napisała Ania
Długo
się zastanawiałam nad tytułem tego tekstu - przychodziły mi na
myśl bardzo różne. Nie chciałabym zagubić proporcji - między
zamordowaną dziewczyną a kotami. Chociaż w stosunku do tej
dziewczyny i do kotów nasze służby zachowały się równie
beztrosko, nieprofesjonalnie, bez wyobraźni i co tam jeszcze chcecie
dodać.
Fakty
znane powszechnie to zaginięcie dziewczyny 14-15 sierpnia 2017,
policyjna kontrola mieszkania 19 sierpnia - wówczas Straż Pożarna
weszła do mieszkania na IVp przez okno, pobieżnie je sprawdziła, a
policja spisała notatkę - z tego, co podawała prasa, policjanci
do mieszkania nie weszli w ogóle.
A
strażacy? A owszem, weszli, i widzieli białoczarnego kota -
przypomnę, 19 sierpnia 2017.
27
sierpnia 2017 - 8 dni później - jechałam do koleżanki - pod
Kozienice. Już prawie na miejscu złapał mnie telefon ze
schroniska:
- Czarny
kot z pani chipem jest u nas. Szczepiony?
- Szczepiony,
odbiorę jutro rano - dziś nie zdążę. Jak ma na imię?
- Spining.
Jutro? To zostawimy w oddzielnej klatce, nie pójdzie na kociarnię.
[URL
Chip
mój, bo chipując koty przy adopcji wpisujemy dane nowego opiekuna,
ale zostawiamy też swój telefon - tak na wszelki wypadek. Spining
- wiem, który dt.
- Kot
od Ciebie jest w schronisku, zawiadom właścicieli, może się
zgubił i szukają.
Po
chwili telefon zwrotny, dt bardzo zdenerwowany:
- Słuchaj,
kot był wyadoptowany razem z Wrzoskiem do Artura W, niedawno pisał
do mnie na FB, wysłał zdjęcie kotów (to tytułowe -
2017.07.19), teraz telefon nie odpowiada, jest poszukiwany, w jego
mieszkaniu znaleziono martwą dziewczynę. Gdzie jest drugi kot???
- Nie
wiem, schronisko mówiło o jednym, jest niedziela, nic nie załatwię,
wracam wieczorem, jutro od rana będę szukać.
Poniedziałek
- odebrałam czarnego ze schroniska, przeleciałam z nim przez
lecznicę na wszelki wypadek, zawiozłam do dt. W schronisku nic nie
wiedzieli o drugim, nie mogli (nie chcieli?) powiedzieć, skąd
do nich trafił ten czarny, tylko tyle, że przywiózł go Animal
Patrol.
Zaczęłam
dzwonić - do naczelnika Wydziału Prewencji Straży Miejskiej, z
którym kilkakrotnie miałam kontakt w sprawach zwierzaków. Był
przed naradą, po naradzie sprawdzi i da znać. O 11tej zadzwonił,
że kontaktować się będzie ze mną strażnik miejski z Animal
Patrolu - pan PP - nieco jęknęłam, ale… No i kontaktował
się intensywnie, dzwonił w ciągu dnia chyba 7 razy, tyle że nie
miał żadnych konkretnych informacji. O co spytałam - nie może
takich informacji udzielać. Jedyny prawie konkret - kot chyba
uciekł. Chyba czy na pewno? No raczej chyba…
Pozostało
mi czekać, aż znajdzie taką wiadomość, którą będzie się mógł
ze mną podzielić i która przybliży mnie do drugiego kota.
Czekałam,
a w międzyczasie zadzwoniłam do Straży Pożarnej - nie udało mi
się porozmawiać ze strażakami, którzy byli w mieszkaniu, ale
odpytał ich dyspozytor - owszem, widzieli białoczarnego kota. Co
z nim? Chyba uciekł…
Zaczynał
mnie trafiać szlag. Strażacy, którzy tyle zwierzaków ratują z
różnych dziwnych opresji, zostawili koty w pustym mieszkaniu…
Animal Patrol, który prawdopodobnie zabierał czarnego kota z
mieszkania (prawdopodobnie, bo to też info raczej tajne) nie
sprawdził, czy nie ma tam więcej kotów - przecież we wszystkich
informacjach w tej sprawie przewijał się wątek kilku
kotów - to właśnie koty winiono za nieprzyjemne zapachy
z mieszkania, pisano, że było ich kilka..
Nie
jestem prawnikiem - ale chyba są jakieś przepisy nakazujące
zabezpieczyć zwierzę pozostawione bez opieki w zamkniętym
mieszkaniu? A jeśli nie przepisy, to zwykła przyzwoitość. Czego
Wam, panowie, zabrakło? Wszędzie mówiło się o kilku kotach w
mieszkaniu, SP widziała białoczarnego, AP zabrał czarnego. Dwa
różne na pierwszy rzut oka. Nie przyszło Wam do głowy sprawdzić,
czy drugi się gdzieś nie chowa? To mała kawalerka, nie pałac!!
Strażacy
zawiedli mnie pierwszy raz, Animal Patrol - niestety nie po raz
pierwszy…
Czemu
świadomie skazaliście te koty na śmierć z głodu i pragnienia?
Strażacy - 19 sierpnia, Animal Patrol - 27 sierpnia.
Przypomnę - koty były same od 14-15 sierpnia. DWA TYGODNIE. W
mieszkaniu, przez które przewinęło się służbowo sporo ludzi,
gdzie stała kuweta - ciągle używana, widomy znak obecności
kotów.
[
Wracam
do poniedziałku, 28 sierpnia.
