poniedziałek, 9 października 2017

Trudne pytania

napisała Ania
Długo się zastanawiałam nad tytułem tego tekstu - przychodziły mi na myśl bardzo różne. Nie chciałabym zagubić proporcji - między zamordowaną dziewczyną a kotami. Chociaż w stosunku do tej dziewczyny i do kotów nasze służby zachowały się równie beztrosko, nieprofesjonalnie, bez wyobraźni i co tam jeszcze chcecie dodać.

Fakty znane powszechnie to zaginięcie dziewczyny 14-15 sierpnia 2017, policyjna kontrola mieszkania 19 sierpnia - wówczas Straż Pożarna weszła do mieszkania na IVp przez okno, pobieżnie je sprawdziła, a policja spisała notatkę - z tego, co podawała prasa, policjanci do mieszkania nie weszli w ogóle.
A strażacy? A owszem, weszli, i widzieli białoczarnego kota - przypomnę, 19 sierpnia 2017.
27 sierpnia 2017 - 8 dni później - jechałam do koleżanki - pod Kozienice. Już prawie na miejscu złapał mnie telefon ze schroniska:
-  Czarny kot z pani chipem jest u nas. Szczepiony?
-  Szczepiony, odbiorę jutro rano - dziś nie zdążę. Jak ma na imię?
-  Spining. Jutro? To zostawimy w oddzielnej klatce, nie pójdzie na kociarnię.
[URL
Chip mój, bo chipując koty przy adopcji wpisujemy dane nowego opiekuna, ale zostawiamy też swój telefon - tak na wszelki wypadek. Spining - wiem, który dt.
-  Kot od Ciebie jest w schronisku, zawiadom właścicieli, może się zgubił i szukają.
Po chwili telefon zwrotny, dt bardzo zdenerwowany:
-  Słuchaj, kot był wyadoptowany razem z Wrzoskiem do Artura W, niedawno pisał do mnie na FB, wysłał zdjęcie kotów (to tytułowe - 2017.07.19), teraz telefon nie odpowiada, jest poszukiwany, w jego mieszkaniu znaleziono martwą dziewczynę. Gdzie jest drugi kot???
-  Nie wiem, schronisko mówiło o jednym, jest niedziela, nic nie załatwię, wracam wieczorem, jutro od rana będę szukać.
Poniedziałek - odebrałam czarnego ze schroniska, przeleciałam z nim przez lecznicę na wszelki wypadek, zawiozłam do dt. W schronisku nic nie wiedzieli o drugim, nie mogli (nie chcieli?) powiedzieć, skąd do nich trafił ten czarny, tylko tyle, że przywiózł go Animal Patrol.
Zaczęłam dzwonić - do naczelnika Wydziału Prewencji Straży Miejskiej, z którym kilkakrotnie miałam kontakt w sprawach zwierzaków. Był przed naradą, po naradzie sprawdzi i da znać. O 11tej zadzwonił, że kontaktować się będzie ze mną strażnik miejski z Animal Patrolu - pan PP - nieco jęknęłam, ale… No i kontaktował się intensywnie, dzwonił w ciągu dnia chyba 7 razy, tyle że nie miał żadnych konkretnych informacji. O co spytałam - nie może takich informacji udzielać. Jedyny prawie konkret - kot chyba uciekł. Chyba czy na pewno? No raczej chyba…

