wtorek, 22 lipca 2014

Lalka

Dwuletnia kotka z przeszłością. Pierwsze osiem miesięcy przeżyła na działce. Czy to było dobre życie? Nie sądzę. Fakt, wolność, ptaki i motyle ale i zimno i głód i strach. Mama nauczyła ją wystrzegać się ludzi,
więc była ostrożna. Przemykała jak duch. Nauczyła się, że przychodzę z jedzeniem o stałej porze - więc czekała na mnie w bezpiecznym miejscu, np. na dachu altanki. Mądra kotka. Uniknęła psich zębów i kopniaków złych ludzi. Bardzo się o nią bałam, ale nie mogłam wziąć jej do siebie. Miałam już komplet kotów; zresztą sama nie czułam się na siłach poradzić sobie z półdziką kotką. Ewa zaoferowała jej dom tymczasowy, zrobiłyśmy ogłoszenia, rozesłałyśmy je na cały kraj. I nic. Nikt nie chciał pięknej Lali. Łagodnej - nie wyciąga pazurków, nie próbuje gryźć. Po prostu uciekała w niedostępne miejsca. Kotka przemieszkała rok w zakoconym domu Ewy. Z kotami dogadała się natychmiast, bezpośredniego kontaktu z ludźmi ciągle unikała. Mnie poznawała - gdy przychodziłam siadała w bezpiecznej odległości i nie spuszczała ze mnie wzroku..
Tymczasem moja sytuacja się zmieniła, syn kupił mieszkanie i wyprowadził się zabierając ze sobą Myszę, naszą pierwokotną. Zrobiło się miejsce dla Lalki. Pierwsze dwa dni spędziła pod łóżkiem, nie jadła, nie piła, nie siusiała. Zabraliśmy do weta. Pomogło - na trochę. Bo zaraz potem zaczęła kichać. Znowu trzeba było wyciągać ją spod łóżka ( a to nie była łatwa operacja) i wieźć do lekarza. Próby oswajania? Mogłam zapomnieć! Byłam wrogiem, który wyciąga kota z bezpiecznego schronienia, wsadza do klatki i dotyka! I pozwala innym dotykać! Kot sobie nie życzy! Kot się schowa i nie wyjdzie! Na żadne przysmaki tez się nie nabierze! A może zjem - jak sobie pójdziesz! Daleko! Jeszcze dalej. No.
Obu nam zdarzyło się szczęście w nieszczęściu - katarem od Lali zaraził się najpierw Kacper, potem Miluś. Przy czym Lalka natychmiast zareagowała na antybiotyk, Miluś też, a Kacper chorował trzy tygodnie. Mój ukochany Kacuś przestał śpiewać i gruchać, był smutny! Cały dom stał się smutny razem z nim. Przestaliśmy zwracać uwagę na Lalkę. Miała czas na uspokojenie się, spokojne i dokładne obejrzenie mieszkania, przyzwyczajenie się do nas. Odkryła, że Duży je smakowite śniadanka i chętnie częstuje koty. Duża z kolei ma fajne zabawki.
O kotach rezydentach nie wspomniałam, choć też swoją rolę w zadomowieniu się Lali odegrały. Mówiły mi mądre kobiety, że po tak długim czasie Lalka z Kacprem się nie poznają. No, może. Ale dlaczego wobec tego - gdy tylko je puściłam luzem - natychmiast spały przytulone?
Innych kłopotów z dokoceniem nie było. Miluś dwa razy zasyczał. To wszystko. A my? Nie chciałam wiele. Nastawiłam się, że to będzie kot do podziwiania z daleka. Ostatecznie mamy Milusia, kota nakolankowego i Kacpra - kota śpiewającego. Jeśli Lalka chce, może być kotem ozdobnym. Na szczęście Lala jest niezwykle łagodnym kotkiem, nigdy nie drapie ani nie gryzie. Ale zaczęło się coś zmieniać. Wiecie, jak to jest, przechodzi się obok kota i ręka sama się wysuwa, żeby machinalnie pogłaskać futerko. Długi czas było tak, że gdy przechodziłam obok Lalki po prostu już jej tam nie było. Aż przyszedł taki dzień, gdy przechodziłam i aż zawołałam - głaszczę Lalkę! Nie trwało to długo, bo ona też się zorientowała, że ktoś jej dotyka! Fuj! Ale stopniowo czas głaskania się wydłużał, kicia podstawiała łebek, pokazywała gdzie chce być miziana... A któregoś dnia po prostu wzięłam ja na ręce. Byłam wredna, bo natychmiast przekazałam ją mojemu synowi, który najlepiej obcina kotom pazury.
No. Lala nie rozmawiała ze mną dwa dni. A teraz? Mamy swoje rytuały. Zaczyna ona:
- miau
- co się stało? - odpowiadam
- miau!
schylam się, wyciągam rękę
- no, chodź - mówię, a ona odskakuje
- miau - wygłasza z pretensją. Robię krok, wyciągam rękę, ale jej już tam nie ma…
- miau - powiada
I rozmawiając idziemy do biurka z komputerem.
Lalka wskakuje na komputerowe krzesełko, układa się i podstawia pod głaszczącą rękę. Mogą być dwie ręce - nie ma strachu póki leży na krzesełku.
Druga możliwość pieszczot mamy w sypialni, w konfiguracji następującej: Lalka leży, najlepiej z chłopakami, ja się pochylam i głaszczę. I jest ok.
Przy nakładaniu jedzenia ociera się, barankuje, kocha całą sobą. Ale gdy zaczyna jeść - koniec pieszczot.
Już wiemy, że Lalka nie będzie kotem wyłącznie ozdobnym. Jest u nas od 24 kwietnia, zmieniła się bardzo i każdy dzień przynosi nowe mile niespodzianki. Co będzie za pół roku? Rok? Może wejdzie na kolana? A jeśli nie wejdzie, nic nie szkodzi. I tak jest nasza (a raczej my jesteśmy jej) na dobre i na złe.

1 komentarz:

  1. No tak :) Śliczna jest Lala.
    Też mam kota, którego głaskać wolno tylko na łóżku - w innych miejscach prawie dzicz :)

    OdpowiedzUsuń