Ostatni
telefon od pana PP z Animal Patrolu nareszcie coś wniósł -
sprawą zajmuje się Policja, Wydział Dochodzeniowo-Śledczy.
Telefon nie był tajny, dostałam go.
Ruszyło
z kopyta - sekretariat przełączył mnie na stosownego
funkcjonariusza, który wysłuchał i obiecał, że ktoś się
skontaktuje. Zgrzytnęłam zębami pomna całodniowych kontaktów z
AP SM, ale prawie natychmiast zadzwonił policjant, mieszkanie
już przekazano właścicielowi, telefonu do właściciela podać nie
może, ale mój telefon właścicielowi - owszem.
No
i dał - za chwilę umówiliśmy się z właścicielem na wtorkowy
poranek.
Jeszcze
telefon do firmy dezynfekcyjnej - czy kot miał szansę przeżyć?
Tak, środek bezpieczny dla ssaków.
Noc
z poniedziałku na wtorek miałam nieco spokojniejszą….
Nie
chciałam przeszukiwać mieszkania, jakoś tak nie chciałam…
Planowałam zostawić klatkę łapkę na kilka-kilkanaście godzin.
Jeśli kot jest - złapie się, jeśli się nie złapie - trzeba
będzie szukać w mieszkaniu ciałka. A jeżeli w mieszkaniu nie ma
ani kota, ani ciałka - trzeba będzie szukać w okolicy. Ale
najpierw klatka łapka. Do smacznej przynęty powinien przyjść. Tak
zrobiłam parę ładnych lat temu łapiąc kotkę zamkniętą przez
policję w oplombowanym mieszkaniu przy Kilińskiego, sytuacja
podobna - policja zamknęła kotkę, sąsiedzi widzieli ją
siedzącą na oknie, informowali policję - bez rezultatu, w końcu
zadzwonili do mnie. Wtedy podobno było gorzej - bo nie było
Animal Patrolu…
We
wtorek zgodnie z planem weszliśmy z właścicielem do mieszkania -
okna i drzwi balkonowe były pootwierane, mimo to kot nie uciekł.
SIEDZIAŁ NA ŚRODKU POKOJU. Na nasz widok schował się za fotel i
kanapę. Nie bardzo miałam ochotę tam wpełzać, trzeba go było
wypłoszyć do przyjemniej wyglądającej kuchni. Zamknęliśmy
okna, żeby wystraszony nie hulnął na zewnątrz, kot pobiegł do
szafy w przedpokoju, bez problemu przełożyłam do kontenerka.
Wizyta
u weta, panika kolegi (towarzyszącego mi dla podtrzymania na duchu)
na temat jadu trupiego, jego działania na mnie oraz kota, i koniec
akcji.
Jeszcze
tylko pranie kota. I kot bezpieczny.
Pozostaje
parę pytań, na które pewnie nikt nie udzieli mi odpowiedzi. Bo co
można odpowiedzieć?
Wy
też pewnie macie pytania - np. co koty jadły przez tan czas -
na podłodze był rozerwany worek z karmą, lodówka otwarta. Może
lodówki nie otworzyły, ale worek mogły rozerwać - moje
potrafią. Co piły? Przypuszczam, że wodę z wc…. Na pewno
schudły przez te dwa tygodnie, na pewno były nieco odwodnione -
ale nie w stanie wymagającym kroplówek.
Odnośnie
adopcji. Tak, sprawdzamy domy, rozmawiamy z ludźmi starając się
wyłowić zniechęcające informacje, mamy „czarną listę”. Ale
nie prześwietlimy człowieka - musimy polegać na własnych
obserwacjach, zaufać wnioskom z rozmowy, intuicji. Ocena
ludzi na podstawie rozmów w żadnej sytuacji nie daje pewności. Nie
przewidzimy przyszłości….
Te
koty były zadbane, ufne, miały dobrą opiekę, dostawaliśmy co
jakiś czas zdjęcia i informacje o nich.
A
potem - w sytuacji realnego zagrożenia - zostały pozostawione
swojemu losowi przez ludzi powołanych do ich ochrony i ratowania.
Przez bezmyślność, niekompetencję i brak wyobraźni.
Żądamy,
aby ludzie nie krzywdzili zwierząt, żądamy ustaw, żądamy kar,
powołujemy specjalne służby do realizacji szczytnych postulatów,
zatrudniamy w tych służbach ludzi, szkolimy ich, wyposażamy, Ale
ci ludzie zapominają wymagać od siebie, lekceważą swoje
obowiązki.
Właściwie
my wszyscy zapominamy wymagać od siebie.
Nic
nie zmieni powołanie tysiąca służb, jeśli będą w nich pracować
ludzie bez wyobraźni, bez poczucia odpowiedzialności za swoje
działania i zaniechania.
Nic
się nie zmieni, jeśli każdy z nas nie obudzi w sobie tych cech.
Ten
tekst nie ma piętnować, bo nie popełnia błędów ten, kto nic nie
robi. Opisuję zdarzenie jako przykład, który należy
przeanalizować i wyciągnąć z niego wnioski, jako realną
sytuację, która nie powinna - więcej, nie może - się
powtórzyć.
Z
informacji w mediach wynika, że w sprawie odnalezienia zamordowanej
dziewczyny popełniono dużo cięższe błędy. Dziewczynie służby
nie mogły już pomóc, ale te i kolejne błędy zaważyły na losie
zwierząt, będących częścią opisanej tragicznej sprawy.
Najczęściej w takich wypadkach występuje jednak brak serca,myśli, że żywe stworzenie czuje i cierpi. Jakaś znieczulica. Straszne to jest.
OdpowiedzUsuń