Pozostało mi czekać, aż znajdzie taką wiadomość, którą będzie się mógł ze mną podzielić i która przybliży mnie do drugiego kota.
Czekałam, a w międzyczasie zadzwoniłam do Straży Pożarnej - nie udało mi się porozmawiać ze strażakami, którzy byli w mieszkaniu, ale odpytał ich dyspozytor - owszem, widzieli białoczarnego kota. Co z nim? Chyba uciekł…
Zaczynał mnie trafiać szlag. Strażacy, którzy tyle zwierzaków ratują z różnych dziwnych opresji, zostawili koty w pustym mieszkaniu… Animal Patrol, który prawdopodobnie zabierał czarnego kota z mieszkania (prawdopodobnie, bo to też info raczej tajne) nie sprawdził, czy nie ma tam więcej kotów - przecież we wszystkich informacjach w  tej sprawie przewijał się wątek kilku kotów - to właśnie koty winiono za nieprzyjemne zapachy z mieszkania, pisano, że było ich kilka..
Nie jestem prawnikiem - ale chyba są jakieś przepisy nakazujące zabezpieczyć zwierzę pozostawione bez opieki w zamkniętym mieszkaniu? A jeśli nie przepisy, to zwykła przyzwoitość. Czego Wam, panowie, zabrakło? Wszędzie mówiło się o kilku kotach w mieszkaniu, SP widziała białoczarnego, AP zabrał czarnego. Dwa różne na pierwszy rzut oka. Nie przyszło Wam do głowy sprawdzić, czy drugi się gdzieś nie chowa? To mała kawalerka, nie pałac!!
Strażacy zawiedli mnie pierwszy raz, Animal Patrol - niestety nie po raz pierwszy…
Czemu świadomie skazaliście te koty na śmierć z głodu i pragnienia? Strażacy - 19 sierpnia, Animal Patrol - 27 sierpnia. Przypomnę - koty były same od 14-15 sierpnia. DWA TYGODNIE. W mieszkaniu, przez które przewinęło się służbowo sporo ludzi, gdzie stała kuweta - ciągle używana, widomy znak obecności kotów.
[
Wracam do poniedziałku, 28 sierpnia.
Ostatni telefon od pana PP z Animal Patrolu nareszcie coś wniósł - sprawą zajmuje się Policja, Wydział Dochodzeniowo-Śledczy. Telefon nie był tajny, dostałam go.
Ruszyło z kopyta - sekretariat przełączył mnie na stosownego funkcjonariusza, który wysłuchał i obiecał, że ktoś się skontaktuje. Zgrzytnęłam zębami pomna całodniowych kontaktów z AP SM, ale prawie natychmiast zadzwonił policjant, mieszkanie już przekazano właścicielowi, telefonu do właściciela podać nie może, ale mój telefon właścicielowi - owszem.
No i dał - za chwilę umówiliśmy się z właścicielem na wtorkowy poranek.
Jeszcze telefon do firmy dezynfekcyjnej - czy kot miał szansę przeżyć? Tak, środek bezpieczny dla ssaków.
Noc z poniedziałku na wtorek miałam nieco spokojniejszą….
Nie chciałam przeszukiwać mieszkania, jakoś tak nie chciałam… Planowałam zostawić klatkę łapkę na kilka-kilkanaście godzin. Jeśli kot jest - złapie się, jeśli się nie złapie - trzeba będzie szukać w mieszkaniu ciałka. A jeżeli w mieszkaniu nie ma ani kota, ani ciałka - trzeba będzie szukać w okolicy. Ale najpierw klatka łapka. Do smacznej przynęty powinien przyjść. Tak zrobiłam parę ładnych lat temu łapiąc kotkę zamkniętą przez policję w oplombowanym mieszkaniu przy Kilińskiego, sytuacja podobna - policja zamknęła kotkę, sąsiedzi widzieli ją siedzącą na oknie, informowali policję - bez rezultatu, w końcu zadzwonili do mnie. Wtedy podobno było gorzej - bo nie było Animal Patrolu…
We wtorek zgodnie z planem weszliśmy z właścicielem do mieszkania - okna i drzwi balkonowe były pootwierane, mimo to kot nie uciekł. SIEDZIAŁ NA ŚRODKU POKOJU. Na nasz widok schował się za fotel i kanapę. Nie bardzo miałam ochotę tam wpełzać, trzeba go było wypłoszyć do przyjemniej wyglądającej kuchni. Zamknęliśmy okna, żeby wystraszony nie hulnął na zewnątrz, kot pobiegł do szafy w przedpokoju, bez problemu przełożyłam do kontenerka.
Wizyta u weta, panika kolegi (towarzyszącego mi dla podtrzymania na duchu) na temat jadu trupiego, jego działania na mnie oraz kota, i koniec akcji.

Jeszcze tylko pranie kota. I kot bezpieczny.

Pozostaje parę pytań, na które pewnie nikt nie udzieli mi odpowiedzi. Bo co można odpowiedzieć?
Wy też pewnie macie pytania - np. co koty jadły przez tan czas - na podłodze był rozerwany worek z karmą, lodówka otwarta. Może lodówki nie otworzyły, ale worek mogły rozerwać - moje potrafią. Co piły? Przypuszczam, że wodę z wc…. Na pewno schudły przez te dwa tygodnie, na pewno były nieco odwodnione - ale nie w stanie wymagającym kroplówek.
Odnośnie adopcji. Tak, sprawdzamy domy, rozmawiamy z ludźmi starając się wyłowić zniechęcające informacje, mamy „czarną listę”. Ale nie prześwietlimy człowieka - musimy polegać na własnych obserwacjach, zaufać wnioskom z  rozmowy, intuicji. Ocena ludzi na podstawie rozmów w żadnej sytuacji nie daje pewności. Nie przewidzimy przyszłości….
Te koty były zadbane, ufne, miały dobrą opiekę, dostawaliśmy co jakiś czas zdjęcia i informacje o nich.
A potem - w sytuacji realnego zagrożenia - zostały pozostawione swojemu losowi przez ludzi powołanych do ich ochrony i ratowania. Przez bezmyślność, niekompetencję i brak wyobraźni.

Żądamy, aby ludzie nie krzywdzili zwierząt, żądamy ustaw, żądamy kar, powołujemy specjalne służby do realizacji szczytnych postulatów, zatrudniamy w tych służbach ludzi, szkolimy ich, wyposażamy, Ale ci ludzie zapominają wymagać od siebie, lekceważą swoje obowiązki.
Właściwie my wszyscy zapominamy wymagać od siebie.
Nic nie zmieni powołanie tysiąca służb, jeśli będą w nich pracować ludzie bez wyobraźni, bez poczucia odpowiedzialności za swoje działania i zaniechania.
Nic się nie zmieni, jeśli każdy z nas nie obudzi w sobie tych cech.

Ten tekst nie ma piętnować, bo nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi. Opisuję zdarzenie jako przykład, który należy przeanalizować i wyciągnąć z niego wnioski, jako realną sytuację, która nie powinna - więcej, nie może - się powtórzyć.
Z informacji w mediach wynika, że w sprawie odnalezienia zamordowanej dziewczyny popełniono dużo cięższe błędy. Dziewczynie służby nie mogły już pomóc, ale te i kolejne błędy zaważyły na losie zwierząt, będących częścią opisanej tragicznej sprawy.



1 komentarz:

  1. Najczęściej w takich wypadkach występuje jednak brak serca,myśli, że żywe stworzenie czuje i cierpi. Jakaś znieczulica. Straszne to jest.

    OdpowiedzUsuń