki tej srebrnej z okresu jesień
2012 - wiosna 2013.
Podsumowując - srebrna kotka, której nie pozwolono złapać i wysterylizować,
urodziła kocięta, z których przeżyło siedem - Pirat i brat, Srebrne Motylki i te trzy
właśnie wykryte.
Koszt sterylizacji srebrnej - to max 150-200zł
Koszty bezmyślności i bezczynności karmicieli - prawie 800zł:
· leczenie i kastracja Pirata i brata - 350 + 66 + 66zł
· leczenie, odrobaczenie i szczepienie Srebrnych Motylków w 2013 - jakieś 150zł
· odrobaczenia i szczepienie aktualnych potomków srebrnej - ca 150zł.
· jedzenie i żwirek, paliwo na dojazdy, czas i nerwy na to wszystko - trudno wycenić
Komentarz chyba zbędny.
I chyba naprawdę zakończenie - przynajmniej na jakiś czas. Bo mam już chyba
komplet informacji - ostatnie kociaki to dymna kotka, srebrny i pingwinek.
Srebrna kotka wyniosła się od wspomnianej wcześniej pani, która ją miała karmić -
pani po prostu przestała to robić. Zaczęła odwiedzać balkon, a potem zaglądać do
mieszkania starszych Państwa - przez poprzednią karmicielkę poinformowanych, że
dostaje tabletki antykoncepcyjne. Ku wielkiemu zdziwieniu starszych Państwa -
przecież informowano ich, że dostaje tabletki - urodziła za kanapą trzy kociaki - i już
nie chciała wyprowadzić się z mieszkania. Oswoiła się zupełnie. Ania znalazła tę kocią
rodzinkę, porobiła zdjęcia już sporym, bo 4-miesięcznym kociakom, właśnie ostatniego
udało się wyadoptować.
Starsi Państwo zgodzili się zatrzymać Srebrną Kotkę - pod warunkiem, że nie będzie
więcej kociąt - bardzo się do niej przywiązali. Więc Ania kotkę wysterylizowała - oto
dowód - wygolony boczek i mikroskopijny szewek po sterylce.

Ania od czasu do czasu podkarmia tam koty - bardziej po to, by je obserwować,
niż z potrzeby, bo koty kształtem zbliżają się do kul. Sportretowała Pirata - już
wyraźnie przytył, za parę tygodni od braciszka będzie różnił się tylko zamglonym
oczkiem.
Pozostały tam dwie sprawy - upewnić się, czy biała kotka jest wysterylizowana,
i wykastrować Piratowego braciszka. Kastrację odkładamy do wiosny, już trochę
zimno. Wiem, że Ania tego dopilnuje - a ja zawiadomię Was dopiskiem
w komentarzach.
Pozostałe z Waszych wpłat 113,30zł przeznaczymy na leczenie innych kotów.
Może w końcu jednak zakończenie… Przynajmniej tego opowiadanka. Bo już wiem,
że tak naprawdę to się nigdy nie kończy…
Ania wczoraj (05.01.2015) poszła kontrolnie na teren Pirata. Zrobiła zdjęcia naszego
bohatera i jego braciszka - Pirat wypasiony, futro piękne, urodą i wagą prawie  dorównuje bratu, różni go tylko zamglone oczko i jeszcze nie ofutrzona po wenflonie
łapka. Sami popatrzcie:
A jako bonusik ze spacerku zgarnęła - ręką do kontenera - tę białą kotkę. Na
szczęście nie było przy tym p.Władzi - bo już zastrzegła, żeby kotki nie sterylizować,
bo kociątek nie będzie, a jakże to bez kociątek?
Koteczka pod sterylce, akurat końcówka Waszych pieniążków ze zbiórki na Pirata
wystarczyła - dziękujemy.
Kotka jest łagodna, myśleliśmy, że ją chwilę przetrzymamy i będziemy szukać jej domu.
Ale w klatce przerażona prawie się nie ruszała, jadła tylko w nocy. Może gdyby była
nie w klatce, a w mieszkaniu, sama z człowiekiem... ale nie mamy takiego domu…
Więc postanowiliśmy ją wypuścić. Kotka na ma swoją budkę - tyle że drewnianą i za
chłodną na zimę. Ania H. zrobiła solidną styropianową, wypchała polarem, ustawiła
na drewnianej. Kotka grzecznie dała się w nowej budce ulokować. Do środka dostała
małą miseczkę z przekąską dla zachęty, przed budką została kolacja zasadnicza.
Kiedy odjeżdżałyśmy, widziałyśmy ją idącą spokojnym krokiem wzdłuż samochodów,
pewnie robiła obchód swojego terenu - niestety nie udało mi się pstryknąć.
Potem spotkałyśmy Pirata - chyba obchodził swój rejon godnym krokiem.
Pstryknęłam go z okna samochodu, ku wielkiemu zdziwieniu dwojga starszych Państwa
- że ktoś zna Pirata, że interesuje się dzikim kotem. Pirat błysnął okiem - tym niemętnym
- i udał się w kierunku stołówki.
Kilka dni po wypuszczeniu Białej, a konkretnie w niedzielę 18 stycznia 2015 Ania
poszła na kontrolę. Biała przyszła na kolację, dała się wygłaskać, mieszka w starej
budce Pirata, bo jej nowe lokum zajął rzeczony Pirat. Bystrzak.
A do Ani przyczepił się wielki i łagodny wilkowaty pies…. Na szczęście po
sprawdzeniu chipa okazała się pracownikiem przyległej bazy MPO - wyszedł sobie
na małą wycieczkę.
I jak tu można skończyć?
To może koniec tego opowiadanka? I może będzie następne? Bo został do kastracji
Brat Pirata, i pogryziony pingwin przychodzący na balkon Srebrnej, ale trudno je
złapać, są tak nażarte, że wszystkie przysmaki mają w nosie. Pingwinowe rany na
szczęście się goją, więc nie ma alarmu, no i trochę czekamy na sterylki miejskie,
wiadomo, kasssa…
I jeszcze wielkie podziękowania dla wszystkich który pomogli Piracikowi - dla
darczyńców, dla Ani, i przede wszystkim dla Pani, która przyjęła Piracika do domu na
czas leczenia, cierpliwie znosiła jego bałaganiarstwo, kocurze zapaszki i inne
„przyjemności”, troszczyła się o to, czy je i podsuwała przysmaczki - to Jej najbardziej
Piracik jest wdzięczny - za wyleczenie i nowe życie, z tym ropskiem w uchu bez
leczenia nie miał szans….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz