czwartek, 22 stycznia 2015

Marmurkowa Tosia - pożegnanie

opowiedziała Ania
Mieszkała w rejonie Placu Barlickiego. Urodziła się wiosną 2013. O właściwej porze karmicielka ją wysterylizowała.
Ale kotka nie radziła sobie, umiała znaleźć ciepłego schronienia, zachorowała zimą 2013/2014. Dostawała antybiotyki w karmie. Wyglądało, że czuje się lepiej, że wyzdrowiała. Wiosną 2014 znów zaczęła kichać, chudnąć, antybiotyków w karmie nie można było podać  -  przestała jeść. Trzeba było ją złapać, albo zrezygnować z prób leczenia. Tylko jak tu zrezygnować z pomocy choremu kotu, którego się zna i karmi? Czy można bezczynnie i bezradnie przyglądać się, jak chudnie, opada z sił, aż w końcu nie pojawia się nawet popatrzeć na miseczkę? Karmicielka Marzenka z koleżanką Anią nie umiały zrezygnować  -  zawzięły się  -  nie pamiętam już, ile tygodni czatowały nocami na Tosię. Czasem zabierałam je po północy z  centrum miasta  -  od Tosi  -  do ich domów na głębokim Radogoszczu.

W końcu udało się Tosię złapać, trafiła do szpitalika na intensywne leczenie  -  kroplówki, karmienie strzykawką. Ciężko było, bo kotka jednak dzika. Nie atakowała, ale dość zdecydowanie się broniła.

A potem już do domu tymczasowego  -  bo trzeba spróbować Tosię oswoić i szukać jej domu, wypuszczenie z powrotem do zimnej piwnicy nie wchodziło w rachubę  -  koteczka była zbyt delikatna na życie na ulicy, pewnie zachorowałaby znowu.…

Zaczęła się oswajać, pokazały się jej ogłoszenia  -  nawet kilka osób zainteresowało się koteczką w piękne marmurkowe wzorki. Ale szukaliśmy dla niej domu szczególnego, bardzo bezpiecznego, cierpliwego i wyrozumiałego, i cierpliwie czekaliśmy na ten ideał. 
 

                

Niecały miesiąc temu Tosia zaczęła tracić apetyt. Wizyta w lecznicy, właściwie brak chorobowych objawów. Zaczęła się pilniejsza obserwacja kotki i podtykanie pod nosek smacznych kąsków. Niby jadła, ale pewnie gorzej się czuła, bo zaczęła się chować po kątach. Znów lecznica, kroplówka, bo kotka odwodniona, badanie krwi… Kreatynina 4,2, mocznik 218, duża, ale nie tragedia. Zła morfologia  -  bardzo wysoka leukocytoza, za niskie czerwone krwinki i hemoglobina, podejrzenie zakaźnej białaczki. Na razie antybiotyk, kroplówki, dokarmianie  -  i w planach test PCR, jeśli leczenie nie zadziała.



Po kilku dniach wydawało się, że jest lepiej, zaczęła interesować się miseczką, nawet sama jadła, ożyła nadzieja…

Niestety, to była tylko chwilowa poprawa, w nocy 2015-01-15 Tosia usnęła…

Żegnaj, śliczna koteczko…

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęśliwej drogi za Tęczowy Most koteczko . Odeszłaś wśród przyjaciół - otoczona miłością i opieką . Twoje imię i wizerunek znane są wielu osobom , a niektórzy nawet dzięki Tobie zdali egzamin z człowieczeństwa , nie odeszłaś bezimienna .
    Pewnie teraz powrócisz w zmienionym futerku - może jako ryś lub żbik , otoczona prawdziwą opieką i ochroną na wolności . Bo kochasz wolność tak bardzo , że zbyt długo nie chciałaś z niej zrezygnować , a może to było inaczej i czekałaś na ludzi , którym do świętości brakował tylko ten drobny egzamin z człowieczeństwa . Powodzenia za Tęczowym Mostem Tosiu i czasami wspomnij o tych co tutaj zostawiłaś bo tu wiele osób o Tobie będzie pamiętać .

    OdpowiedzUsuń