czwartek, 10 lipca 2014

Trochę optymizmu - cz.2

napisała Ania
Miało być krótko, trzy krótkie historyjki, niestety - jak zwykle nie udało się…

Więc będzie oddzielna część druga.

Przy ul.Kasprzaka, za Makro, jest długa, sięgająca Al.Włókniarzy, pusta działka. Są tam koty - karmi je p.Teresa i
p.Helenka. Znamy się kilka lat, pomagałam tam łapać i sterylizować, stamtąd był długowłosy czarno-biały Borysek. Jakiś rok temu panie poznały się z „naszą” forumową Wiesiaczek i działają wspólnie. Czyli - teren powinien być „czysty” - znaczy wszystko ma być wysterylizowane, nie mają prawa tam pojawiać się kociaki.

Więc chyba rozumiecie moją irytacje, kiedy dostałam wiadomość, że na tej działce p.Ela, karmicielka z Radogoszcza, jadąc do pracy na nocną zmianę, widziała siedem (!!!) kociąt. Miejscowe raczej nie, choć, jak pisałam w części 1 optymizmu, różnie to bywa, a jeśli podrzucone - to co zrobić z taką ilością kociąt?? W każdym razie - tragedia…

Po kilku głębokich oddechach zadzwoniłam do p.Teresy - nie ma żadnych kociąt, wszystko posterylizowane. No to jeszcze raz dzwonię do p.Eli, uściślić miejsce - miejsce się zgadza. Więc jeszcze raz do p.Teresy - i słyszę, że są kociaki, ale po drugiej stronie Al.Włókniarzy, na stacji gazowej, przy jakiejś nastawni. A koty na działce owszem, widać wieczorem z ulicy, i z autobusu, przychodzi na posiłek czasem nawet 13, wszystkie czarne albo pingwiny. Umawiamy się na wieczór, wezmę p.Elę i jej sąsiadkę, p.Anię, też kociarę - może przejdziemy się na tę nastawnię?

Przyjeżdżamy, koty są. Na razie dwa. Idziemy w głąb działki - kolejny pod drzewem, kolejne przy budce pod murem, dwa następne szaleją w trawie.



P.Ela i p.Ania wyciągają poczęstunek - kot podchodzą do misek, nie boją się, ale trzymają dystans. Błyszczące oczy i futerka, czyściutkie białe pończoszki, niektóre koty wyraźnie okrąglutkie - widać, że w dobrej formie i pod dobrą opieką.

Zastanawiają mnie te młode - ciachnięte czy nie? Dzwonię do p.Teresy, nie odbiera, dzwonię do Wiesiaczka - oczywiście, że wysterylizowane, jeszcze wiosna, jak mogę ją w ogóle posądzać o to, że kotów nie sterylizuje!! Teraz (ona i p.Teresa) zaprzyjaźniają się z opiekunami kotów ze stacji gazowej i nastawni, jedna już wysterylizowały, bo dała się złapać rękami, na łapanie następnych są umówione.

Przychodzą p.Teresa i p.Helena, p.Teresy w letnim wcieleniu prawie nie poznałam, witamy się, wyjaśniam powód „nalotu” - trochę śmiechu, bo zabawnie, trochę optymizmu - bo jest ktoś, komu koty nawet widziane z autobusu, nie są obojętne, bo alarm o kocie tragedii fałszywy. Bo ogólnie to fajnie wiedzieć, że nie jest się jedynym w okolicy kocim wariatem…

Kotom zdecydowanie nie podoba się nasza pogawędka - posiłek się spóźnia!! Co prawda żaden nie wygląda za zagłodzonego, nawet taki jeden z największą ilością białego wyraźnie nie spieszy się do misek, woli obserwować - ale punktualność ze strony kuchni jest pożądana.



A skąd optymizm? Ano, że ktoś widzi koty i alarmuje, a nie odwraca głowę. Że są karmiciele, którzy nie czekają ze sterylkami do kolejnych miotów. I że coraz więcej jest takich miejsc i takich ludzi.

Część trzecia będzie wkrótce - zapowiadała się optymistycznie, ale nie wiem, czy nie była to radość przedwczesna…

Oby nie - trzymajcie kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz